#

Niedobry pasterz

Przemysław Borkowski

"Każdy człowiek ma swoje tajemnice. Każda dusza ma ciemne zakamarki. Nie każdy jest tym, za kogo próbuje uchodzić. Przemysław Borkowski odsłania przed czytelnikami mroczną stronę ludzkiej natury i każe nam się zastanawiać nad istotą dobra i zła." Małgorzata Rogala

W podolsztyńskim lesie zostaje brutalnie zamordowana piętnastolatka. Ślady na ciele oraz ubraniach wskazują, że morderca był bezwzględny. Kiedy w kilka dni po odnalezieniu zwłok okoliczny pijak przyznaje się do winy, sprawa wydaje się zamknięta. Do momentu, gdy na komisariat przychodzi ksiądz miejscowej parafii i oznajmia, że to on zabił dziewczynę. Presja mediów i społeczeństwa, by znaleźć mordercę, jest na tyle duża, że policja zwraca się do psychologa Zygmunta Rozłuckiego, który podejmuje śledztwo dopiero wtedy, kiedy do Olsztyna przybywa jego dawna miłość – żądna władzy dziennikarka Janczewska. Działając w duecie, przysporzą sobie wielu wrogów, a ich własne życia znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.



ROZDZIAŁ 1

Wiatr zerwał się po zmroku i wiał przez całą noc. Okolica, tak jeszcze do niedawna spokojna, sielska wręcz, rozleniwiona i uśpiona sierpniowym upałem, okazywała nagle inne oblicze. Drzewa skrzypiały, rynny jęczały, dachy uginały się pod naporem mas powietrza zwiastujących zmianę pogody i nieuchronny koniec lata. Niemal widział, jak zakończone białymi grzywami fale przetaczają się po jeziorze, uderzając z upartym impetem o ledwo dające radę je powstrzymać falochrony trzcin. Stał nago na środku pokoju na poddaszu tego domu, którego nigdy nie polubił i patrzył na swoje odbicie w kryształowym, pociemniałym ze starości lustrze umieszczonym na środkowych drzwiach równie starej drewnianej poniemieckiej jeszcze szafy. W lustrze, w którym przeglądało się przed nim kilka pokoleń tak samo jak on samotnych, nieszczęśliwych i jeszcze raz samotnych mężczyzn – najpierw Polaków, potem Niemców, a potem znowu Polaków. Jego ciało, widział to aż nazbyt wyraźnie, zaczynało już przejawiać pierwsze objawy starości. Nigdy nie było przesadnie umięśnione, kiedyś przynajmniej jednak świeże, jędrne i co najważniejsze – szczupłe. Teraz zaczynało powoli obwisać, jakby ciążyło już ku ziemi, gdzie prędzej czy później trafi – jak wszystkie ciała na tym świecie. Niczym kropla wody oligoceńskich morzach.

Naraz przypomniał sobie tamto drugie ciało. Ciało młodsze, jędrniejsze i świeższe, niż jego kiedykolwiek było. Ciało kobiece, dziewczęce w zasadzie. Ciało, które zbrukał i splugawił na zawsze obosiecznym grzechem, takim, który skaził również i jego nieśmiertelną – jaka szkoda – duszę. Przypominał je sobie i nie mógł wzbudzić w sobie żalu. Ani tym bardziej szczerego postanowienia poprawy. Wiedział, że gdyby jeszcze raz napotkał je na swej drodze, nie potrafiłby również – tak jak wtedy – wyrzec się tego szatana.

Nagle za jego plecami coś eksplodowało. Przeraźliwy, wysoki, ostry huk podniósł mu wszystkie włoski na ciele. Nie zdążył nawet się odwrócić, gdy poczuł, jak jakiś przedmiot przelatuje mu koło głowy. Zobaczył, jak stuletnie lustro pęka i rozsypuje się na dziesiątki kawałków, na każdym z których uwięziony został fragment jego zszarzałego odbicia. Spojrzał pod nogi. Na podłodze, w aureoli szklanych odłamków leżał kamień. Okrągły, niezbyt duży kamień, jakich pełno na okolicznych morenowych wzgórzach. Przez wybitą szybę w oknie wdarł się podmuch zimnego wichru, wzbudzając nagły dreszcz w jego nagim ciele. Przez świst wpadającego przez poszarpany otwór powietrza przebił się ludzki głos. Wysoki, piskliwy krzyk był tylko trochę głośniejszy od szumu gałęzi i odgłosu wiatru.

„Morderca!”

Przez chwilę wydawało mu się, że to tylko złudzenie. Że to w nim coś tak krzyczy. Coś, może jego nie do końca zdechłe sumienie.

„Morderca!”, powtórzył jednak po chwili ten sam głos, tym razem głośniej i wyraźniej. Drugi kamień poszybował w kierunku okna, trafiając dla odmiany w blaszany parapet. „Dowiedzieli się”, pomyślał ze strachem. Było to pierwsze, co przyszło mu do głowy. Kiedyś wreszcie musieli się dowiedzieć. Drzwi szafy powoli się otworzyły, ukazując pachnące starym drewnem wnętrze. Wciąż tam była. Wisiała. Długa do ziemi czarna suknia zapinana na środku na rząd wypukłych, obciągniętych takim samym czarnym materiałem guzików. Jego mundur, kaftan bezpieczeństwa i przenośne więzienie. Zaopatrzona u góry w elegancką stójkę, z której z jednej strony zwisał długi, biały, sztywny pasek materiału – koloratka.


o autorze:

Urodzony w 1973 r. w Olsztynie. Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1995 r. jest jednym z członków i autorem tekstów Kabaretu Moralnego Niepokoju, współtworzy Ucho Prezesa. Pisał dla portalu Onet.pl, dziennika „Metropol” i miesięcznika „Kariera” i „Przekroju”. Jego wiersze i opowiadania były publikowane na łamach „Frondy”, „Odry” i „Twórczości”. Autor dwóch powieści i zbioru opowiadań. "Zakładnik" to pierwsza część cyklu kryminałów z psychologiem Rozłuckim w roli głównej.


źródło: materiały prasowe wydawcy