#

Trudne pytania, rzetelne odpowiedzi

​Dwadzieścia trzy tomy akt sądowych, dziesięć tysięcy stron dokumentów. RODO oraz trudności robione w archiwum z powodu częściowo utajnionych danych związanych z jedną z ofiar. I wreszcie – ważny świadek odnaleziony tuż przed ostatecznym terminem złożenia reporterskiego dzieła na biurku wydawcy. Przemysław Semczuk wykonał tytaniczną pracę, byśmy mogli trzymać w rękach ten niewielki w sumie, ale rzucający bezlitośnie ostre światło na postać krakowskiego seryjnego zabójcy tom. „M jak morderca” o podtytule „Karol Kot – wampir z Krakowa”, najnowsza reporterska książka Przemysława Semczuka, to nie tylko ociekające krwią i zwyrodniałą filozofią zabójcy szczegóły, ale przede wszystkim nowe, szokujące wnioski wyniesione z akt sprawy, która w Krakowie w latach 60. XX w. wywołała psychozę strachu wśród mieszkańców.

Dwadzieścia trzy tomy akt sądowych, dziesięć tysięcy stron dokumentów. RODO oraz trudności robione w archiwum z powodu częściowo utajnionych danych związanych z jedną z ofiar. I wreszcie – ważny świadek odnaleziony tuż przed ostatecznym terminem złożenia reporterskiego dzieła na biurku wydawcy. Przemysław Semczuk wykonał tytaniczną pracę, byśmy mogli trzymać w rękach ten niewielki w sumie, ale rzucający bezlitośnie ostre światło na postać krakowskiego seryjnego zabójcy tom. „M jak morderca” o podtytule „Karol Kot – wampir z Krakowa”, najnowsza reporterska książka Przemysława Semczuka, to nie tylko ociekające krwią i zwyrodniałą filozofią zabójcy szczegóły, ale przede wszystkim nowe, szokujące wnioski wyniesione z akt sprawy, która w Krakowie w latach 60. XX w. wywołała psychozę strachu wśród mieszkańców.

Sprawa „wampira z Krakowa” jest ogólnie znana. Wspomnę pokrótce, że wśród licznych usiłowań zabójstw udały się Karolowi dwa, w latach 1964 i 1966. Na ofiary wybierał starsze kobiety i dzieci, gdyż fizycznie czuł się od nich silniejszy. Wśród szkolnych kolegów znany był z kolekcji rozmaitych noży, którymi trenował rzucanie do celu… i nie tylko. Atakował zwykle od tyłu, zadając cios lub ciosy. Aresztowany zaraz po maturze w 1966 r. w toku śledztwa przyznał się także do podpaleń i usiłowań otruć. O swoich czynach opowiadał ze swadą, swoistą dumą i z rozbrajającym uśmiechem. Miał także liczne fantazje o okaleczaniu, gwałceniu i mordowaniu szkolnych koleżanek, których – o czym mówił z żalem – nie zdołał wprowadzić w życie. W razie kolejnej wojny światowej marzyła mu się praca w obozie koncentracyjnym, nie z powodu antysemityzmu, ale odczuwania przyjemności z powodu zadawania cierpienia, a w końcu – śmierci. Po długim procesie, podczas którego m.in. skrupulatnie i z wielu perspektyw próbowano ustalić, czy oskarżony jest chory psychicznie, ostatecznie oceniono go jako poczytalnego w momentach dokonywania zbrodni i skazano na karę śmierci. Karol Kot został stracony przez powieszenie 16 maja 1968 r. Miał zaledwie dwadzieścia jeden lat.

Można pomyśleć, całkiem logicznie zresztą, że ze znanej i wielokrotnie rozpatrywanej sprawy kryminalnej sprzed lat trudno jest wykrzesać iskry, o wskazaniu nowych ścieżek kryminalistycznych, kryminologicznych czy socjologicznych nie wspominając. Jak więc to się stało, że Semczukowi to wszystko się udało? Bo udało mu się bezspornie! Przede wszystkim dlatego, że dziennikarz ten jest bardzo ambitnym tytanem pracy, którego nie zniechęcają urzędowe utrudnienia czy absurdalna papierologia. Jest także obsesyjnie wręcz skrupulatny, czego niech dowodem będzie fakt, że w toku poszukiwania materiałów znalazł nawet pracę dyplomową posiłkowaną rzekomym guzem mózgu u Kota (którą zresztą soczyście na kartach „M jak morderca” skrytykował). Najwyraźniej ceni też symbolikę i trafne odniesienia, o czym świadczy omówienie pierwszego dźwiękowego filmu Fritza Langa „M – morderca” (1931) i przypomnienie sprawy Petera Kürtena, czyli „wampira z Düsseldorfu”. Do tego dochodzi jego bezsporna wytrzymałość psychiczna i fizyczna, które zdradza między wierszami swojego dzieła, wspominając o wyrzuceniu go z wykładu pewnego naukowca oraz o długich godzinach, które spędził w archiwach i w poszukiwaniu żyjących osób związanych ze sprawą. Jest też Semczuk cierpliwy i taktowny dla świadków, ale i bezpardonowo sarkastyczny w stosunku do osób, które rozmyślnie utrudniają mu pracę (w tym miejscu warto wspomnieć o rozdmuchaniu na Facebooku sprawy wyrzucenia go z ww. wykładu). I jeszcze coś: Przemysław Semczuk jest wystarczająco próżny, by na kartach własnej książki chełpić się tym, że wspomnianym tytanem pracy jest, co czyni go daleko bardziej kompetentnym od innych. Oczywiście nie u każdego czytelnika wzbudzi tym sympatię, ale jedno wydaje mi się pewne – dziennikarz ten jest osobowością, wokół której nie sposób przejść obojętnie.

Powyższe właściwości sprawiają, że „M jak morderca” wręcz tryska autorską energią oraz setkami znanych, nieznanych, jak i inaczej dotychczas omawianych informacji (niezwykle frapująca jest sprawa rzekomego guza mózgu i to, że wg Semczuka autopsja po wykonaniu wyroku na Kocie NIE BYŁA MOŻLIWA ze względu na czas i ówczesne procedury). Ale to nie wszystko. Od czasu „Wampira z Zagłębia” (Znak 2016) Semczuk zrobił wielki krok jako autor i dziennikarz sensu stricto. Nie tylko nauczył się lepiej destylować i układać w całość zdobyte informacje, lecz także poprawił własny styl, który sprawia, że książkę reporterską o Kocie momentami czyta się jak pasjonującą sensację i ponury horror wampiryczny w jednym.

Ma jeszcze Semczuk jedną cechę, którą jako uczulony na ogólniki oraz pisarskie szwy i zwody odbiorca bardzo cenię. Mianowicie nie zawiesza on atrakcyjnych pytań retorycznych w próżni, jak czyni to chociażby, bardzo ceniony przecież w środowisku reportażystów, Cezary Łazarewicz. Semczuk NAPRAWDĘ STARA SIĘ odpowiadać na pytania, które po dziś dzień pozostają bez jasnych odpowiedzi. Nie idzie po łebkach, nie markuje roboty, jest merytoryczny, momentami wręcz w swoim śledztwie upierdliwy. I za to należy mu się bezsprzeczny szacunek.

Paulina Stoparek

Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. D Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)