#

​Międzywojnia mroczny czar

„Tango” to mroczna rozkosz. Tak najkrócej można scharakteryzować nową powieść Michała Witkowskiego. Mroczna rozkosz, obrazoburcza fantazja, słodycz nienormatywności. I śmieszno-straszny obrazek z polskiego dwudziestolecia międzywojennego.

Ginie podrzędny śpiewak operowy. Bynajmniej nie śmiercią naturalną. Wyrwane serce, poza tancerza, kartka z tekstem tanga na miejscu zbrodni. Jednym z podejrzanych jest kochanek śpiewaka, pracujący jako fordanser w miejscowym klubie nocnym. Oddelegowany do śledztwa starszy aspirant Adolf Piątek zostaje zmuszony do zanurzenia się w nocnym świecie występku, sprzedajności oraz perwersyjnych uciech.

Do „Tanga” podeszłam z dużą ciekawością. Przy czym mam tu na myśli ciekawość związaną z gatunkiem i fabułą oraz groteską, o której wspomina w opisie wydawca, niż z pisarstwem Witkowskiego jako takim, które do tej pory było mi po prostu nieznane. Dopiero podczas lektury, gdy apetyt na retrodziwności, klimatyczny malunek minionych czasów i, cóż, sporą dawkę ukazanej przez śledztwo ohydy został już częściowo zaspokojony, zaczęło mnie interesować, co też temu Witkowskiemu siedzi w głowie, że tak kreować potrafi, tak pochylać się nad brzydotą i nieszczęściem, tak słowem czarować…

O tak, autor czaruje detalicznością i mięsistością opisów, zarówno osób, jak i miejsc. I nie ma w tych słowach grama przesady, choć czarowaniu temu zdecydowanie bliżej do czarnej niż białej magii. Świat przedstawiony w „Tangu” jest mroczną wizją, spójną kolorystycznie, choć z porozstawianymi tu i ówdzie jaskrawymi przebłyskami. Brud, smród i ubóstwo stojącego na krawędziach wielkich wojen świata mieszają się z obscenicznym wręcz bogactwem i spełnianiem mocno nienormatywnych, oczywiście płatnych, zachcianek. W „Tangu” odnajdziemy zarówno podszyte pluskwami i wiatrem kwatery, jak i książęcy pałac czy dom wybudowany przez majętnego nafciarza. Czerstwy chleb z wątrobianką robiący za jedyną dietę, jak i specjały, które są tak świeże i soczyste, że jeszcze pachną lasami/wodami, po których biegały/pływały (czyżby ukłon w stronę gastronomicznych opisów Marka Krajewskiego, na którego ręce, jak czytamy w posłowiu, Witkowski swoją powieść składa?). Niezdrową szarość twarzy podrzędnych mieszkańców naftowego miasta, jak i błyszczące od potu i wypitych trunków gęby warszawiaków przybyłych do nocnego klubu „na kurwiszcze”. „Tango” to obrazy, które dzięki sugestywności pióra nie tyle pozostają w pamięci, ile się w nią wżerają. Wyśpiewujący patriotyczne piosenki wojskowi jeżdżący na prostytutkach jak na koniach, nieskazitelny, dietrichowski wizerunek aktorki Sary Berg, nobliwy z pozoru adwokat i jego spełnione pragnienie znalezienia się w ramionach wyuzdanego, umorusanego węglem palacza czy wreszcie punkt kulminacyjny podczas operetki Księżniczka czardasza z bezradnie powtarzającymi swoje kwestie aktorami. A to wszystko pływające w jakby od niechcenia wplecionym komizmie, humorze czarnym, sytuacyjnym, językowym, a nawet fekalnym, że wspomnę tutaj o monologu policjanta Pierożka na temat namiętnie praktykowanej lewatywy.

Podsumowując, „Tango” to istny kalejdoskop apgrejdowanych międzywojennych mrocznie urokliwych malunków, które dzięki wspomnianej detaliczności i sugestywności niczym slajdy wyświetlają się w głowie czytelnika. Apgrejdowanych, ponieważ „nostalgik [a za niego właśnie się Witkowski uważa – przyp. PS] nie chce »dziś«, nawet oddalonego w czasie. Nostalgik chce widzieć przeszłość jako zupełnie inną, zatopioną w czasie krainę. Powieści pisane w 1930 roku nigdy tak pięknie nie »pachną« i nie są tak klimatyczne jak dzisiejsze stylizacje”. Czytając powyższe zdania pochodzące z posłowia, można by pomyśleć, że autor drwi z fałszywej skromności i w pełni zdaje sobie sprawę z tego, jak „pachnącą” i klimatyczną powieść napisał.

Czy tak jest, drogi Autorze? Wiesz, że napisałeś wyborną rzecz? Jak wspomniałam wyżej, interesuje mnie, co w Twojej głowie siedzi. Mam przekonanie, że jest ona mocno niebanalna.


Paulina Stoparek

Kulturoznawczyni i filmoznawczyni. Zawodowo związana z branżą wydawniczą. Redaguje, koryguje, sprawia, że książki stają się lepsze. Pisze także publicystykę dla portalu literacko-kryminalnego "Zbrodnia w Bibliotece". W wolnych chwilach czyta (tak to jest, gdy praca jest pasją), ogląda filmy, ćwiczy i hołubi kota. Ulubiony gatunek literacki: nordycki kryminał. Ulubiony autor: Marek Krajewski. Ulubiona książka: "Przeminęło z wiatrem".