#

Kontrasty

Cykl astronomiczny autorstwa czynnego policjanta Aleksandra Sowy ma się coraz lepiej. Wydana właśnie „Wenus umiera” to najmocniejsza i, jak sądzę, najwartościowsza pod względem psychologicznym powieść autora z trzech wydanych dotychczas przez Wydawnictwo Lira.

Jeśli miałabym stawiać na główny temat każdej z czytanych przeze mnie powieści, których głównym bohaterem jest policjant Emil Stompor, byłyby to: przemiany ustrojowe w środowisku policji i nie tylko w „Gwiazdach Oriona” oraz szkodliwość układów i układzików w „Czasie Wagi”. Z kolei bazą psychologiczną powieści „Wenus umiera” są kontrasty dzielące i łączące partnerów – partnerów w sensie policyjnym.

Sowa zaczyna swoją książkę z grubej rury. Przepraszam za kolokwializmu, ale akurat w tym przypadku nie ma miejsca na niuanse. Serio. Dramat rozrywający się w grupie śledczych, do której należy Emil, jest mocny i bolesny. Bardzo. Jest też pośrednią przyczyną równi pochyłej komisarza Stompora. Powiedzieć, że nic już nie będzie takie jak wcześniej, to jakby nie powiedzieć nic. Wspomniany dramat z kolei jest pretekstem do sennych majaków i spostrzeżeń związanych z głównym tematem „Wenus”, czyli z partnerstwem właśnie. Tyle tytułem wstępu odnośnie wątku warszawskiego. Warszawskiego, gdyż – gwoli przypomnienia – Emil, dzięki awansowi po sfinalizowaniu śledztwa związanego z mordercą z Zagłębia („Gwiazdy Oriona”), został przeniesiony do komendy w stołecznej Pradze.

Tymczasem w dniach, gdy Stompor przeżywa chyba najczarniejsze chwile w swoim życiu, w Parku Narodowym Gór stołowych i jego okolicach toczy się śledztwo w sprawie podwójnego morderstwa. Dokładniej rzecz biorąc, to nie jedyna nienaturalna śmierć w tym regionie w bardzo krótkim czasie, zatem śledczy podejrzewają działania seryjnego. Inteligentnego, a zarazem wyraźnie niezrównoważonego. Czas ma w tym przypadku kolosalne znaczenie, wszak lada godzina może zostać zabita kolejna osoba. Niestety, na drodze stoją zarówno układy i układziki (acz opisane w skromniejszym stopniu, niż miało to miejsce w „Czasie Wagi”), jak i totalnie niedobrani śledczy, którzy zostali wyznaczeni do prowadzenia rzeczonego śledztwa.

Pełne negatywnych emocji kontrasty, jakie dzielą Antkowiaka i Docenta, cechuje całkiem niezła analiza psychologiczna. Odnoszę wrażenie, że opisywanie niespokojnych i niedobrych stosunków pomiędzy śledczymi – a raczej pomiędzy ludźmi jako takimi – wychodzi Sowie lepiej, niż opisywanie przyjaźni, jaka połączyła chociażby Emila z Kosarem. Jad Antkowiaka pluje ze stron „Wenus”, a niechęć Docenta do pracowania pod komendanturą tego pierwszego, choć stonowana – genialny śledczy przywodzi na myśl figurę angielskiego dżentelmena, a nawet samego Sherlocka Holmesa! – jest aż nadto wyraźna.

Konfliktowa znajomość przetykana z niespodziewanie wrażliwą nutą, na jakiej autor wygrywa duchową rewolucję w życiu Stompora, stanowi więc swojego rodzaju metakontrast. (Zdaję sobie sprawę z tego, że może brzmieć to cokolwiek niejasno, jednak ze względu na możliwość zaspoilerowania wolę zaznaczać pewne kwestie bardziej enigmatycznie niż zrozumiale).

Warto zauważyć, że Sowa po raz kolejny daje się poznać jako autor piszący z rozmaitych perspektyw, nie tylko policyjnych, lecz także poprzez wrażliwość drugo- i trzecioplanowych postaci oraz z perspektyw „morderczych” czy „ofiarniczych”. Czytając „Wenus”, mamy okazję wejść w umysł chory, a zarazem porywająco wręcz zaradny życiowo. Taki, co to i ognisko bez zapałek rozpali, i sarnę upoluje, i człowieka wypatroszy…

Na koniec dodam, że „Wenus umiera”, podobnie jak dwie wspomniane wyżej powieści Aleksandra Sowy, inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami. W tym konkretnym przypadku – zabójstwem pary studentów Akademii Rolniczej przy szlaku wiodącym przez szczyt Narożnik w Górach Stołowych. Miało ono miejsce w 1997 roku. Ponieważ nie wykryto sprawców przestępstwa, śledztwo umorzono, a sprawa trafiła do policyjnego Archiwum X. Nie będę się nad tą kwestią rozwodzić, w sieci znajdziecie mnóstwo artykułów na ten temat, nierzadko zaskakujących (emerytowany śledczy, który pracował przy sprawie, dziś szuka sprawcy na własną rękę!). Pragnę jedynie uczulić, że słowa „jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami” nie oznacza „oparta na faktach”. Sowa jedynie rozważa możliwość pewnych scenariuszy, nie opisuje jednak rzeczywistych zdarzeń.

Albo inaczej: miesza niektóre fakty z fikcją, które po zmianie takich podstaw jak chociażby nazwiska – dają mocny, bardzo realistyczny policyjny kryminał, który na bank znajdzie wielu zwolenników.


O KSIĄŻCE

FRAGMENT DO CZYTANIA


Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)