#

Nie mam pojęcia, skąd i dlaczego pojawiają się niektóre pomysły w mojej głowie.

wywiad z Bartoszem Szczygielskim

Thriller kryminalny „Nim skończy się noc” już w księgarniach, a w nim motyw zamkniętego pokoju przedstawiony za pomocą… trzech przeszklonych domów. O utrudnianiu sobie pracy, męskiej i kobiecej sprawczości oraz ułudzie wirtualnego świata z jego autorem, Bartoszem Szczygielskim, rozmawiała Paulina Stoparek.

Paulina Stoparek: Zacznę dość standardowo, ale uważam, że tego pytania nie da się pominąć, gdyż „Nim skończy się noc” ma zbyt wiele świetnych motywów: zaśnieżona głusza, środek lasu, nabrzmiałe pretensjami towarzystwo, niezdrowe objawy zazdrości, zamknięty, by tak rzec, obieg postaci… Skąd czerpałeś inspiracje do swojej najnowszej książki?

Bartosz Szczygielski: Trudno mówi mi się o inspiracjach z prostego powodu. Nie mam pojęcia, skąd i dlaczego pojawiają się niektóre pomysły w mojej głowie. W przypadku „Nim skończy się noc” było trochę łatwiej, ponieważ od początku założyłem sobie, że chciałbym się zmierzyć z tematyką zamkniętego pokoju. Ograną już chyba na wszystkie możliwe sposoby, co tylko miało być dodatkowym wyzwaniem. Lubię czasem utrudnić sobie pracę, jak widać. Kiedy już podjąłem decyzję o samej tematyce to już składowe zaczęły się po prostu pojawiać. Wiadomo, że dziś trudno odciąć się zupełnie od zdobyczy cywilizacji, więc musiałem trochę kombinować, ale chyba się udało.

P.S.: No tak, lubisz utrudniać sobie pracę. Zauważyłam jeszcze jeden utrudniający pisanie motyw. W powieści zastosowałeś mianowicie podglądactwo, a ściślej: wzajemne podglądanie się w przeszklonych budynkach. Trudno zaplanować thriller lub kryminał, gdy w danym momencie przynajmniej połowa bohaterów jest na widoku?

B.S.: Generalnie trudno jest napisać thriller, gdzie wszyscy wszystkich widzą i są zawsze gdzieś na wyciągnięcie ręki. To znacznie utrudnia prowadzenie akcji, która przecież powinna zaskakiwać czytelnika, a jednocześnie budzić w nim uczucie niepokoju. Przy pisaniu po prostu wcielałem się w każdą postać po kolei i wyobrażałem sobie, co i gdzie widzi, a skoro znałem jej ukryte motywy, było mi trochę łatwiej nad tym zapanować. Co nie zmienia tego, że to było jedno z trudniejszych zadań w tej powieści.

P.S.: Czyli jednak thriller? Bo przeczytawszy wszystkie Twoje książki dla dorosłych, stwierdzam, że nie wiem, do czego Ci bliżej: do kryminału czy thrillera.

B.S.: Uważam, że granica między thrillerem i kryminałem mocno się już zatarła, a oba te gatunki bardzo się wzajemnie przenikają. Nie lubię kategoryzowania książek, choć oczywiście jest to konieczne z powodów marketingowych. Jeżeli miałbym powiedzieć, do którego z gatunków jest mi bliżej, to raczej celowałbym w thriller, ale z klimatem kryminalnym. Brzmi to dziwnie może, ale jak ktoś czytał moje książki to wie, co mogę mieć na myśli.

P.S.: A propos Twojej twórczości w ogóle, to cechują ją także wyraziste postaci kobiece. „Nim skończy się noc” to kolejne mocno i sprawnie odmalowane bohaterki. Ale to jednak mężczyźni – moim zdaniem – są tym razem bardziej sprawczy. Inaczej niż w życiu? Jakie jest Twoje zdanie na temat (rzekomego?) kryzysu męskości?

B.S.: Nie jestem fanem tego mówienia, że mamy kryzys męskości, bo to narzuca pewnego rodzaju sposób myślenia. Mężczyźni mają w końcu radzić sobie z problemami sami i bez niczyjej pomocy, a samo mówienie o nich uznawane jest za „niemęskie”. Sama sprawczość zależy już od konkretnej osoby, a nie tego, jaką ma płeć. I chyba się nie zgodzę z tym, że to mężczyźni mają więcej do powiedzenia w mojej ostatniej książce, ale tutaj już musiałbym rzucić spoilerem, a tego nie robimy [uśmiech].

P.S.: O nie, tego nie wolno [uśmiech]. Tak sobie myślę, że chyba nikt w „Nim skończy się noc”, ani kobiety, ani mężczyźni, podobnie jak w innych Twoich książkach, nie jest zadowolony z życia. Czy to się zmieni? Czy napiszesz kiedyś o kimś, kto choćby bywa szczęśliwy?

B.S.: Szczęśliwi ludzie bywają nudni, a już na pewno w literaturze. Bohater musi mieć coś z czym się mierzy i o co ma walczyć, a moi bohaterowie w „Nim skończy się noc” poniekąd o takie szczęście właśnie walczą. Myślę, że czytelnik jest w pełni świadomy tego, że kryminał czy thriller to nie komedia romantyczna, gdzie pod koniec para pada sobie w ramiona, a wszystko w takt padającego na nich deszczu [śmiech].

P.S.: Fakt [uśmiech]. W „Nim skończy się noc” nie tylko nikt nie pada sobie w ramiona, ale też można odnieść wrażenie, że opisana w powieści historia będzie miała piętrowane trudności, że to, co się stało, to dopiero początek. Planujesz cykl?

B.S.: Nie jesteś pierwszą, która pyta o to, czy to początek cyklu. I cóż mogę powiedzieć. Nie przewidywałem tego, ale też niczego nie można wykluczyć [uśmiech].

P.S.: Przydałby się taki cykl, zwłaszcza że w „Nim skończy się noc” jesteś mocno sarkastyczny w stosunku do wirtualnego życia i obecności w sieci, zwłaszcza na przekłamanym, obrazkowym Instagramie. Uważasz, że miejsca tego typu to dla niektórych osób zło?

B.S.: Czasem przeraża mnie to, jak wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że media społecznościowe to wykreowany obraz. Bardzo rzadko ktoś pokazuje dokładną rzeczywistość i swoje życie, bo przecież zdjęcie brudnego zlewu czy nieposkładanego prania jest mało angażujące. Dorośli może zdają sobie sprawę, że social media przekłamują rzeczywistość, ale młodzi? Tutaj warto ich uświadamiać i może brzmię teraz trochę jak staruszek, który co chwila mówi, że „kiedyś to było lepiej”, ale tutaj mogę mieć akurat rację. Zderzenie z rzeczywistością może być wtedy bardzo trudne - nie każdy zdobędzie w sieci taką popularność, by móc się z tego utrzymać, a i wtedy wymaga to ogromnego nakładu pracy. Dziś każdy może mieć swoje pięć minut sławy i to wcale nie musi oznaczać niczego dobrego.

P.S. A dostęp do internetu? Wytrzymałbyś bez niego? Pojechałbyś chętnie w takie miejsce jak Kredowe Wzgórza?

B.S.: Myślę, że pierwszy dzień byłby trudny. Ale tak, planuje nawet coś podobnego, jak już uporam się z codziennością i wyrwę sobie kilka dni z dala od pracy i kolejnej książki.

P.S. Jesteś dziennikarzem technologicznym. To chyba dość twórcza praca.

B.S.: Czasem tak, ale jak to z każdą pracą, bywa też czasem monotonna, więc taki reset od wszystkiego się przydaje.

P.S.: A czy zmieniło się coś od czasu, gdy w jednym z wcześniejszych wywiadów pytałam Cię, czy nie chciałbyś poprowadzić pisarskich warsztatów? Szkoła pisarska Maszyna do Pisania, której jesteś absolwentem, na pewno przyjęłaby Cię z otwartymi ramionami.

B.S.: Zawsze jestem otwarty na nowe rzeczy. Warsztaty potrafią czasem pokazać nam nowe drogi w pisaniu, więc to coś, co warto brać pod uwagę i to niezależnie od tego jak długo już się pisze.

P.S.: Wspomniałeś, że piszesz kolejną książkę. O czym będzie?

B.S.: Pisze, a jakże. I dobrze wiesz, że nic teraz nie powiem. No może oprócz tego, że będzie inna, niż poprzednie [uśmiech].

P.S.: Czyli znak firmowy bez zmian ­­- poszukiwanie nowego. Dzięki za rozmowę!

B.S.: Bez zmian! I to ja dziękuję, ponieważ rozmowy z Tobą to czysta przyjemność!