#

Szepty lasu

Mówi się, by nigdy nie oceniać ludzi po wyglądzie, piosenki po tytule, a książki po okładce. Są jednak takie okładki, które budzą zachwyt, które przykuwają wzrok,a wręcz hipnotyzują i obok których nie sposób przejść obojętnie. Do takich należy piękna, klimatyczna i niepokojąca okładka "Szczęścia rodziny Marsdenów", najnowszej powieści autorstwa Karoliny Stępień. Nie ukrywam, że w głównej mierze to właśnie okładka, a nie opis, jako pierwsza zwróciła moją uwagę i to ona popchnęła mnie w stronę szepczącego lasu i jego mrocznych tajemnic...

Marsdenowie

Niewielkie, senne Conetoe. Stary, wymagający remontu dom. To tutaj mieszkają Marsdenowie, choć równie dobrze mogliby żyć gdzieś w Bieszczadach i nosić swojsko brzmiące nazwisko Kowalscy. (Swoją drogą ciekawi mnie, skąd pomysł na takie miejsce i czy autorka choć przez chwilę brała pod uwagę osadzenie fabuły w kraju? ;-) ).

Rodzina taka jak każda i inna niż wszystkie. Trzy pokolenia, każde doświadczone przez los. Wydaje się, że jeśli cokolwiek złego wydarzyło lub wydarzy się w Conetoe, wszystko to w jakiś sposób powiązane jest z Marsdenami. Pech, klątwa, przeznaczenie? Czymże ci ludzie zawinili, że nie mają prawa do spokoju? Oni tylko tak po prostu, po ludzku pragną zaznać choć odrobiny szczęścia...

Marsdenowie trzymają się na uboczu, ale mają siebie. Pogrążona w swoim świecie babunia ma anioła stróża w osobie swojej córki Lisy. Lisa z kolei zawsze może liczyć na wsparcie męża Charliego. Eric, brat Lisy i samotny ojciec w siostrze i szwagrze zawsze znajduje oparcie i - bez względu na wszystko - wyciągniętą w jego kierunku pomocną dłoń. I wreszcie najmłodsze pokolenie, czyli córki Erica – Elenor, Clementine i najmłodsza Ginger, "trzy siostry (...) bardzo do siebie podobne, a jednocześnie zupełnie inne". Dziewczyny wychowane przez niezbyt interesującego się ich życiem, a przy tym pozwalającego na wszystko ojca oraz wymagającą, ale ciepłą ciotkę Lisę robią wszystko, by udowodnić, że to one odmienią pisany ich rodzinie los i przerwą ten łańcuch nieszczęść, który odkąd sięgnąć pamięcią dotyka ich bliskich.

Tajemnice

"Bo niektóre tajemnice chcą zostać odkryte, nawet jeśli były ukryte pod ziemią przez dwadzieścia lat." (fragment)

Mattias

Każde miasteczko, każda rodzina i każdy z nas ma jakieś tajemnice. Są tajemnice, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego i takie, których ujawnienie przynosi ulgę. Są małe grzeszki, których się wstydzimy i te wielkie i ważne winy, które wpływają na życie innych. Są tajemnice, które dość szybko przestają nimi być i takie, które ropieją i niszczą od środka przez lata, zatruwają nie tylko samego człowieka, ale całe jego otoczenie. Dwadzieścia lat temu zaginął Mattias, brat bliźniak Erica. W miasteczku krążyły nawet plotki, że chłopak po prostu uciekł od apodyktycznej matki, ale Eric ani przez moment nie brał tej wersji pod uwagę. Znał przecież brata, łączyła ich ta wyjątkowa, dana tylko bliźniakom więź. Przez lata nie ustawał w poszukiwaniach, niestety bezskutecznych i to "wtedy stał się człowiekiem o zmęczonej twarzy". Czy to jednak wystarczający powód, by niszczyć siebie i swoich bliskich i szukać ucieczki w alkoholu? Może Mattias nie chce zostać odnaleziony? Może ważniejsi od brata są inni, ci tuż obok, którzy oczekują zainteresowania i miłości?

Matka

Kilkanaście lat temu zniknęła Maya Marsden. Pewnego dnia ot, tak po prostu opuściła dom pod lasem pozostawiając bez słowa wyjaśnienia męża i trzy małe córeczki. Nawet się nie pożegnała... Nie chciała? Nie mogła? Nie zdążyła? Rodzina nigdy nie znalazła odpowiedzi na te pytania. Nagle teraz, po latach pojawia się szansa, by poznać prawdę.

Las

Las jest bliżej niż się wydaje. To w nim Marsdenówny spędziły całe dzieciństwo i dzisiaj znają go na wylot. Jest ich ucieczką, ostoją, miejscem, gdzie mogą być sobą. Uwielbiają ten las, a szczególnie ukryty w głębi stary, opuszczony dom Loreli Garcii. To ten dom, pełen dziwnych malowideł jest ich magicznym miejscem i kryjówką. Dom równie niezwykły i owiany wieloma legendami jak jego nieżyjąca tajemnicza właścicielka. Dlaczego Lorela, kiedyś piękna młoda kobieta, żyła samotnie w środku lasu? Skąd i co symbolizują nietypowe malowidła na ścianach?

Przyznam, że sięgając po "Szczęście rodziny Marsdenów" nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Intrygujący okładkowy opis sugeruje mroczny thriller, którego rdzeniem jest zagadkowe zaginięcie sprzed lat. Z kolei zauważalny już od pierwszej strony lekko poetycki, baśniowy styl zupełnie nie wpisuje się w definicję gatunku. Wszystkie te wątpliwości znalazły potwierdzenie w trakcie lektury. Im dalej zagłębiałam się w tekst, tym bardziej przekonywałam się również, że fabuła książki w niewielkim tylko stopniu koncentruje się na wątku kryminalnym, a to, co w moim odczuciu miało być trzonem powieści, jest zaledwie jej tłem. Ale po kolei.

Tym, co już od pierwszych stron zwraca uwagę i co oceniam na ogromny plus, jest bez wątpienia niesamowity klimat powieści. Zdradzę, że i ja uległam jego urokowi. Karolina Stępień stworzyła bowiem świat balansujący na pograniczu rzeczywistości i magii, jawy i snu, powodujący, że umysł czytelnika działa w trochę innym wymiarze i na zdecydowanie zwiększonych obrotach. Wspomniany wyżej poetycki styl i piękne, bardzo sugestywne opisy sprawiają, że przemierzając z bohaterami ścieżki szepczącego lasu ma się wręcz realistyczne wrażenia słuchowe i wzrokowe. Las pulsuje, żyje własnym życiem, tylko nieliczni umieją żyć z nim w symbiozie i przyjaźni i to tylko im las pozwala odkryć cząstkę swoich mrocznych tajemnic. Snując swoją opowieść autorka niewidzialną nicią łączy te dwie płaszczyzny, co sprawia, że niezwykle trudno odróżnić, które z rozgrywających się właśnie tam, w leśnych ostępach wydarzeń są jawą, a które urojeniem. Na naszych oczach dzieje się baśń...

Ale to baśń, której bohaterami są ludzie z krwi i kości. A raczej bohaterkami, bo "Szczęście rodziny Marsdenów" to przede wszystkim historia sióstr. To one są na pierwszym planie. Ta powieść jest o nich – o dojrzewaniu, poszukiwaniu celów i ideałów, o zbieraniu doświadczeń, o młodzieńczej naiwności, a momentami nawet o - usprawiedliwionej wiekiem i dodającej swoistego uroku - infantylności. Tak oto dostajemy nieskomplikowany, ale jakże barwny i znajomy obraz trochę w stylu uwspółcześnionych "Ani z Zielonego Wzgórza" i "Małych kobietek". Kreując portrety głównych bohaterek autorka główną uwagę skupia na warstwie obyczajowej i społecznej, a tylko gdzieniegdzie wplata między nie odrobinę thrillera i kryminalnej zgadywanki.

"Szczęście rodziny Marsdenów" to druga powieść Karoliny Stępień, która ukazała się drukiem. Powieść bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, choć nie ukrywam, że nastawiłam się na zupełnie inne doznania. Liczyłam na powodujące gęsią skórkę momenty grozy i trudną do rozwiązania tajemnicę, a otrzymałam niebanalne połączenie elementów charakterystycznych dla nurtu realizmu magicznego i przyjemnej powieści dla młodzieży z dodającą pazura zagadką kryminalną w tle. Nie zmienia to jednak faktu, że spotkanie z rodziną Marsdenów i wędrówki po szepczącym lesie sprawiły mi mnóstwo frajdy i w ostatecznym rozrachunku okazały się ciekawą czytelniczą przygodą.


O KSIĄŻCE

FRAGMENT DO CZYTANIA


Ewa Suchoń – nałogowa czytelniczka, która uwielbia swoją pasją zarażać innych. Miłośniczka mrocznych kryminalnych i thrillerowych klimatów. Życiowa optymistka. Zakochana w swoich rodzinnych Beskidach. Pasjonatka fotografowania i smakoszka kawy.