#

Randka

Louise Jensen

Jedna noc może zmienić wszystko…Louise Jensen powraca z nowym thrillerem psychologicznym. "Randka" to kolejna powieść bestsellerowej autorki takich przebojów jak "Siostra", "Prezent" i "Surogatka", to trzymający w napięciu thriller, który nie pozwoli ci zasnąć aż do świtu.

Alison Taylor przekonana przez przyjaciół, że powinna pogodzić się z rozpadem małżeństwa i niedawną separacją, umawia się przez portal randkowy na spotkanie z nowym mężczyzną. Sobotni wieczór zaczyna się niewinnie, jednak gdy Alison budzi się w niedzielę rano, odkrywa, że cały jej świat wywrócił się do góry nogami. Jest sama w swoim mieszkaniu i nie pamięta, co się jej przytrafiło, ale z rany na jej głowie sączy się krew, a gdy spogląda w lustro, nie rozpoznaje swojej twarzy. Co więcej, Ali nie rozpoznaje też nikogo z przyjaciół i rodziny.

Czytelnicy o Louise Jensen:

„UWIELBIAM powieści Louise Jensen… Prezent zaskakuje do ostatniej chwili, a autorka bez przerwy trzyma czytelnika w napięciu… Doskonałe!” (Damp Pebbles)

„Siostra" wciągnęła mnie już przy pierwszym zdaniu i nie puściła aż do samego końca. Wydawało mi się, że wszystko mam już rozpracowane… Oj, jak bardzo się pomyliłem!” (Robert Bryndza)

„Nie mogłam oderwać się od tej książki. Zapomniałam o wszystkich obowiązkach!” (Renea Reads)


o autorce:

Powieści Louise Jensen królują na listach bestsellerów „USA Today”. Autorka mieszka w Northamptonshire z mężem, dziećmi, trochę stukniętym psem i niezbyt grzecznym kotem. Jej pierwsze trzy książki, "Siostra", "Prezent" i "Surogatka" wspięły się na szczyty międzynarodowych list bestsellerów, a prawa do tłumaczenia powieści zakupili wydawcy w szesnastu krajach. W 2016 roku Siostra została nominowana do nagrody Goodreads Awards w kategorii Debiut Roku. Louise chętnie czyta wiadomości od czytelników i pisarzy – można się z nią skontaktować przez jej stronę www.louisejensen.co.uk, gdzie regularnie publikuje mikroopowiadania.


FRAGMENT DO POCZYTANIA:

NIEDZIELA

1.

Coś jest nie w porządku.

Wiem to, gdy tylko budzę się z ciężkiego, lepkiego snu. Wiem to, jeszcze zanim zdam sobie sprawę z pulsującego bólu w skroniach. I nie chodzi o ukłucie rozczarowania, które odczuwam każdego ranka, kiedy uświadamiam sobie, że nie leżę w łóżku z Mattem, że już nie mieszkam i nie jestem mile widziana]we własnym]domu.To coś innego, ale łupie mnie w głowie, myśli mam zamglone i wydaje mi się, jakby pokój wirował.

Coś jest nie tak.

W pomieszczeniu unosi się kwaśny zapach. Zapach, którego nie potrafię zidentyfikować i przez moment zastanawiam się, czy jest tu ktoś jeszcze. Z trudem przełykam ślinę. Gardło mam obolałe. Nie mogę się pozbyć okropnego wrażenia, że jestem obserwowana, a ten ktoś nie patrzy na mnie z miłością, jak spoglądał na mnie Matt, gdy otwierałam oczy, a on leżał podparty na jednym łokciu i przyglądał mi się, jakbym była jedyną dziewczyną na świecie. To uczucie przyprawia mnie o ciarki. Ramiona pokrywa mi gęsia skórka. Nie powinnam była dać się namówić Chrissy i Jules na pójście na randkę. Nie jestem jeszcze gotowa na coś takiego, a poza tym wciąż kurczowo trzymam się nadziei, że moje małżeństwo uda się uratować. Zaledwie w zeszłym roku postanowiliśmy z Mattem starać się o dziecko. Perspektywa przyszłości spowijała mnie jak ciepły, miękki koc. Ale to było, zanim odarł mnie z marzeń jednym gwałtownym szarpnięciem, a ja stałam się pusta i zimna, lodowato zimna.

Przyjaciółki wspierały mnie, jak na dobre przyjaciółki przystało, i kilka tygodni temu, gdy siedziałyśmy, popijając wino, dałam się namówić i założyłam profil na portalu randkowym.

– Jestem mężatką! – próbowałam protestować.

– Jesteś w separacji – przypomniała Chrissy i zabrzmiało to tak ostatecznie, chociaż ani Matt, ani ja nie wspomnieliśmy słowem o rozwodzie. – Dobrze by ci zrobiło, gdybyś się trochę zabawiła. Nigdzie nie wychodzisz. Nie musisz traktować tego poważnie. – Błysnęła uśmiechem. – Po prostu się zabaw. Umów się od czasu do czasu na kolację albo na drinka. Nie musisz robić niczego, na co nie będziesz miała ochoty.

– Na przykład nie muszę zakładać konta na portalu randkowym? – Skrzywiłam się, tymczasem Jules zaczęła już czytać na głos opis ze strony głównej aplikacji Inside Out.

– „Nie publikujemy swoich zdjęć, dopóki nie poznamy dobrze drugiej osoby. Każdy z nas jest piękny w środku”.

Udała, że wsadza sobie dwa palce do gardła, ale ona też miała dość facetów; była w separacji, jak ja. Z kolei Chrissy miała już rozwód za sobą. Bóg jeden wie, dlaczego wysłuchiwałam ich porad w kwestii związków. Życie miłosne każdej z nas wyglądało katastrofalnie.

– Boże, to nawet gorzej – powiedziałam. – Co, jeśli koleś

będzie miał dwie głowy czy coś?



– Kiedy ostatnio widziałaś kogoś z dwiema głowami? – Chrissy się zaśmiała. – Poza tym myślałam, że nie jesteś zainteresowana.

– Nie jestem – potwierdziłam. I nie byłam, ale nie mogłam powstrzymać ciekawości, więc zaczęłam przeglądać aplikację. – Co to znaczy SM-PPBS? – Miałam wrażenie, jakbym czytała menu restauracji w obcym języku.

– „Szukam miłości. Po prostu bądź sobą”. – Chrissy rozerwała paczkę doritosów, czytając mi przez ramię. – Wszyscy używają akronimów. Unikaj MWPUR.

– Co to znaczy?

– „Mieszkam w piwnicy u rodziców”. Pewnie trzymałby cię tam przykutą do ściany! – Chrissy otworzyła słoiczek z salsą.

– Możliwe, że już więcej cię nie zobaczymy. Zapiszesz mi w spadku swoją torbę od Michaela Korsa? – zapytała Jules. – U ciebie i tak się marnuje.

To akurat była prawda. Udawałam podekscytowanie, gdy w pierwsze święta spędzone z Mattem pociągnęłam za wstążkę, zerwałam metaliczny ozdobny papier sztywny jak mój uśmiech i zobaczyłam damską torebkę, która prawdopodobnie kosztowała tyle, ile moje miesięczne rachunki za jedzenie. Pocałowałam go mocno, by zachować pozory, ale jednocześnie zastanawiałam się, czy powinnam wyjaśnić, dlaczego nie lubię prezentów. Ze wszystkich sekretów, które mogłabym mu wyjawić na swój temat, ten nie był najgorszy.

– Nie mogę pójść na randkę – zaprotestowałam. Tak naprawdę miałam na myśli, że nie chcę.

– Co najgorszego mogłoby się wydarzyć? – zapytała Chrissy, ale zanim zdążyłam jej przedstawić całą listę, dodała: –

Mogłabyś spotkać kogoś PIOZW...

– Co to znaczy? – Zanurzyłam nachosa w słoiczku i nabrałam trochę sosu z kawałkami papryki i pomidorów.

– Przypakowany i opalony z wielkim…

– Zmyślasz! – Zaśmiałam się, dolałam nam wina i spędziłyśmy kolejne dwie godziny przyklejone do ekranów telefonów, dzieląc się informacjami o typach takich jak Andy, lat trzydzieści dwa, który uwielbia poznawać interesujące osoby („Nie potrafi utrzymać go w spodniach” – skwitowała Chrissy), czy Lewis, lat trzydzieści pięć, który nie chce definiować siebie przez wykonywaną pracę („Bezrobotny ” – stwierdziła Jules).

Aż w końcu zatrzymałam się na ułamek sekundy za długo przy profilu faceta, który uwielbiał domową pieczeń, psy i wędkarstwo.

– Nuda. – Chrissy machnęła ręką, ale ja pomyślałam, że brzmi to normalnie. Bezpiecznie, tak sądziłam. Myśl o umówieniu się z zupełnie obcym człowiekiem mnie przerażała.

– Wydaje się… miły – powiedziałam po chwili wahania i to wystarczyło, żeby Jules wyrwała mi telefon z dłoni i napisała do niego.

Doskonale wiedziała,że ja nigdy bym tego nie zrobiła, i tym samym nadała konkretny kształt mojemu rodzącemu się statusowi dwudziestoośmioletniej singielki.

Teraz naprawdę żałuję, że to zrobiła. Kurczowo zaciskam palce na kołdrze. Staram się leżeć nieruchomo i tak cicho, jak umiem,udając, że wciąż śpię, i nasłuchując jakiegokolwiek ruchu. Oddechu. Ale słyszę tylko śpiew ptaków za oknem, który wydaje mi się nadzwyczaj głośny. Ile ja wypiłam zeszłej nocy? Nigdy wcześniej nie miałam takiego bólu głowy.

Przecież pojechałam samochodem, zakładając, że zachowam spokój i opanowanie, jeśli poprzestanę na lemoniadzie. Przez głowę przechodzi mi pytanie, gdzie zostawiłam samochód. Wszystko pamiętam mgliście. Z trudem przełykam ślinę. Moje gardło jest opuchnięte, a gdy lekko obmacuję szyję palcami, mam wrażenie, jakby była posiniaczona.

Pomimo miękkości starego materaca, który ugina się pod moim ciężarem, czuję ból w barku, a kiedy delikatnie go dotykam, odkrywam, że skóra jest zdarta i lepka. Powieki mam sklejone tuszem do rzęs, którego nie zmyłam przed snem, i niemal siłą otwieram oczy. Słońce przedziera się przez szczelinę w zasłonach i wypełnia łagodnym bursztynowym światłem pokój, który wynajęłam od Chrissy, gdy rozstałam się z Mattem. Siadam, a czaszkę przeszywa mi ból. Ostrożnie unoszę dłoń do głowy. Guz. Czy zeszłej nocy się przewróciłam? To prawdopodobne. Jestem niezdarą i nigdy nie opanowałam sztuki chodzenia w szpilkach. Wybrałam Prism z myślą, że nie znajdę bardziej publicznego miejsca niż lokal w samym centrum miasta, chociaż nie jest to bar w moim stylu. Zdecydowanie wolę wiejskie puby, ale nie chciałam się spotykać gdzieś na uboczu i w romantycznej atmosferze. Dociskam ranę na głowie tak delikatnie, jak to możliwe, ale zalewa mnie fala mdłości i czuję, że spadam. Szybko opuszczam rękę, żeby odzyskać równowagę, i wtedy to widzę.

Krew.

Unoszę dłonie i powoli je obracam, przyglądając się, jak- bym ich wcześniej nie widziała. Są pokryte czerwienią, zaschniętą krwią zaskorupiałą wokół moich paznokci. Musi pochodzić z rozcięcia na głowie. Nic dziwnego,że tak źle się czuję. Moje spojrzenie wędruje niżej i z niepokojem za- uważam skupisko małych,okrągłych siniaków.Przesuwam opuszkami palców lewej ręki po prawym przedramieniu. Widzę cztery sińce. Po czterech palcach? Są większe niż opuszki moich, a gdy obracam ramię, znajduję większy ślad po kciuku i zyskuję pewność, że ktoś przytrzymywał mnie siłą. Ogarnia mnie strach, kiedy gorączkowo rozglądam się po pokoju, by się upewnić, że jestem sama. Dlaczego w głowie mam taką pustkę?

Gwałtownym gestem odrzucam kołdrę i spuszczam nogi na ziemię, jakbym chciała uciec przed samą sobą. Ale poruszy- łam się za szybko. Czuję, jakby materac pode mną się kołysał. Zamykam oczy i czekam, aż nudności – niemal niezauważalne przez łupanie w głowie – miną, a gdy tak się dzieje, powoli omiatam wzrokiem sypialnię. Przyglądam się swojemu skrom- nemu dobytkowi w poszukiwaniu czegoś nietypowego. Moje ubrania są porozrzucane. Stanik wisi na gałce szafy, jakby został tam rzucony, zwinięte w kulkę rajstopy leżą pod krzesłem, na którym piętrzy się sterta prania oczekującego na poskłada- nie i schowanie. W pokoju panuje bałagan, ale to żadna nowość. Nie ma tu jednak śladów nikogo innego, a kiedy patrzę na sąsiednią poduszkę, nie zauważam wymownego wgniecenia świadczącego o tym, że ktoś tu spał. Przesuwam dłonią po prześcieradle obok. Jest chłodne.

Obmacuję blat stolika nocnego, gdzie zawsze po powrocie kładę komórkę, niezależnie jak bardzo jestem pijana, ale leżą tam tylko jakieś drobniaki, chusteczki, czasopismo „Marie Claire” oraz The Ladybird Book of Dating. Chrissy kupiła mi tę książkę, żeby mnie rozśmieszyć, tymczasem niektóre fragmenty wywołały łzy. Telefonu nie ma. Gdzie jest moja toreb- ka? Nie widzę jej na fotelu. Wstaję ostrożnie, ale chociaż poruszam się w żółwim tempie, podłoga przechyla się i kołysze pod moimi stopami. Zataczam się do przodu i ląduję ciężko na kolanach. Łzy napływają mi do oczu, gdy masuję bolące miejsca. Skóra jest zaróżowiona i otarta.

Oglądam ubrania, które miałam na sobie zeszłej nocy. Gruby zimowy płaszcz jest brudny i wilgotny – to przynajmniej wyjaśnia ten przykry zapach. Butelkowozielona sukienka bez ramiączek okazuje się rozerwana wzdłuż szwu, kremowy sza- lik – pochlapany błotem, a rękawiczki do kompletu najwyraźniej zgubiłam, podobnie jak czarne buty ze spiczastymi czubkami i srebrnymi kokardkami. Kiedy rozwijam rajstopy, widzę, że są porwane, i zaczynam płakać. Wstrząsa mną szloch, którego nie potrafię powstrzymać. Co mi się przytrafiło? Dlaczego nic nie pamiętam? To pytanie nie przestaje wirować mi w głowie, ale nawet gdy je sobie zadaję, wciąż myślę o najgorszym. Czy zostałam zgwałcona? Przez tego mężczyznę, którego poznałam online? Chociaż tak naprawdę nie czuję, żebym uprawiała seks, za przyzwoleniem czy bez niego. A chyba wiedziałabym coś takiego, prawda?

Prawda?

To pytanie wstrząsa mną do głębi. Czuję, jak piekąca żółć narasta mi w gardle, a ślina zalewa usta. Ledwie udaje mi się dotrzeć do łazienki, po czym ochlapuję muszlę klozetową wymiocinami. Każdy najdrobniejszy ruch sprawia, że głowa mi pęka, a mięśnie żołądka wciąż się kurczą, aż w końcu wydaje mi się, że najgorsze już za mną. Siadam na piętach, odrywam z rolki spory kawałek papieru toaletowego i wycieram usta.

Cała się trzęsę. Drżę tak gwałtownie, że aż szczękają mi zęby. Bose stopy zlodowaciały od zimnych płytek,a nogi mam jak z waty, gdy dźwigam się do góry. Przytłacza mnie uczucie strachu i na moment nieruchomieję, próbując sobie przypomnieć wydarzenia zeszłej nocy, ale pamiętam tylko błysk kolorowych świateł i dudnienie basów. Głowa mi opada, wydaje się zbyt ciężka, bym mogła utrzymać ją na karku, i jestem tak zamroczona, że muszę wrócić do łóżka. Czuję jednak okropny smak w ustach i potrzeba umycia zębów zawraca mnie do umywalki. Kiedy sięgam po szczoteczkę, na moment zamieram, zastanawiając się, czy nie zatrę jakichś śladów. Śladów czego? Pytanie jest zimne i ostre, więc je odpycham, lecz zjadliwy głos w mojej głowie nie chce zamilknąć. Ledwie zachowuję panowanie nad sobą. Odkręcam kurek, jakbym mogła zmyć makabryczne myśli, i podtykam drżące ręce pod strumień chłodnej wody. Patrzę, jak zabarwia się szkarłatem, gdy zaschnięta krew zaczyna mięknąć, wiruje jak tornado, po czym z bulgotaniem znika w odpływie.

Pod paznokciami jest coś jeszcze. Brud? Krew? Instynktownie łapię za szczoteczkę do paznokci i szoruję je, aż skóra się zaróżowi, mimo to wciąż mam wrażenie, że zostałam zbrukana. Tak bardzo chciałabym poczuć się czysta. Gdy otrząsam ręce z wody, moje spojrzenie wędruje do lustra.

Wszechogarniający atak strachu i dezorientacji sprawia, że oddech więźnie mi w gardle. Wydobywam go siłą, w jednym przeciągłym krzyku. Powtarzam sobie, że muszę śnić. To musi być koszmar. M u s i.

Ale nie jest.

źródło: materiały prasowe wydawnictwa Burda Książki

NASZA RECENZJA