#

Absolutne zaćmienie

Z ciekawością śledzę pisarski rozwój Jędrzeja Pasierskiego. Uważam, że jest on jednym z tych autorów, których cechuje duża wrażliwość – może nawet nadwrażliwość – przekładana na twórczość. Wrażliwość ta z kolei wprost stworzona jest do opowiadania o kobietach, ich psychicznej złożoności, niepokojach i uczuciowości – lub genezie uczuciowości zredukowanej.

Ten rodzaj redukcji cechuje komisarz Ninę Warwiłow, bohaterkę trzeciej już odsłony cyklu kryminalnego, którym Pasierski zadebiutował w 2018 roku. Czerwony świt – bo taki tytuł nosi najnowsza książka autora – to, obok wątku kryminalnego, o którym za chwilę, opowieść o kobiecie samotnej – choć lepszym określeniem będzie „osamotnionej” – która przed czterdziestką ponownie znalazła się na rozwidleniu dróg w życiu osobistym. Sama Nina nie powie, że ją to boli czy chociażby uwiera, ta przeprowadzka z ekskluzywnego loftu do pozostawiającego wiele do życzenia małego mieszkania na Pradze; że oszalałaby z powodu miliona zajęć, gdyby nie opiekunka do dziecka; że ojciec jej dziecka jest rodzicielskim leniem i marudą, który będąc pod pantoflem nowej partnerki, z niezadowoleniem wielkim jak warszawskie korki przyjmuje każde nadprogramowe zajmowanie się córeczką. Wreszcie – Nina nie powie, jak bolesny i złożony jest fakt, że czuje się w obowiązku opiekować starym i schorowanym alkoholikiem, który w dzieciństwie tłukł ją niczym schabowego na niedzielę. Nie, wróć. Jest taki moment w Czerwonym świcie, kiedy bohaterka odsłania swoje poturbowane wnętrze i próbuje wyjaśnić bliskiemu jej – a przynajmniej tak o nim kiedyś myślała – mężczyźnie złożoność sytuacji z przebywającym w szpitalu ojcem. Partner pozostaje nieczuły na jej problemy, zamykając jej usta puentą, która nie tylko zaboli Ninę, ale też zapewne wielu czytelników. Mnie zabolała.

Żeby oddać sprawiedliwość, czuję się w obowiązku napisać, że Pasierski nie opowiada się po żadnej ze stron. Jego bohaterka nie ma łatwego charakteru, nierzadko mówi to, czego żałuje już wtedy, gdy zaczyna wypowiedź. Język jest jej mieczem, którym potrafi dotkliwie ciąć, a jej pozorne, ale skutecznie tuszujące ciepło obojętność i chłód tylko utrudniają gojenie się ran „przeciwnika”. Czyli następuje powrót – choć od innej strony – do problemu. Do bólu.

Jest smutno i boleśnie, bez dwóch zdań. Natomiast kolejną zaletą pisarstwa Pasierskiego jest to, że nie zamęcza on czytelnika depresyjnym klimatem. Zdajemy sobie sprawę z powagi tematu, ale nie czujemy przyciężkiego klimatu. Lekkości dodają Czerwonemu świtowi dialogowe potyczki Warwiłow i jej nowego szefa, Białka. Przypominają rasowe starcia z filmów, nie tylko kryminalnych, w których coraz bardziej zmęczony psychicznie podwładny kopie się ze zwierzchniczym koniem. Czytelnik rozumie to zmęczenie, dopinguje podwładnemu, niemniej dostrzega specyficzną logikę, którą posługuje się upierdliwy zwierzchnik. Rewelacja!

Jednak nie zapominajmy, że obok wątku dotyczącego życia osobistego i zawodowego Niny, Czerwony świt jest miejską opowieścią kryminalną, obfitującą w stołeczne korki, wizytówki warszawskich miejscówek oraz wielkomiejskie zbrodnie, popełniane często z powodu niskich pobudek. Pasierski fenomenalnie wręcz opisuje Warszawę, zatrzymując filtrowane przez bohaterów narracje (lubię ten zabieg fabularny, pogłębia on charakterystykę poszczególnych postaci) na charakterystycznych dla stolicy miejscach. Najtańsze, przeznaczone dla mało wymagających Koło, słynna ulica Ząbkowska, obfita w zabytkowe budynki Saska Kępa… Autor przytacza informacje dotyczące rozmaitych warszawskich rejonów, a także konkretnych adresów (praska prokuratura, kardiologia w Aninie, knajpa W Oparach Absurdu), momentami wręcz przebojowo wplatając je w intrygę. Przebojowo i taktownie, respektując fakt, że elementy świata przedstawionego winny służyć przede wszystkim gatunkowi powieści, którą napisać postanowił – kryminałowi. Nawet jeżeli elementem tym jest rzadkie zjawisko całkowitego zaćmienia Słońca.

Otóż właśnie, zaćmienie, gra światłem na początku i w finale opowieści, w którym z kolei obserwujemy bohaterów na tle czerwonego zachodu słońca. Do tego artystyczne aspiracje bohaterów (aktorstwo, scenopisarstwo, reżyseria) i odniesienia wiążące się z szeroko pojętą historią filmu. Zbrodnia w Czerwonym świcie ma znamiona świadomej inscenizacji, teatralizacji, charakteryzuje ją zamknięta przestrzeń opisywana w dniu istotnego dla postaci wydarzenia. Pasierski „zabija” klasycznie, środkiem nasennym naszych babć, co naprawdę nie jest częste w przypadku XXI-wiecznego kryminału. Do tego lapidarnie charakteryzuje każdą osobę dramatu, by w kolejnych rozdziałach przyjrzeć się bardziej dogłębnie tym przedstawicielom pokolenia Y, do którego sam przecież należy. Wyobrażam sobie, że gdyby Christie żyła w naszych czasach – używając podobnych środków literackich popełniłaby analogiczną fabułę przełożoną na brytyjskie realia.

Oto podczas całkowitego zaćmienia Słońca (autentycznego, tego z 20 marca 2015 roku) ginie znana aktorka młodego pokolenia. Osłabiona całonocną imprezą i, jak się okaże, barbituranem o zgubnych skutkach ubocznych zapada w wieczny sen. Kto z gości zaproszonych na oglądanie „czerwonego świtu” chciał śmierci Sary Kosowskiej i dlaczego? Bo że to któryś z nich wiadomo niemal od początku. Warwiłow czeka niewdzięczne zadanie przekopania się przez plączące się zeznania najbliższych ofiary i poznanie ich tajemnic. Ktoś bliskim jest tylko z zewnątrz. Dla kogoś zgaszone na chwilę światło słoneczne będzie odpowiednim anturażem do zgaszenia czyjegoś życia.

Na zawsze.


O KSIĄŻCE

WYWIAD


Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)