#

NA SZLAKU TRUMIEN

Bealach Eòrabhat to po gaelicku Szlak Trumien. Podobno jeszcze do niedawna mieszkańcy wschodniego wybrzeża wyspy Harris przenosili swoich zmarłych przez wzgórza, by ich pochować po zachodniej stronie wyspy. Dlaczego? Spytacie. Bo warstwa ziemi na tamtejszym wybrzeżu jest tak cienka, że nie da się w niej wykopać grobu. I tak wyspa wymusiła na mieszkańcach, by przenosili trumny na drugą stronę wyspy. Drogą zwanąBealach Eòrabhat. Tyle że nie zawsze trumny docierały na miejsce...

Nie bez powodu wspominam o tytule najnowszej powieści Petera Maya. Przecież już sama nazwa, Szlak Trumien, budzi ciekawość. A z każdym kolejnym akapitem i rozdziałem robi się jeszcze ciekawiej. Niejednokrotnie już u Maya sam tytuł powieści był obietnicą mrocznej zagadki. Ten szkocki pisarz jest mistrzem wymyślania historii, które się czyta z zapartym tchem. W dodatku autor wynajduje scenerie wręcz stworzone dla kryminału czy thrillera. Zanim zaczął pisać powieści, był scenarzystą telewizyjnym i kręcił kiedyś serial na Hebrydach Zewnętrznych, wyspach położonych na północnym zachodzie Szkocji. Spędził tam pięć miesięcy, a to dość czasu, by poznać wyspy i niektóre z ich tajemnic. ,,Na Szlaku Trumien” jest powrotem na Hebrydy, znane czytelnikom z trylogii Wyspa Lewis.

Tym razem Peter May zabiera nas na wyspę Harris. Ocean wyrzuca na plażę rozbitka. Mężczyzna nie ma pojęcia, kim jest ani gdzie się znajduje. Znajduje go kobieta, która jest jego sąsiadką i odprowadza do domu, do Chaty na Wydmach. W ten sposób mężczyzna dowiaduje się przynajmniej, gdzie mieszka. Przeszukiwanie własnego domu, w którym nie rozpoznaje się żadnych przedmiotów i w którym nie ma żadnych dokumentów, jest co najmniej dziwnym przeżyciem. Tak samo jak rozmowa z sąsiadami, którym główny bohater nie przyznaje się do utraty pamięci. Mężczyzna stopniowo dowiaduje się kolejnych szczegółów o sobie. Nazywa się Neal Maclean i od przeszło roku mieszka na wyspie Harris. Pisze książkę i zbierając materiały często pływa na oddalone o jakieś dwadzieścia kilometrów wyspy Flannana.

Tyle, że w komputerze nie ma najmniejszego śladu po książce .

Jedyną wskazówką, którą znajduje mężczyzna, jest mapa z zaznaczoną trasą, nazywaną Szlakiem Trumien. I tym właśnie szlakiem podąża Neal Maclean, żeby spróbować odzyskać tożsamość.

Ale Peter May zostawia bohatera snującego swoją opowieść i przenosimy się w inne miejsca, a wraz z nimi w inne historie.

Na Eilean Mòr, największej z wysp Flannana, w ruinach kamiennej kaplicy, zostają znalezione zwłoki brutalnie zamordowanego mężczyzny. To ta sama wyspa, na której sto lat wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęło trzech latarników. Na miejsce przybywa detektyw sierżant George Gunn, policjant, który pojawił się już jako bohater drugoplanowy w trylogii Wyspa Lewis. Policja podejrzewa o zbodnię Macleana. A on nie jest w stanie się bronić, bo w przebłyskach powoli powracającej pamięci pojawiają się niepokojące obrazy. I tak naprawdę nie jest pewien, czy nie jest mordercą.

Tymczasem w Edynburgu toczy się jeszcze inna opowieść. Karen Fleming, zbuntowana nastolatka, zmagająca się z traumą po zaginięciu ojca naukowca, dostaje dziwny list. Po raz pierwszy budzi się w niej nadzieja, że jej ojciec jednak żyje. Skłócona z matką i jej nowym partnerem, samotnie próbuje dotrzeć do ludzi z otoczenia ojca, żeby zdobyć więcej informacji. Szybko się jednak okazuje, że zniknięcie ojca jest na rękę ludziom z koncernu, w którym pracował.

Peter May zgrabnie przeplata te trzy historie, pozwalając czytelnikowi odkrywać kolejne związki między nimi. Trzy różne narracje pozwalają przyglądać się opowieści z trzech różnych perspektyw. Zabieg ten nadaje również thrillerowi tempa.

Wielkim atutem ,,Na Szlaku trumien”, tak jak w przypadku poprzednich powieści Maya, jest sceneria, czy może nawet scenografia. Hebrydy Zewnętrzne nie tylko są idealnym miejscem dla osadzenia akcji kryminału – surowość wysp, izolacja, małe społeczności, w których trudno jest cokolwiek ukryć przed czujnym okiem sąsiada - a i tak wszyscy mają jakieś sekrety. Wyspy te są również dzikim, nieoswojonym, ale pięknym tłem dla opowiadanej historii. Autor, oprócz trylogii Wyspa Lewis i thrillera ,,Na Szlaku Trumien”, poświecił kiedyś Hebrydom również album, w którym umieścił niezwykłe, nastrojowe zdjęcia oddające charakter tych szkockich wysp. I w powieści, w opisach, widać doskonale te zdolności fotograficzne Maya, który w mistrzowski sposób odmalowuje piękno wysp. Wyrażenie ,,opisy przyrody” w przypadku Maya nabiera zupełnie nowego sensu.

Tak jak hebrydzkie pejzaże są prawdziwa ucztą dla oka, dźwięki, smaki, zapachy i wrażenia dotykowe bombardują pozostałe zmysły. Kiedy w pierwszej scenie główny bohater odzyskuje przytomność po tym, gdy ocean wyrzucił go na brzeg i opowiada, że ,,Pierwsze, co czuję, to słoność. Mam usta pełne soli, jej posmak jest agresywny i przemożny.”, to ja czuję ten smak soli. A kiedy ktoś mówi po gaelicku, w rodzimym języku tamtejszych mieszkańców Szkocji, to słyszę dźwięczne brzmienie tego pięknego języka. Pisarz ma niezwykły dar pisania w sposób oddziałujący na wszystkie zmysły.

Powieść Maya jest w końcu podróżą po Szkocji. Niby współczesnej, ale takiej, w której wyraźnie słychać echa historii. Czasami słychać je dosłownie, jak wtedy, gdy w kieszeni Gunna rozbrzmiewają pierwsze takty ,,Scotland the Brave”, szkockiej pieśni patriotycznej uznawanej za jeden z nieoficjalnych hymnów Szkocji. Innym razem są to echa już wybrzmiałe, zamknięte w sterczących kamieniach, starszych od Stonehenge i mających w sobie coś pierwotnego. Szkocja u Petera Maya jest różnorodna, tak samo jak w rzeczywistości. Kraj będący częścią Zjednoczonego Królestwa, ale i Szkocja demonstrująca swoją odrębność. Angielski przeplata się z gaelickim, a teraźniejszość z przeszłością i przyszłością. Szkockość.

,,Na Szlaku Trumien” jest powrotem na Hebrydy Zewnętrzne, ale sam thriller jest osobną książką, mimo licznych nawiązań do Wyspy Lewis. Te nawiązania będą smacznym kąskiem dla czytelników, którzy wcześniej poznali trylogię. Oprócz samych Hebrydów i wspomnianego wcześniej sierżanta George’a Gunna, na krótką chwilę pojawia się również główny bohater trylogii, Fin Macleod. Może niezupełnie osobiście, ale się pojawia. Dla mnie było to jak niespodziewane spotkanie po latach dobrego znajomego.

Mam wielką nadzieję, że najnowsza powieść Petera Maya to nie ostatni powrót na Hebrydy. Oprócz Szlaku Trumien czeka tam przecież jeszcze wiele innych Szlaków Tajemnic i Zagadek.

Agnieszka Graca

Peter May