#

​W tej branży nie ma niewinnych

Zaczynamy od zaproszenia na rozmowę...

Do biura szefa Specjalnej Agencji Wywiadowczej (SAW) – generała Twigga – trafia Paul Horn. Pewny siebie i swoich możliwości agent Horn jest nieco zaskoczony misją, jaka przypada mu w udziale. Ma bowiem przekonać dawną agentkę SAW o ponownym wkroczeniu do akcji, a mówiąc konkretniej – do zdobycia serca (i tajemnic) skorumpowanego senatora. Paul podejmuje się zadania... ale wszystko okazuje się jeszcze bardziej złożone, niż się na pierwszy rzut oka wydaje.

Eliza Korpalska wkracza na półki biblioteczek swoim literackim debiutem. Z debiutem, który niezwykle trudno mi sklasyfikować w standardowo przyjętych ramach. I za to pojawia się pierwszy plus, pierwszy uśmiech, za to zaskoczenie i pewną nieliniowość, niegatunkowość. Z grubsza można powiedzieć, że to historia w tematyce szpiegowskiej. Powiedziałabym, że powieść ta jest zwarta, treściwa i zawiera dużą liczbę retrospekcji. Ryzykowny to zabieg - wszak czytelnik chce się unosić na falach akcji do przodu i szybko - ale dla mnie jest to najmocniejszy punkt „Niewinności Lukrecji”.

Retrospekcje – dotyczące bodaj wszystkich istotnych postaci w tej opowieści – pojawiają się już od samego początku. I nie tylko budują zarys psychologiczny portretowanego, ale przemycają wiele wzruszających, zabawnych czy nawet budzących protest historii stojących za bohaterami. Nie można przejść obojętnie przez historię młodego Roma, który niczego nie pragnął tak bardzo, jak móc się uczyć. Nie można nie podnieść brwi z zaskoczenia nad decyzjami pacjenta śmiertelnej diagnozy, który wybiera medycynę iście alternatywną. Nie można wreszcie całkiem obojętnie przejść przez historię pewnych kochanków, która już ze swego założenia musi prowadzić do mocnego finału. Jest uśmiech, niedowierzanie, może nawet złość. Te wplatane spojrzenia w dusze bohaterów mogłyby z powodzeniem stać się zalążkiem ich własnych, osobnych opowieści.

Lubię Lukrecję. O niej samej, jak na szpiega przystało, długo nie wiemy wiele. Jej niejednoznaczność, planowana tajemniczość rzeczywiście przyciąga. Jakie naprawdę kierują nią motywy? Które z jej wcieleń jest bliższe prawdy? Bo przecież nie to „prawdziwe", bo w tym zawodzie prawda zostaje gdzieś już dawno zatracona. Na ile gra z Paulem, z generałem, sama z sobą? Do czego dąży i za co można ją kupić? Intryguje mnie Twigg, bawi buta u Paula, ale literackie serce oddaje Lukrecji. No, może na spółkę z panną Huckelberry. Bo jej się po prostu nie da zapomnieć. Ją trzeba przeczytać.

"Niewinność Lukrecji" to historia w zdecydowanie lekkiej oprawie. Nawet przemoc jest tutaj subtelna, ledwie zaakcentowana, będąca pewnego rodzaju dodatkiem, bez którego opowieść szpiegowska nie mogłaby się jednak obyć. Istnieje niejako w domyśle, jak przetargowa karta u Tao Guna, króla przestępczego półświatka. Jak kompletowane przez wojskowych w białych rękawiczkach akta, potknięcia i donosy. Twarde trzeba mieć plecy a oczy szeroko rozstawione, żeby przetrwać. Czy wrócimy z Panią Elizą do tej historii? Na swojej literackiej mapie wiąże supełek, by o Lukrecji pamiętać. Coś mi mówi, że nie da o sobie łatwo zapomnieć. I że wciąż nie wiemy o niej wszystkiego. Zdecydowanie nie jest tak niewinna, jak można by początkowo uważać.

Marzena Kieres

Marzena Kieres - niespokojna książkowa podróżnika, zawsze w drodze, zawsze z książką. Z wykształcenia ścisłowiec z humanistycznie zadrukowanym sercem. Miłośniczka książek, które zostają w pamięci, mocnej aromatycznej herbaty, starych budowli, miejsc opuszczonych i tajemniczych. Pasjami zakopana w thrillerach, sensacji i kryminale, ale nie gardzi też dobrą rodzinną sagą z tajemnicą w tle czy historią z dreszczykiem. Z pasją i przyjemnością pisząca o książkach już od ponad dziesięciu lat.