#
#

tytuł: NA POLANIE WISIELCÓW

autor: Robert Dugoni

tytuł oryginału: IN THE CLEARING

literatura anglojęzyczna

tłumaczenie: Andrzej Szulc

liczba stron: 400

ISBN: 978-83-8125-305-5

oprawa: miękka ze skrzydełkami

data premiery: 20 czerwca 2018

Wydawnictwo Albatros

NA POLANIE WISELCÓW

Robert Dugoni

WYOBRAŹCIE SOBIE, ŻE HARLAN COBEN I JOHN GRISHAM – OBAJ W SWOJEJ NAJLEPSZEJ FORMIE – POSTANOWILI WSPÓLNIE NAPISAĆ KSIĄŻKĘ, A DENNIS LEHANE PODSUNĄŁ IM KILKA POMYSŁÓW. WTEDY MOŻE, ALE TYLKO MOŻE, POTRAFICIE WYOBRAZIĆ SOBIE THRILLERY RÓWNIE PASJONUJĄCE CO TE, PISANE PRZEZ ROBERTA DUGONIEGO!

Rok 1976. Hrabstwo Klickitat w stanie Waszyngton. Siedemnastoletnia Kimi Kanasket nie wraca do domu. Po kilku dniach w rzece zostają znalezione jej zwłoki. Policja uznaje jej śmierć za samobójstwo i zamyka sprawę. W przeciwieństwie do młodego zastępcyszeryfa Buzza Almonda.

40 lat później. Seattle. Detektyw Tracy Crosswhite ma doświadczenie w rozwiązywaniu spraw, które z braku dowodów policja odkłada na półkę. Tym razem prowadzi sprawę zabójstwa, w której ma dwoje podejrzanych: żonę i syna ofiary. W kulminacyjnym momencie śledztwa zwraca się do niej przyjaciółka, której zmarły ojciec, szeryf, zostawił po sobie niezamkniętą dawną sprawę. Czy Tracy, która sama przez lata starała się dowiedzieć, co się stało z jej siostrą, mogłaby teraz zrezygnować z próby odkrycia, co spotkało inną dziewczynę? Korzystając z dowodów zgromadzonych przez ojca koleżanki, rozpoczyna dochodzenie, które wywleka na powierzchnię skrywane przez lata mroczne sekrety. Nie zdaje sobie sprawy, że swoją nieustępliwością ściąga na siebie niebezpieczeństwo.

Robert Dugoni wnosi świeży powiew do współczesnej literatury kryminalnej.

Cała seria z Tracy musi się znaleźć na waszej liście MUST READ!

„Suspense Magazine

Fragment książki:

Prolog

Piątek, 5 listopada 1976

hrabstwo Klickitat, stan Waszyngton.

Buzz Almond przyjął zgłoszenie, wcisnął gaz do dechy i uśmiechnął się, słysząc pod maską pomruk dwustuczterdzie¬stopięciokonnego ośmiocylindrowego silnika V8. Przyspiesze¬nie wcisnęło go w fotel. W biurze szeryfa gadali, że politycy chcą ograniczać produkcję benzynożernych dinozaurów na rzecz pojazdów, które spalają mniej paliwa. Może i tak, ale na razie miał jednego z tych krążowników szos, chevroleta caprice ze sztywnym dachem, i nie zamierzał go nikomu oddawać, chyba że wyrwą mu siłą z rąk kierownicę.

Zastrzyk adrenaliny sprawił, że wyprostował się w fotelu. Sy¬napsy w jego mózgu zaiskrzyły. Był otwarty na każde wyzwanie. „Gotów do boju”, jak mówili, kiedy służył w piechocie morskiej. Obecnie, jako zastępca szeryfa w hrabstwie Klickitat, nie widział powodu, by to zmieniać.

Tylko dlaczego nikt nie krzyczy głośno: „Hurra!”?

Buzz zwolnił, opuścił szybę od strony kierowcy i przesunął reflektor, wypatrując bocznej uliczki. Większość była oznako¬wana, ale niektóre, wąskie i nieutwardzone, nie różniły się wiele od leśnych duktów. Bez latarni i przy nisko wiszących gęstych chmurach było ciemno choć oko wykol. Człowiek mógł minąć przecznicę, w ogóle jej nie zauważając.

Reflektor wyłuskał z mroku zamocowane na drewnianych palikach sfatygowane skrzynki pocztowe. Buzz podniósł nieco światło i zobaczył zieloną odblaskową tablicę z nazwą ulicy. Clear Creek Road. To tutaj. Skręcił. Samochód zaczął się kołysać i pod¬skakiwać na wertepach. Wiosną i latem mieszkańcy poprawiali nawierzchnię niektórych dróg. O tej najwyraźniej zapomnieli.

Przez kilkaset metrów mijał rosnące gęsto dęby, osiki i sosny. W końcu zobaczył po lewej stronie migoczące między gałę¬ziami światło. Skręcił tam i dojechał żwirowanym podjazdem do długiej przyczepy mieszkalnej. Na podwórku, pod rozwie¬szonymi sznurami na pranie, walały się złom i drewno na opał. Jeszcze nim zaparkował, drzwi przyczepy otworzyły się, wyszedł z niej mężczyzna, zbiegł po trzech schodkach i ruszył w jego stronę. Buzz sprawdził nazwisko, które zapisał wcześniej w no¬tesie, i wysiadł z samochodu. W powietrzu pachniało żywicą; zanosiło się na pierwszy w tym roku śnieg. Jego córki powinny być zachwycone.

Temperatura szybko spadała. Zamarzająca po deszczowym tygodniu ziemia skrzypiała mu pod butami.

– Pan Kanasket? – zapytał.

– Earl – odparł mężczyzna, podając mu szorstką, suchą dłoń. Śniada cera i związane w kucyk czarne włosy wskazywały, że należy do plemienia Klickitatów. Większość Indian przeniosła się przed kilkudziesięciu laty na północny wschód, do rezer¬watu Yakama, ale część pozostała. Kanasket miał na sobie so¬lidną brezentową kurtkę, dżinsy i buty z grubymi podeszwami. Jego obsypana pieprzykami, ogorzała twarz świadczyła o tym, że dużo pracuje na świeżym powietrzu. Buzz oceniał, że może mieć około czterdziestki.

– To pan dzwonił w sprawie córki? – zapytał.

– Po pracy Kimi wraca do domu na piechotę. Przed wyj¬ściem zawsze dzwoni z baru. Nigdy się nie spóźnia.

– Z baru Kolumbia? – zapytał Buzz, zapisując to w notesie. Jadąc drogą stanową numer 141, półtora kilometra wcześniej minął zbudowaną z bali knajpę.

Z przyczepy wyszła, otulając się długim płaszczem, kobieta i ruszyła w ich stronę. W ślad za nią pojawił się młody mężczyzna, sądząc po rysach twarzy, dorosły syn.

– To moja żona Nettie i syn Élan – przedstawił ich Earl.

Spod płaszcza Nettie wystawał rąbek koszuli nocnej. Miała na nogach kapcie. Élan był boso, w dżinsach i białym T-shircie. Od samego patrzenia na niego Buzza przeszedł zimny dreszcz.

– O której godzinie córka wraca zwykle do domu? – zapytał.

– O jedenastej. Nigdy się nie spóźnia.

– Dziś też zadzwoniła?

– Zawsze dzwoni. Zawsze, kiedy pracuje – odparł z lekkim zniecierpliwieniem Earl.

– Co powiedziała? – Buzz starał się zachować spokój, ale czuł, że to nie jest przypadek młodej dziewczyny, która naruszy¬ła domowy regulamin.

– Że wraca do domu.

Nettie położyła dłoń na ramieniu męża, żeby go uspokoić.

– To nie w stylu naszej Kimi – powiedziała. – Nie zrobiła¬by niczego, co mogłoby nas zaniepokoić. To dobra dziewczy¬na. W przyszłym roku zacznie studia na Uniwersytecie Stanu Waszyngton. Skoro powiedziała, że idzie do domu, powinna już tu być.

Élan odwrócił głowę w bok i skrzyżował ręce na piersi, co Buzz uznał za dziwną reakcję.

– Więc chodzi do szkoły średniej? – zapytał.

– Do ostatniej klasy liceum w Stoneridge – odparła Nettie.

– Czy mogła pójść do jakiejś koleżanki?

– Nie – rzucił Earl.

– I nigdy jej się to wcześniej nie zdarzyło? Nigdy się nie spóźniła?

– Nigdy – odpowiedzieli chórem Earl i Nettie.

– W porządku – mruknął Buzz. – Czy w domu albo w szko¬le zaszło ostatnio coś, co mogłoby ją skłonić do zmiany zacho¬wania?

– Na przykład co? – zapytał gniewnym tonem Earl.

Buzz był nadal spokojny.

– Jakieś nieporozumienia? Szkolne miłości, które zakoń¬czyły się dramatycznie? – Tak naprawdę brakowało mu w tych kwestiach doświadczenia; jego córki miały dopiero cztery i dwa lata. Pamiętał jednak swoje siostry i ich koleżanki, które potrafi¬ły nieźle dawać do wiwatu, kiedy wchodziły w wiek dojrzewania.

– Zerwała ze swoim chłopakiem – odezwał się nagle Élan i na podwórku zapadła cisza.

Buzz popatrzył na młodego mężczyznę, ale nie doczekawszy się z jego strony dalszego ciągu, skupił ponownie uwagę na Ear¬lu i Nettie. Sądząc po ich minach, ta wiadomość albo była dla nich czymś nowym, albo uważali ją za niewartą wzmianki.

– Kiedy to było? – spytał.

– Kilka dni temu.

Do czegoś w końcu dochodzimy, pomyślał Buzz.

– Kim jest jej chłopak? – zapytał.

– To Tommy Moore – odparł Élan.

– Znasz go?

– Chodziłem z nim do szkoły, ale wtedy nie był jej chłopa¬kiem. Przedstawiłem ich sobie później.

– Kiedy to było?

– Dwa lata temu.

– Byli ze sobą dwa lata?

– Nie – zaprzeczyła stanowczym tonem Nettie.

– Dwa lata temu chodziłem do szkoły – wyjaśnił Élan.

– Élan nie skończył liceum – dodała jego matka.

Buzz odniósł silne wrażenie, że rodzice nie akceptowali związku córki.

– Jak długo Kimi chodziła z Tommym Moore’em? – zapytał.

Nettie machnęła lekceważąco ręką.

– To nie było nic poważnego. Kimi idzie na studia.

Buzz spojrzał na Élana.

– Sześć miesięcy – odparł tamten. – Zaczęli ze sobą chodzić pod koniec ubiegłego roku szkolnego.

Buzz postawił w notesie gwiazdkę przy nazwisku Tom¬my’ego Moore’a.

– Wiesz, gdzie on mieszka? – zwrócił się do chłopaka.

Élan wskazał ręką las.

– W Husum.

W biurze szeryfa mogli ustalić adres.

– Czym się zajmuje?

– Jest mechanikiem. I bokserem. Zdobył Złote Rękawice.

– Dlaczego ze sobą zerwali?

Élan pokręcił głową i objął się ramionami, żeby się ogrzać.

– Nie wiem.

– Czy siostra mówiła ci kiedyś, że mają jakieś problemy?

– Nie gadamy ze sobą.

To była dla Buzza kolejna ważna informacja.

– Ty i twoja siostra nie rozmawiacie ze sobą?

– Nie. Tommy mówił, że między nimi wcale nie było tak dobrze. Kimi potrafi być przykra.

– Élan! – przerwał synowi najwyraźniej wzburzony Earl.

– Chwileczkę – wtrącił się Buzz. – Czy Tommy mówił, dla¬czego nie jest między nimi dobrze?

– Tylko tyle, że Kimi zrobiła się strasznie przemądrzała.

– To nie było nic poważnego – powtórzył Earl.

Élan przewrócił oczami i uciekł wzrokiem w bok.

Zanim Buzz zdążył zadać kolejne pytanie, Earl i Nettie zain¬teresowali się czymś za jego plecami. Obejrzawszy się, zobaczył migoczące między drzewami światła samochodów.

– Czy to może być ona? – zapytał.

– Nie. To znajomi, których wezwałem na pomoc.

Trzy pojazdy wjechały na gliniane podwórko i stanęły za ra¬diowozem. Z aut wylegli mężczyźni i kobiety, trzasnęły zamy¬kane drzwi. Kobiety podeszły do Nettie i zaczęły ją pocieszać. Mężczyźni popatrzyli na Earla. Ten zerknął na syna.

– Jedź z nimi – rzucił.

Buzz podniósł rękę.

– Zaczekaj, Earl. Co to za ludzie?

– Przyjaciele. Będą szukali Kimi.

– Dobrze, ale chcę, żeby tu jeszcze przez chwilę zostali – po¬wiedział Buzz.

– Musiało jej się coś stać – stwierdził Earl. – Jedź – powtó¬rzył, zwracając się do Élana.

Ten zabrał stojące na schodku buty, ruszył za mężczyznami do ich samochodów i szybko odjechali.

– Dlaczego uważa pan, że coś mogło się jej stać? – zapytał Buzz.

– Z powodu protestów – odparł Earl.

– Protestów związanych ze szkolnymi meczami?

„Stoneridge Sentinel” i mający większy nakład „Oregonian” pisały ostatnio o protestach plemion z rezerwatu Yakama sprze¬ciwiających się temu, by drużyna futbolu z liceum w Stoneridge używała nazwy Red Raiders i maskotki przedstawiającej białego ucznia z twarzą w wojennych barwach, który wjeżdża na poma¬lowanym koniu na pole i wbija w nie włócznię.

– Czy ktoś panu groził… panu albo pańskiej córce? – zapy¬tał Buzz.

– To wzburzyło naszą społeczność. Kimi jest moją córką. Jako członek starszyzny jestem symbolem protestu.

Buzz potarł zarost na podbródku.

– Potrzebna mi będzie najnowsza fotografia córki i jej ryso¬pis, a także lista jej najbliższych znajomych.

Earl skinął głową na Nettie, a ta szybko wróciła do przyczepy.

– Żona poda panu nazwiska i zacznie dzwonić do znajo¬mych Kimi.

– Wie pan, jaką ścieżką wracała do domu? – zapytał Buzz.

– Tak.

– Sprawdźmy ją, zanim zacznie padać śnieg.

Ruszyli szybko do radiowozu i wsiedli do środka.

– Na pewno znajdziemy pana córkę, panie Kanasket – po¬wiedział Buzz, wyczuwając jego niepokój i myśląc o własnych córeczkach.

Earl nie odpowiedział; patrzył po prostu w przednią szybę, w ciemność.


W serii z detektyw Tracy Crosswhite do tej pory ukazały się:

GRÓB MOJEJ SIOSTRY

Mija dwadzieścia lat od zniknięcia Sary Crosswhite. Choć nie odnaleziono zwłok, człowiek oskarżony o jej zabicie siedzi w więzieniu. Ale Tracy, siostra Sary, od początku nie wierzy w wersję wydarzeń, przy której upiera się miejscowy szeryf. Zdesperowana, wstępuje do policji w Seattle i prowadzi dochodzenie na własną rękę. Bezowocnie.

Kiedy przypadkiem zostają odnalezione szczątki Sary, Tracy, wierząc, że to przełom w jej śledztwie, wraca do rodzinnego miasteczka w Górach Skalistych z mocnym postanowieniem, że nie odpuści, dopóki się nie dowie, jak i dlaczego zginęła jej siostra. Komuś to jednak bardzo przeszkadza. Tak bardzo, że Tracy i adwokat, który jej pomaga, muszą walczyć o własne życie.

JEJ OSTATNI ODDECH

Detektyw Tracy Crosswhite jeszcze nie zdążyła się otrząsnąć po drama¬tycznej konfrontacji z zabójcą jej siostry, a już czeka ją kolejne wyzwanie. Północna część Seattle to rewir seryjnego mordercy, polującego na mło¬de kobiety w hotelowych pokojach. Policja nazywa go Kowbojem. Tracy ma prawo przypuszczać, że również jest jego celem... Szybko odkrywa, że klucza do rozwiązania tej sprawy należy szukać w dochodzeniu sprzed lat, które w wydziale uważają za zamknięte i najwyraźniej komuś bardzo zależy, aby tak pozostało. Upór Tracy może kosztować ją karierę. A nawet życie.


o autorze:

ROBERT DUGONI - amerykański pisarz urodzony w 1961 r. Po uzyskaniu licencjatu z dziennikarstwa na Uniwersytecie Stanforda współpracował m.in. z „Los Angeles Times”. Następnie ukończył prawo na Uniwersytecie Kalifornijskim i przez 13 lat pracował w kancelarii adwokackiej w San Francisco, zanim całkowicie poświęcił się pisarstwu. Autor trzynastu powieści, z których dwie były nominowane do Nagrody Harper Lee. Dwukrotnie wyróżniony przez Pacific North west Writter’s Association i zdobywca wielu innych prestiżowych nagród. Książki Dugoniego zostały przetłumaczone na kil kanaście języków i opublikowane w ponad 20 krajach.



źródło: materiały prasowe wydawnictwa