#

A więc wojna!, czyli o tym, jak Arthur Conan Doyle z dulszczyzną walczył

Doprawdy niezwykłej pracy podjęła się i z powodzeniem sprostała amerykańska dziennikarka i pisarka Margalit Fox. Jej książka „Arthur Conan Doyle i sprawa morderstwa. Prawdziwe śledztwo twórcy Sherlocka Holmesa” to nie tylko szczegółowe, rzetelne, bogate w treści kulturowe i socjologiczne, wsparte licznymi źródłami dzieło, będące hołdem złożonym twórcy jednej z najbardziej rozpoznawalnych fikcyjnych postaci na świecie, lecz także bliski akademickiemu wywód na temat kondycji ludzkiej moralności zarówno w epoce wiktoriańskiej, jak i współcześnie.

Sprawa, którą Fox porusza w swojej książce, praktycznie rzecz biorąc, miała swój początek 23 grudnia 1908 roku, kiedy to w Glasgow w niezwykle brutalny sposób została zamordowana 82-letnia dobrze sytuowana mieszczanka, panna Marion Gilchrist. Z mieszkania szacownej damy wniknęła wówczas wartościowa broszka wysadzana diamentami. Policja dość szybko wpadła na trop potencjalnego winnego, którym okazał się niejaki Oscar Slater, parający się (przypuszczalnie) sutenerstwem i wspomagający domowy budżet hazardem utracjusz żydowskiego pochodzenia. Może i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że stróże prawa dość szybko zorientowali się, że Slater był w posiadaniu innej diamentowej broszki, na wiele dni wcześniej przed zamordowaniem panny Gilchrist oddanej do lombardu. Mimo to policjanci, prokuratorzy, sędzia, lekarz sądowy, świadkowie, a nawet niektórzy znajomi oskarżonego jak jeden mąż coraz intensywniej zaczęli obstawać przy tym, że to Slater jest winny. Że to on, chociaż nie miał żadnego motywu, najmniejszych logicznych powodów – ZABIŁ.

Tymczasem teoretycznie rzeczona sprawa zaczęła się znacznie wcześniej, u zarania tak zwanego cywilizowanego społeczeństwa, kiedy to figura Obcego, wymiennie nazywanego przez Margalit Fox Innym, zaczęła być postrzegana przez rdzennych jako zagrożenie. Znamy różne przykłady z historii, kiedy to ucieleśnienia Obcego obawiano się słusznie (np. kolonizacja Afryki); nie są nam obce także współczesne przejawy lęku przed Innym, którym dopiero przyszłość przypisze histerię lub słuszność (np. migracja islamistów). Fox bierze na warsztat epokę wiktoriańską (1837–1901) i lata edwardiańskie (1901–1910), czyli moment w dziejach nie tylko Wielkiej Brytanii, kiedy technika i nauka szły krok w krok z przesądami, „tym, co wypada” i wszystkim innym, co dzisiaj określamy mianem dulszczyzny.

Rzecz jasna Fox, jako Amerykanka niepozbawiona dziennikarskiego sznytu, podobnych określeń nie używa, a tłumacz Maciej Miłkowski idzie w sukurs jej językowej elegancji. „ACD i sprawa morderstwa” to bodajże najpiękniejsze tłumaczenie z angielskiego, z jakim miałam do czynienia w ciągu ostatnich lat, co piszę z tym większym podziwem, że Fox nie popełniła książki łatwej, a raczej coś na granicy pracy naukowej i reportażu z niewielką domieszką prozy gatunkowej – kryminału. Już sam ten mariaż jest wymagający pod względem warsztatu, a co dopiero przełożenia jego niuansów na nasze skomplikowane językowe przenośnie. Szkoda jedynie, że brytyjskich miar i walut nie przeliczono na kontynentalne skale. Uwzględniono jedynie amerykańskie, co daje niepełny przekład gospodarczych i geograficznych realiów.

Last but not least… Arthur Conan Doyle. Chyba nie popełnię faux pas, stwierdzając, że większości znany jest on jako pisarz i twórca ponadczasowej postaci Sherlocka Holmesa. No dobrze, wielu zapalonych czytelników z pewnością wie też, że z wykształcenia był lekarzem, który z czasem zaczął utrzymywać się z pisarstwa. Ale ilu kojarzy dwuczłonowe nazwisko Conan Doyle z buntownikiem walczącym z wiktoriańskimi przesądami i detektywem amatorem niezgorszym od samego Holmesa? Fox ujawnia, że szkockiemu pisarzowi z medycznym wykształceniem znacznie bliżej było do ekscentrycznego poszukiwacza prawdy niż spolegliwego doktora Watsona. Zatem, co czuję się w obowiązku dodać i co z pewnością uraduje wielbicieli autora przygód słynnego detektywa – „ACD i sprawa morderstwa” to także wnikliwy zbiór faktów i anegdot z życia Conana Doyle’a, który pozwoli na szerszą i bardziej wnikliwą analizę jego dzieł i działań prospołecznych. A tym drugim w miarę upływu lat pisarz poświęcał się z coraz większym zaangażowaniem…

Margalit Fox nie ukrywa, jak zakończy się opowiadana przez nią historia – ujawnia to już na wstępie swojej wyczerpującej pracy z dziedziny true crime. To zupełnie tak, jak z popularną od czasu doskonałego serialu HBO sprawą Czarnobyla – wiemy, jak rzecz się kończy, ale dzięki specjalistom i rozmaitym dociekliwcom zaczyna nas interesować cały proces, który poprzedził dramatyczne wydarzenia. A w ten z kolei wnikamy niczym w dobrą powieść z dreszczykiem, o ile odpowiednio się nas do sedna poprowadzi. Fox robi to i odsłania kolejne dane z iście akademickim, kryminalistycznym – nie kryminologicznym, o czym więcej w książęce – zacięciem. Szkoda tylko, że fakty są, jakie są – czyli bezlitosne. W wyniku społecznych quasi-lęków rządzących brytyjskim społeczeństwem przełomu XIX i XX wieku niewinny człowiek stracił dwie dekady ze swojego życia.

Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi – sporo podobnych lęków obecnych jest i na naszej ziemi. Polecam solidną robotę Margalit Fox uwadze, zwłaszcza w okresie radykalnych zmian, by nie wybrać tak zwanego mniejszego zła.


Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. D Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)