#

Jako czytelniczka szukam w książkach czegoś więcej niż prosto opowiedzianej prostej historii. Szukam literatury.

wywiad z Agnieszką Jeż

​„Kto jest bez grzechu”, trzecia odsłona serii obyczajowo-kryminalnej o sierżant Wierze Jezierskiej niedawno trafiła na księgarniane półki. O czytaniu, kobiecości, fabularnej prawdzie i równoległej pracy nad trzema książkami z jej autorką, Agnieszką Jeż, rozmawiała Paulina Stoparek.

Paulina Stoparek: Z wykształcenia jest Pani filolożką polską. To prawda, że aby pisać, trzeba najpierw mnóstwo przeczytać?

Agnieszka Jeż: I filolożką bałtycką, czyli wychodzi filolożka do kwadratu. Może dlatego, gdy na spotkaniach autorskich czytelniczki i czytelnicy pytają mnie, jaką drogę trzeba przebyć, żeby zostać pisarką lub pisarzem, odpowiadam, że należy wcześniej dużo czytać – najlepiej przez kilka dekad… Trochę żart, a trochę nie. Bo czy można pisać, ba!, nawet wydawać, niewiele czytając? Godzinna wizyta w losowo wybranej księgarni pokaże, że można. Czy to jest dobre? To już podlega ocenie czytelników. Ja, jako czytelniczka, szukam w książkach czegoś więcej niż prosto opowiedzianej prostej historii. Szukam literatury. A żeby taką pisać, trzeba mieć częsty i długotrwały kontakt z twórczością (dobrą) innych. Nauka opowiadania bierze się z czytania. Umiejętność konstruowania fabuły, wrażliwość na słowo, budowanie nastroju – biorą się z czytania. Kto dużo czyta, jest też bardziej krytyczny wobec własnej twórczości. Moi ulubieni autorzy są zapalonymi czytelnikami.

P.S.: Do 2020 roku pisała Pani wyłącznie powieści obyczajowe. Skąd pomysł, by zająć się literaturą kryminalną?

A.J.: Tak naprawdę do 2019, bo wtedy ukazał się mój pierwszy kryminał, tyle tylko, że pod pseudonimem. A było tak: zadzwonił do mnie wydawca (wtedy mi nieznany), który naszkicował mi sytuację: szukają autora/autorki powieści kryminalnej, w której jasne jest tylko to, że akcja ma się toczyć w PRL-u, a główna bohaterka nazywa się tak samo jak pewna postać filmowa. Skromne dane, ogromne pole do popisu, krótki czas na stworzenie powieści w gatunku, którym wcześniej się nie zajmowałam. Czy mogłam się nie zdecydować?... Bardzo lubiłam kryminały jako czytelniczka, ale brakowało mi odwagi, żeby usiąść po drugiej stronie kartki. Według mnie napisanie powieści kryminalnej jest trudniejsze niż stworzenie powieści obyczajowej, bo w kryminale (przynajmniej w tym rodzaju, który ja lubię) mamy solidne tło obyczajowe, sporo psychologii, a na to trzeba nałożyć zgrabnie utkaną intrygę. Ma się dobrze czytać, mają być napięcie i emocje, w zagadce trzeba czytelnika wyprzedzać, ale nie za bardzo, ma być rozrywka, ale logiczna i niegłupia. Całkiem sporo wymagań. Zarówno praca nad tym pierwszym kryminałem, jak i efekt finalny tak mi się podobały, że postanowiłam napisać kolejne kryminały – i w ten sposób powstał pomysł na serię z Wierą Jezierską.

P.S.: Na skrzydełku wydania znalazłam informację, że od 2016 roku napisała Pani kilkanaście książek obyczajowych. Do tego dochodzą trzy kryminały z sierżant Wierą Jezierską. Dla mnie to dość szaleńcze tempo. A dla Pani? Szaleństwo i tak zwane natchnienie czy jednak metodyczna dłubanina w Wordzie?

A.J.: „Kto jest bez grzechu”, czyli trzeci tom serii kryminalnej z Wierą Jezierską, to moja dwudziesta książka. Od debiutu upłynęło pięć lat, co daje średnio cztery publikacje rocznie, ale sześć książek napisałam jako współautorka, a dwie kolejne to zbiory opowiadań, w których znalazły się w sumie dwa moje teksty. Takie uszczegółowienie obniża roczną średnią do trzech tytułów. Czy to dużo? Jeśli traktować pisarstwo jako pełnoetatowy zawód, a tak jest w moim przypadku, to nie jest to wynik stachanowczyni. Pracuję każdego dnia; przez kilka godzin piszę lub czytam – jeśli to akurat etap kwerendy, bo moje powieści są mocno osadzone w rzeczywistości, więc zebranie materiałów jest konieczne. Jestem zdyscyplinowana i niepodatna na rozpraszacze typu Facebook, Netflix czy przegląd prasy – to dopiero po skończonej pracy. Jedna pułapka się tu kryje, o czym dobrze wiedzą ci, którzy mają wolne zawody i nienormowany czas pracy – praca człowieka nie opuszcza, bo spacerując po lesie, robiąc zakupy, jeżdżąc na rowerze, wydając dzieciom obiad, nie przestaję myśleć o swoich bohaterach: obecnych czy przyszłych. Nawet czytając – już nie „do pracy”, tylko dla czystej przyjemności – nie zapominam, że jestem pisarką. Na tegoroczne wakacje zabrałam ze sobą między innymi „Wędrowny zakład fotograficzny” Agnieszki Pajączkowskiej. I podana w tym tekście krótka, trzystronicowa historia prawdziwa, zafascynowała mnie tak, że postanowiłam ją literacko przerobić w powieść. A co do natchnienia i dłubaniny – pisanie to przede wszystkim warsztat i zdyscyplinowanie. No i dużo czytania, o czym już mówiłam. Szaleństwo zdarza się rzadko, zwykle wtedy, gdy zbliża się deadline, a ja bym się jeszcze nie chciała rozstawać z tekstem.

P.S.: Główna bohaterka Pani powieści kryminalnych nie jest postacią lekką, łatwą, nie zawsze też jest, mimo poczciwej natury, przyjemna. Ma Pani jakieś informacje zwrotne na jej temat? Czytelnicy ją lubią?

A.J.: Lubią. Na przykład wczoraj jeden z czytelników, zresztą też autor, także kryminałów, napisał mi: „Lubi się tę Wierę i chciałoby się,żeby jej się poukładało”. W tym chyba rzecz – Wiera nie jest, jak Pani zauważyła, gładka, uśmiechnięta i miła. Nie jest też bezwzględnym cyborgiem lub absolutnym wampem. Jest trochę zagubiona, bo start życiowy miała nie najlepszy, stąd jej kompleksy i słaba samoocena. Ma też jednak coś, co jest niezwykle cenne – samoświadomość i chęć poprawy własnego losu. Popełnia błędy, ale uczy się na nich. Jest absolutnie prawdziwa, z krwi i kości. Myślę, że dlatego czytelnicy ją lubią (może niektórzy się przeglądają w jej losach?...) i jej kibicują. Ciekawa sprawa – czy gdyby Wiera była mężczyzną, te jej cechy też by mogłyby tak odebrane? Czy raczej byłaby, to znaczy byłby, ten męski bohater: tajemniczy i intrygujący?

P.S.: „Kto jest bez grzechu” bardzo dużo mówi o genezie buntowniczej natury Wiery, o powodach jej lęków, złych decyzji, nieadekwatnych reakcji. To chyba najdalej posunięta psychologicznie powieść z trzech dotychczas wydanych części o Jezierskiej. To koniec tajemnic bohaterki czy dopiero się Pani rozkręca?

A.J.: Stawiam na prawdę, także tę psychologiczną, więc raczej więcej Wierze na barki nie włożę. Ten kulawy start to początek; jasne, on determinuje jej życie, ale przecież nie jest wyrokiem (nie piszę dramatów). Idziemy, razem z Wierą, do przodu, po lepszą codzienność, którą ona sama (mniej lub bardziej udolnie) sobie stwarza. „Kto jest bez grzechu” to rzeczywiście najbardziej intymny tom tej serii. Nie ma tu tła narodowego, nie ma historii przez większe H, są zbrodnie zza ściany, zbrodnie domowe, zbrodnie powszednie. Zbrodnie ukrywane po szafach i przenoszone w genach na kolejne pokolenia. I one współgrają z doświadczeniami Wiery.

P.S.: Wiera ma skłonność do zajętych, wykorzystujących jej naiwność mężczyzn. Czy to ulegnie zmianie?

A.J.: Skłonność to chyba za dużo powiedziane. Rzeczywiście, Wiera dokonywała niewłaściwych wyborów, a pchały ją do tego niska samoocena, zawyżona wiara w świat, no i pragnienie miłości, pod którą człowiek mający na tym polu deficyty potrafi wiele podstawić, nawet jeśli rozum go ostrzega. Wiera i tu jest rozumną uczennicą, więc wydawałoby się, że po raz kolejny nie rozpocznie przygody bez happy endu, ale spotyka Antoniego Gazdę i… To jednak trochę odmienna historia; wcześniej Wiera dawała się uwodzić, teraz przejęła inicjatywę. Że finał inny niż „żyli długo i szczęśliwie”? No inny, ale jak już wspominałam, inspiruje mnie życie, a i z tej lekcji, prócz niewątpliwej przyjemności, Wiera wyniesie doświadczenie i wiedzę na zaś. I pewnie użyje ich w przyszłości.

P.S.: Antoni Gazda nie wróci?

A.J.: Antoni Gazda zostanie wspomnieniem. Zresztą, ma teraz na pewno nowe obowiązki ojcowskie.

P.S.: Sporo w „Kto jest bez grzechu” kobiecości. Mamy bardzo naturalną, buntowniczą Wierę, jej uduchowioną siostrę, spokojną Annę, tak zwaną kobietę totalną, czyli Monikę, no i oczywiście przebojową prokurator Przyzwan, którą Jezierska bardzo podziwia. Który z tych typów kobiecości jest Pani najbliższy?

A.J.: Wybór mocno rozstrzelony… Choć z drugiej strony w życiu bywa i tak, że kobieta, która teraz utożsamia się z Wierą, w przyszłości może się dopatrzeć siebie w Marii Przyzwan. Albo może przejść przez etap „kobiety totalnej”, czyli Moniki, a potem uznać, że swoją kobiecość chce realizować w inny sposób. Lub pozostać w tej totalności. Życie to zmiana, jak się mówi.

W młodości miałam pewnie trochę z Wiery. Nie dzieliłam z nią smutnych losów dzieciństwa, bo moje było cudowne, tyle, że dość szybko – wraz ze śmiercią rodziców – się skończyło. Wtedy przeżyłam twarde lądowanie i zderzenie z rzeczywistością. Wcześniej to rodzice byli taki miękkim buforem między mną a nie zawsze przyjaznym światem. Minęło trochę lat, dużo doświadczeń i… zbliżyłam się do Marii Przyzwan, zwłaszcza jeśli idzie o ironię i dystans do świata.

P.S.: Nie należy zapominać, że „Kto jest bez grzechu” to także opowieść o miłości. Pisanie o uczuciach jest trudne?

A.J.: „Kto jest bez grzechu” jest o miłości rozumianej bardzo szeroko: pełnym amoku zakochaniu; zazdrości; miłości rozpaczliwej, z samotności; najtrudniejszej chyba relacji między matką a córką; o tym, jak kochać i nie krzywdzić – siebie i innych; o miłości siostrzanej, która wcale nie jest łatwa, mimo że przyrodzona. Trudno znaleźć człowieka lub historię, gdzie nie ma miłości, w jakiejkolwiek postaci, w końcu to miłość to motor naszego życia. Z miłości i dla niej ludzie popełniają największe głupstwa i szaleństwa (wspaniałości też, choć rzadziej). Gdy pisze się o emocjach, łatwo skręcić w prostą ścieżkę czarno-białych ocen i taniej ckliwości. Schodzę z tej ścieżki, więc bywa trudno, ale mam nadzieję, że efekt jest wart tych starań.

P.S.: Jeszcze jak! Tymczasem Polska kryminałem stoi, ale także coraz częstszym ekranizowaniem rodzimej literatury kryminalnej. Chciałaby Pani zobaczyć Wierę na ekranie?

A.J.: No, ba! Pewnie, że bym chciała. Wrócę do tej wczorajszej recenzji kolegi po piórze, bo była w niej i o tym mowa: „Serdecznie i szczerze gratuluje tej powieści. Ma naprawdę filmową strukturę i niech się zdarzy na ekranie, bo i jeziora i Podhale, i Gorce bardzo malownicze”. Jeśli inny autor kryminałów (w domyśle jednak konkurencja…) tak mi pisze, to znaczy, że naprawdę docenia potencjał Wiery. A ja jej (i sobie) życzę, by taki zachwyt wydarzył się i u kogoś ze świata filmu.

P.S. Pandemia nie odpuszcza, jednak branża książkowa odżywa, zaczynają się imprezy literacko-wydawnicze w realu. Czy będzie możliwość spotkać się z Panią na żywo w tym roku?

A.J.: W zeszłym tygodniu odbyły się Warszawskie Targi Książki, gdzie miałam spotkanie z czytelnikami, za kilka dni jadę do biblioteki do Otwocka, przed nami jeszcze targi krakowskie i inne okazje do spotkań na żywo. Widzę, jak bardzo nam ich brakowało – i autorom, i czytelnikom. Technika jest fantastyczna i ratowała nas w przymusowej izolacji, ale bezpośredniego kontaktu nic nie zastąpi.

P.S.: Nad czym Pani obecnie pracuje?

A.J.: Równolegle nad trzema powieściami. Właśnie skończyłam kwerendę do powieści historyczno-obyczajowej, której akcja toczy się w środowisku konspiracyjnym podczas drugiej wojny światowej, wciąż czytam materiały do trylogii sybirackiej, choć tu rozbudowany konspekt już mam, i układam sobie w głowie fabułę do tego thrillera, na który pomysł narodził się podczas wspomnianej wakacyjnej lektury. To będzie historia współczesna, dziejąca się w Beskidzie Niskim (prace terenowe odbyły się w sierpniu), ale z początkiem kilkadziesiąt lat wcześniej.

Bardzo dziękuję za rozmowę!

O książce

recenzja

fragment do czytania