#

Wstrząśnięta i zmiażdżona

„Wiedźmie drzewo” Tany French to niewątpliwie jedna z tych książek, podczas lektury których czytelnik powinien uzbroić się w cierpliwość. Powieść irlandzkiej autorki rozkręca się długo. Potrzeba dwustu na sześćset czterdzieści gęsto zadrukowanych stron, by czytelnik nabrał przekonania, że ma do czynienia z rasową intrygą o charakterze kuli śniegowej powodującej lawinę. By stwierdził, że oto ma okazję czytać powieść autentycznie przejmującą, której obfite wprowadzenie służy temu, by lepiej docenić jej głębię, wobec której mało kto pozostanie obojętnym.

Toby Hennessy, 28-letni pracownik dublińskiej galerii sztuki, zdaje się mieć wszystko, czego może pragnąć mężczyzna w jego wieku: stałą, kreatywną, dobrze płatną pracę, śliczną, kochającą i dobrą dziewczynę, z którą planuje przyszłość oraz rodzinę, na którą zawsze może liczyć. Jest zdrowy, elokwentny i niezależny. Do czasu. Pewnej nocy, gdy wraca do domu po weekendowej imprezie z przyjaciółmi, zastaje w mieszkaniu włamywaczy. Obezwładniający cios w głowę, jaki funduje mu jeden z nich, sprawia, że Toby zaczyna mieć problemy z poruszaniem się oraz pamięcią. Tymczasem ta druga staje się nadspodziewanie potrzebna w obliczu znaleziska odkrytego w starym wiązie w ogrodzie rodzinnej posiadłości. Szkielet znaleziony w dziupli ma dziesięć lat i należał do kogoś, kogo Hennessy całkiem dobrze znał…

„Wiedźmie drzewo”, oprócz tego, że jest synonimem wiązu zaczerpniętym z folkloru, to przede wszystkim tytuł symboliczny. Tytułowe drzewo, z którego dosłownie i w przenośni wyskakuje tajemnica sprzed lat, mimo że zniszczone w wyniku policyjnych działań, złowrogo oddziałuje na Toby’ego i jego bliskich. Wraz ze szkieletem zostaje uwolnione nie tylko wspomnienie zła, jakie wydarzyło się przed laty, lecz także zapoczątkowane zostają zdarzenia, które, delikatnie rzecz ujmując, będą dla bohaterów wstrząsające. I które wstrząsną czytelnikiem. Bo „Wiedźmie drzewo” czaruje. I z pewnością nie jest to biała magia.

Jest taki moment w powieści Tany French, gdy w pełni dociera do nas, jaki przejmujący smutek sprowadziło na Toby’ego i jego bliskich wspomniane drzewo. Smutek i niewyobrażalny wręcz stres. Kumulacja szczegółów i detalicznie rozpisanych sytuacji rodzinnych (np. niedzielne lunche, rozmowy o wakacjach sprzed lat, wspólna praca z wujkiem, z zawodu genealogiem), z powodu których można było stracić czytelniczą cierpliwość, nagle stają się niezbędne, by móc utożsamić się z bohaterami, by znaczenie nadużywanego ostatnimi czasy słowa „empatia” w pełni zaistniało w naszych umysłach. French, dzięki językowemu bogactwu (brawa dla tłumacza Łukasza Praskiego!), umiejętnemu kreowaniu cudownie przykurzonego klimatu starego domostwa oraz szczegółowemu rozpisaniu psychologicznemu rozmaitych ludzkich typów, oddziałuje na czytelnika wręcz fizycznie, przygniata go i zmusza do głębszej refleksji. Co za tym idzie, „Wiedźmie drzewo” na pewno nie jest powieścią, którą „połknie” się w dwa wieczory, nie tylko ze względu na jej objętość. To raczej jedna z tych książek, z którą nie powinniśmy się spieszyć, by w pełni docenić wszystkie jej elementy i niuanse.

A przecież mimo psychologicznej ambicji, jaką zaserwowała nam Tana French, jej najnowsza powieść jest kryminałem, który nie stroni od klasycznych elementów a la Agatha Christie. Stara rodzinna posiadłość, ograniczony teren, konkretna, niewielka liczba osób, które miały sposobność… I wreszcie szczegółowo zaplanowana zbrodnia. Zaplanowana i przeprowadzona tak, że policjant z wydziału kryminalnego powiedziałby zapewne, że takich przypadków jest niecały 1%... Może i tak, jednak French rozpisuje motywację zabójcy i sposób dokonania morderstwa tak detalicznie, że całości przedsięwzięcia nie sposób odmówić realizmu. Doprawdy trudno mi wyobrazić sobie czytelnika, który po lekturze „Wiedźmiego drzewa” powie: „Ale bzdura!”.

Nie, Tana French z pewnością nie próbuje odbiorcy ogłupić ani tuczyć go fastfoodową rozrywką. Jest na to zbyt wrażliwa i pieczołowita, ale przede wszystkim inteligentna w ten wyjątkowy i rzadki dziś sposób, który pozwolę sobie nazwać inteligencją prawdziwej damy. Damy, która swoją opowieścią wstrząsa. Poniewiera. Miażdży.


WIĘCEJ O KSIĄŻCE I FRAGMENT DO POCZYTANIA


Paulina Stoparek

Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. D Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)