#

Czarne nenufary starszej pani

„Czarne nenufary”, to nie tylko książka o popełnionych w niewielkiej społeczności morderstwach, ale również opowieść o miejscu, gdzie żył i tworzył Claude Monet. Niewielkie francuskie miasteczko, mekka wielbicieli malarstwa, staje się sceną zagadkowej zbrodni. Giverny jest nastawione na turystykę, władze dbają o to, aby jak najwięcej miejsc kojarzonych z Monetem pozostało w niezmienionej formie, znanej turystom z opisów. Przybysze z zainteresowaniem oglądają te same domy, ogrody, łąki i staw, na które spoglądał twórca serii obrazów z nenufarami. Dla niektórych mieszkańców i większości turystów Giverny, to pewnego rodzaju świętość, funkcjonuje tu szkoła malarstwa dla dorosłych, a nastoletni uczniowie, tradycyjnie już malują obrazy na konkurs organizowany przez fundację Robinsona. I właśnie w takim miasteczku – relikcie przeszłości – zostaje popełnione morderstwo. Można nawet powiedzieć, że to właśnie Giverny i jego klimat miały wpływ na zbrodnię.

Trochę nietypowo, bo już na samym początku dowiadujemy się, że bohaterkami powieści będą trzy kobiety: jedenastoletnia dziewczynka, uczennica miejscowej szkoły (Fanette Morelle), młoda kobieta, mężatka (Stephanie Dupain) i staruszka mieszkająca w starym młynie. Od razu wiemy również jakie są te kobiety: stara jest zła, młoda jest kłamczuchą, a najmłodsza egoistką. Oprócz miejsca zamieszkania łączy je jedno pragnienie: chcą wyrwać się z miasteczka, mają dosyć trwania w zastygłej atmosferze przebrzmiałej już nieco chwały Giverny. Czy im się uda uciec? Morderstwo zakłóca senny klimat miasteczka już na pierwszych stronach książki. Najstarsza z trzech kobiet, spacerując z psem brzegiem rzeki Epte, trafia na leżące w wodzie ciało mężczyzny. Wkrótce na miejsce przybywa policja i rozpoczyna się śledztwo. Zamordowanym okazuje się znany okulista Jerome Morval, a pierwszą podejrzaną jego żona. Tak klasycznie, bo przecież wiadomo, iż najbardziej podejrzany jest współmałżonek, w każdym razie do czasu znalezienia lepszego kandydata. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w kieszeni zmarłego znaleziono kartkę z urodzinowymi życzeniami składanymi jedenastoletniemu dziecku, a zabity dzieci nie miał. A przynajmniej nikt nic o nich nie wiedział. Przyglądając się życiu zamordowanego mężczyzny policjanci dochodzą do wniosku, że motywy morderstwa mogą być trzy: zemsta zdradzonego męża lub kochanka (zamordowany do najwierniejszych nie należał), coś związanego z obrazami Moneta (Morval wręcz obsesyjnie interesował się „Nenufarami”) lub coś związanego z dziećmi, tymi w wieku około jedenastu lat (życzenia urodzinowe). Prowadzący śledztwo stróże prawa: inspektor Laurence Serenac i jego zastępca inspektor Sylvio Benavides, współpracują trochę na zasadzie kontrastu, ale uzupełniają się całkiem dobrze. Serenac podąża za bliżej nie sprecyzowanymi przeczuciami, za to Benavides twardo stąpa po ziemi i nie do końca wie, czego może się po swoim szefie spodziewać, tym bardziej, że znają się od niedawna. W pewnym momencie trafiają na informację mówiącą o tym, że w 1937 roku w tym samym miejscu zostało znalezione ciało jedenastoletniego chłopca, którego obrażenia były podobne do ran Morvela. Inspektorzy przy wsparciu kilku podwładnych muszą rozwiązać sprawę morderstw popełnionych w odstępie kilkudziesięciu lat. Czy coś je łączy? Czy jest możliwe, aby morderca był jeden, czy to tylko nieprawdopodobny zbieg okoliczności? W odróżnieniu od wielu kryminałów, w „Czarnych nenufarach” autor nie pokazuje pracy techników, psychologa czy patologa, a tylko działania policjantów, głównie ich rozmowy ze świadkami i dyskusje na temat motywu morderstwa. Jedynymi specjalistami, z pomocy których korzystają inspektorzy, są pracownicy muzeum ­ znawcy impresjonizmu i prac Moneta. Dzięki przesłuchaniom prowadzonym przez policjantów i relacjom trzech kobiet poznajemy bliżej historię Giverny, jego mieszkańców i ich stosunek do miejscowości, w której przyszło im żyć. A ten jest niekiedy skrajnie zróżnicowany, jedni są zadowoleni ze spędzania życia w miejscu tak znanym i budzącym zainteresowanie całego świata, inni, podobnie jak trzy kobiety, woleliby gdzieś się wyprowadzić, bo męczy ich ta sława. Dzięki temu, że „Czarne nenufary” pisane są zarówno w narracji trzecioosobowej jak i pierwszoosobowej prowadzonej przez trzy kobiety, poznajemy przebieg wydarzeń z punktu widzenia czterech osób. Ze względu na różnicę pokoleń, opowieść każdej kobiety jest inna, ale też każda dostarcza nam wielu szczegółów. Czy spojrzenie wszystkich jest bezstronne? Warto zwrócić uwagę na przewijający się przez opowieść wszystkich kobiet motyw związany z Monetem i malarstwem. Jestem pod wrażeniem sposobu poprowadzenia akcji w „Czarnych Nenufarach”. Mimo, że w pewnym momencie motyw kryminalny urywa się niewyjaśniony, jakby zaniedbany i poczułam się tym mocno zawiedziona, czytałam dalej czekając na zakończenie pozostałych wątków. Finał jest zaskakujący, wyjaśnia się wszystko, kto i dlaczego zabił również. Konia z rzędem temu, kto nie wiedząc nic o książce, potrafiłby przewidzieć rozwiązanie. Chyba, że wpadłby, cudem zapewne, na ten sam pomysł, co Michel Bussi. I tutaj mam problem. Nie mogę napisać nic więcej o tym, co mi się tak spodobało, bo popsułabym wszystkich przyjemność czytania i odkrycia tego na własną rękę. Ta książka nie zaskakuje samym morderstwem, sposobem jego dokonania czy też motywem, ale konstrukcją jaką posłużył się autor. Choćby na przykład... Nie, jednak nie mogę napisać! ... Ale dodam, że motyw związany z twórczością Claude'a Moneta jest w „Czarnych nenufarach” tak wyraźny, że skłonił mnie do spędzenia wieczoru na wyszukiwaniu reprodukcji obrazów. Szczególnie tych z nenufarami.

Agnieszka Pruska