#

​Podróż w czasie

Niektóre niewyjaśnione morderstwa popełnione w przeszłości mają swój finał po wielu latach. Czasami ma na to wpływ rozwój techniki kryminalnej, innym razem dotarcie do nowych świadków, albo jeszcze inne okoliczności. Niezależnie od tego, co umożliwiło wskazanie mordercy, zawsze jest to bardzo trudna chwila dla rodziny ofiary, zamykająca pewien etap. Niekiedy po wielu latach. W tym przypadku były to aż cztery dekady...

„Na polanie wisielców” to powieść, w której autor sięga do przeszłości i zgrabnie łączy ją z teraźniejszością. Jedna śmierć miała miejsce w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym szóstym roku, druga czterdzieści lat później. Detektyw Tracy Crosswhite, znana z poprzednich powieści Roberta Dugoniego, dostaje wezwanie do na pozór prostego morderstwa z przemocą domową w tle. Ofiarą jest mąż, a sprawcą żona lub syn. Sprawa na początku wydaje się banalna, ale w zeznaniach rodziny ofiary pojawiają się nieścisłości. Na dodatek kobieta jest córką znanego obrońcy Atticusa Berkshire’a. Crosswhite, jej współpracownicy oraz prokurator muszą być bardzo dokładni i ostrożni i wyjaśnić wszelkie wątpliwości pojawiające się w śledztwie, zanim dojdzie do końcowej rozprawy. W tym samym czasie Tracy bierze udział w pogrzebie ojca przyjaciółki z Akademii Policyjnej, która (podobnie jak niegdyś jej ojciec) obecnie pełni funkcję szeryfa. Jak się okazuje na samym początku służby, Buzz Almond brał udział w dochodzeniu, które na zawsze wryło mu się w pamięć i nigdy nie pogodził się z jego wynikiem. Akta śledztwa, ku własnemu zaskoczeniu, znalazła w biurku Almonda jego córka i poprosiła Tracy o przyjrzenie się im, aby podjąć decyzję o ponownym zajęciu się sprawą. Prawie od razu pojawiają się pytania: dlaczego Buzz Almond uważa, że śmierć młodej Indianki nie była wynikiem samobójstwa? Czy szeryf wiedział o czymś, czy było to tylko jego przeczucie? Czy po tylu latach można jeszcze odkryć prawdę? Dla Tracy Crosswhite to również powrót duchów z przeszłości, które przypominają o zamordowanej wiele lat temu siostrze i o tym, jak ważna jest prawda. Tracy umie odnaleźć to, co umknęło innym, ale czy upływ czasu nie będzie barierą nie do pokonania?

Umieszczenie jednej ze zbrodni w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym szóstym roku pozwoliło autorowi z jednej strony pokazać trudności, z jakimi może wiązać się śledztwo, a z drugiej na opisanie niewielkiego amerykańskiego miasteczka połowy lat siedemdziesiątych. Mamy więc Buzza Almonda z wojskową przeszłością w Wietnamie, palących trawkę i pijących piwo nastolatków, konflikt z Indianami, chęć wyrwania się „w świat” i szkolne rozgrywki futbolowe. Wszystko to bardzo mocno wpłynęło na minione wydarzenia, ale również na doprowadzenie śledztwa do końca. Taka „podróż w czasie” ma też za zadanie podkreślenie tego, że niektóre sprawy nie przemijają i są aktualne nawet po wielu latach, a dawne wydarzenia mają wpływ na całe życie bohaterów. Jest to niby oczywiste, ale często o tym zapominamy. Poza tym, niezależnie od samej zbrodni, ludzie bardzo często mają swoje tajemnice. Wznowienie dochodzenia zawsze może wydobyć na światło dzienne ich dawne grzeszki i grzechy, a to nie zawsze musi być bezpieczne. I dla prowadzącego śledztwo, i dla mieszkańców miasteczka.

Robert Dugoni pozwala nam śledzić jednocześnie oba dochodzenia. Możemy obserwować i postępy w sprawie morderstwa mężczyzny, i próby odkrycia tego, kto kilkadziesiąt lat wcześniej zamordował Kimi Kanasket. W tym drugim przypadku, za sprawą retrospekcji, towarzyszymy również Buzzowi Almondowi podczas śledztwa. Zaangażowana w dwie sprawy Tracy Crosswhite skupiła się głównie na odkryciu tego, co wydarzyło się w zimną listopadową noc czterdzieści lat wcześniej. Jak to możliwe, mimo że nie jest to jeszcze oficjalne śledztwo? Aby uniknąć problemów w pracy detektyw po prostu wzięła urlop. Nie wiem, czy to było zamierzeniem autora, ale bardzo szybko zaczęłam skupiać się głównie na sprawie z przeszłości, traktując tę współczesną jako dodatek. Zdecydowanie bardziej intrygujące było samotne śledztwo (no dobrze, z koleżeńskim wsparciem paru specjalistów) i dochodzenie do tego, co wydarzyło się wiele lat temu niż bieżąca sprawa. W pewnym momencie zastanawiałam się nawet nad sensem pokazania obu dochodzeń, ale jak się później okazało, miało to swój sens.

Jacy bohaterowie zaniżają jakość książki? Jednowymiarowi, powtarzalni i nieprzyciągający uwagi. Bohaterowie u Dugoniego są "jacyś", ciekawi i intrygujący – poczynając od Tracy Crosswhite, którą być może znacie z poprzednich części, a kończąc na szeryfie Buzzie Almondzie. Autor umiejętnie przekazał nam tyle informacji, aby każda z powieściowych postaci była wiarygodna. Na szczególną uwagę zasługują jednak mieszkańcy Stonebridge: ich losy, wzajemne powiązania, motywy działań i stosunek do śmierci Kimi Kanasket. To, jacy byli i jacy są, bezpośrednio wpływa na śledztwo prowadzone przez Crosswhite.

„Na polanie wisielców” to powieść dla tych, którzy preferują zagadkę, a nie krwawą zbrodnię. Nie oznacza to jednak, że książce brak tempa, albo że w tekście są dłużyzny, po prostu nie ma tu drastycznych opisów zwłok, a pokazane są relacje międzyludzkie i dochodzenie do prawdy. Czasem trudne i niebezpieczne.

Agnieszka Pruska