#

​Za granicą PRL-u

Stało się to, co się stać powinno. Ryszard Ćwirlej, twórca powieści neomilicyjnej i autor wybitnie dobrze czujący się w literackim świecie PRL-u, napisał „Granicę możliwości”, czyli powieść umiejscowioną w 1990 roku. Oto odchodzi Polska Ludowa, a zaczyna Polska demokratyczna. Rozpoczynają się zmiany głębokie, na poziomie struktury ustroju – nic dziwnego, że ludzie czują się zagubieni. Tak naprawdę mało kto wie, jak kraj docelowo miałby wyglądać, a same zmiany, choć podobno na lepsze, nie dla wszystkich przebiegają komfortowo. Dotyczy to zarówno tak zwanych zwykłych obywateli, jak i służb mundurowych, w tym dobrze nam znanych poznańskich stróżów prawa znanych z poprzednich części cyklu.

Ale uwaga: ci, którzy serii o milicjantach z Poznania nie znają, nie pogubią się w wątkach „Granicy możliwości”. Ćwirlej, gdy na chwilę zbacza z trasy głównej intrygi, wszystko konstruktywnie tłumaczy, pojawiają się też przypisy, z której powieści pochodzi dany wtręt. Tym sposobem czytelnik ma szansę wybrać najbardziej interesującą go lekturę z cyklu, który można czytać w dowolnej kolejności.

Wróćmy jednak do najnowszej powieści autora. W okolicach Opalenicy dochodzi do poważnego wypadku drogowego. W jadącym z Niemiec samochodzie giną dwie osoby. Co nietypowe w przypadku pojazdu wracającego z Zachodu, auto jest puste, nie ma w nim żadnych kapitalistycznych dóbr, pieniędzy ani dokumentów. Śledztwo prowadzi podporucznik Mariusz Blaszkowski oraz młoda prokurator Brygida Bocian. Im bardziej zagłębiają się w sprawę, tym więcej zagadek się pojawia. Tymczasem w Poznaniu ktoś organizuje zamach na bankiera Ryszarda Grubińskiego. Podejrzenie pada na byłego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa.

Byli funkcjonariusze i współpracownicy SB w Polsce demokratycznej mają różnie. Część z nich świetnie sobie radzi, zainwestowawszy pieniądze w intratne spółki. Część drży przed tym, aby nowe władze nie dobrały się im do teczek. Jeszcze inni z kolei marzą o odzyskaniu dawnego status quo, przeczącemu życiu dążącemu do „zgnilizny kapitalistycznego Zachodu”. Nie inaczej jest z niektórymi policjantami, z trudem przełykającymi potwarze cywilów, których rozwydrza świadomość swoich nowych obywatelskich praw. Zmieniło się mnóstwo. Cinkciarze poznikali z ulic, za to pojawiły się kantory. Na pchlich targach kwitnie wolny handel, a karciani oszuści mają swój złoty czas. Wstydzą się i obawiają pisarze, którzy do niedawna w swojej twórczości wychwalali byłą władzę, coby spodobać się cenzurze. Słowem, ile zawodów i/lub stylów życia, tyle przypadków. Ale tak naprawdę dobrze ma się w nowej Polsce tylko jeden rodzaj człowieka – sprytny, bezwzględny i gotowy szybko i za wszelką cenę się dorobić.

O tych wszystkich ludziach pisze Ćwirlej w swojej najnowszej powieści. I o ich nagłym zachłyśnięciu się wolnością, która tak naprawdę nie została sprecyzowana. O ich małych przyjemnościach, namiętnościach i zboczeniach. O drobnych nieuczciwościach, podkopywaniu mniej kumatych i zabijaniu tych, którzy stanęli na drodze interesom. O braku rozeznania, gdzie leży granica pomiędzy prawem, a działaniu wbrew niemu.

O tak, Ćwirlej potrafi pisać o ludziach. Jego scenki rodzajowe z bohaterami tła, zwłaszcza rozmaitymi papudrakami i szuszfolami, to już właściwie klasyka. Podobnie jak śmiesznostki poczciwców idące ramię w ramię z okrucieństwem antagonistów. Oraz coraz odważniej rysowane jednostki kobiece, które przy okazji swoich neutralnych działań potrafią niemal całkowicie zdominować męskich bohaterów. Ponadto Ćwirlej, o czym już wspominałam przy okazji recenzji innych jego powieści, po mistrzowsku potrafi budować, plątać i łączyć rozrzucone intrygi, i to tak różne, że doprawdy trudno sobie wyobrazić, co mogą mieć ze sobą wspólnego. „Granica możliwości” to nie tylko wątki wypadku pod Opalenicą i zamachu na Grubińskiego, ale także porwanie dwóch policjantów, kasety z podglądackim porno czy quasi-terrorystyczna grupa Czarnych Beretów. A od Czarnych Beretów już tylko rzut beretem (!) od czerwonych i rozmaitych symbolicznych uśmieszków. Zresztą Ćwirlej na dobrą sprawę potrafi się zdrowo śmiać ze wszystkiego, nawet z terroryzmu, który rzekomo rozpanoszył się w Polsce po zmianie ustroju.

„Granica możliwości” to dowód na świetną kondycję zarówno autora, jak i jego cyklu o milicjantach/policjantach. To lektura rozluźniająca, ale zarazem wymagająca uwagi i lotności umysłu w łapaniu fabularnych nici i niteczek. To mnogość kontekstów i smaczków oraz osobliwa nostalgia za niełatwym rokiem 1990. To książka dla tych, którzy chcą do niego wrócić lub go poznać i choć na chwilę zapomnieć o wcale nie lepszym 2022 i niewesoło zapowiadającym się 2023.


nasza recenzja

fragment do czytania