#

​Zwierzęta pomagają ujawnić prawdziwą naturę człowieka

wywiad z Jane Corry

Z Jane Corry o „Wszystkich naszych kłamstwach”, fascynacji ludzką psychiką, najtrudniejszych scenach do napisania i kolejnych książkach rozmawia Małgorzata Chojnicka

Małgorzata Chojnicka: Rozmawiałyśmy rok temu, po premierze „Tej, która zawiniła”. Wtedy powiedziała Pani, że pracując nad jedną książką, ma już pomysł na kolejną. Czy wtedy miała Pani na myśli „Wszystkie nasze kłamstwa”?

Jane Corry: Dokładnie tak – to była właśnie ta powieść.

M.Ch.: Powiem szczerze, że „Wszystkie nasze kłamstwa” to bardzo mocny thriller. Widać znajomość realiów więziennej rzeczywistości. Bardzo pomogła Pani praca z więźniami?

J.C.: Gdybym nie pracowała w więzieniu, być może nie napisałabym żadnej z moich książek. Żeby opisać to miejsce, trzeba je poczuć. Trzeba spędzić tam czas obserwując wewnętrzne układy. Trzeba zadrżeć ze strachu. Przebywanie w środowisku, w którym wszystko może się zdarzyć jest niezwykle uzależniające.

M.Ch.: Czy było jakieś zdarzenie, które stało się punktem wyjścia do napisania tej skomplikowanej historii?

J.C.: Nie, nie stało się nic szczególnego. Często jednak spotykałam członków rodzin osób osadzonych na organizowanych dla nich imprezach. Wielu z nich było w szoku, że ich najbliżsi byli zdolni popełnić zbrodnię. Inni zdawali się to akceptować. Zastanawiało mnie, że ich reakcje na tę samą sytuację były tak odmienne.

M.Ch.: Widać u Pani świetną znajomość ludzkiej psychiki. Co Panią w niej najbardziej fascynuje,
a może zaskakuje?

J.C.: Uważam, że najbardziej fascynującym aspektem ludzkiej psychiki jest działanie w niezgodzie ze swoim charakterem. Może to oznaczać coś bardzo dobrego lub bardzo złego. Może to również wiązać się z pozostawaniem biernym w obliczu tragedii.

M.Ch.: We „Wszystkich naszych kłamstwach” porusza Pani problem trudnego dzieciństwa, niezrozumienia i wyobcowania. Czy uważa Pani, że odciska ono piętno na całym życiu?

J.C.: To, co dzieje się, kiedy dorastamy, i to, czego wtedy doświadczamy, naznacza całe nasze życie – nawet jeśli wydaje się nam, że tak nie jest, nie ma sensu zaprzeczać. To jednocześnie przerażające
i fascynujące, że jako dorośli jesteśmy zdolni odtworzyć nawet najbardziej negatywne schematy zaobserwowane w dzieciństwie, pozwalając sobie na makabryczny „komfort” ponownego znalezienia się w sytuacji, którą dobrze znamy.

M.Ch.: Zaserwowała Pani czytelnikom wielki dylemat moralny: jak daleko może się posunąć matka, by chronić własne dziecko. Zastanawiała się Pani, jak sama by postąpiła na miejscu Sarah?

J.C.: Cud narodzin powoli przestaje być czymś niezwykłym. A jednak to, że dziecko rozpoczyna swe istnienie jako ziarenko rosnące w matczynym ciele, a potem rodzi się, dojrzewa i uniezależnia się, wyrastając na zupełnie odrębny byt, wydaje się prawie niewiarygodne. Jest zupełnie naturalne, że wielu rodziców zrobi wszystko, by chronić swoje dzieci. Co ja bym zrobiła na miejscu Sary? Wciąż się nad tym zastanawiam.

M.Ch.: Porusza Pani też problem niezrozumienia i półprawd w małżeństwie. Czy warto, Pani zdaniem, utrzymywać taki związek ze względu na dobro dzieci?

J.C.: Chciałbym mieć na to gotową odpowiedź. Znam pary, które zostały ze sobą ze względu na dobro potomstwa, i wiem, że atmosfera panująca w ich domach, raczej nie sprzyjała sielskiemu dzieciństwu. Znam też małżeństwa, które zdecydowały się na rozstanie, a mimo to dzieci ucierpiały. Są też tacy, którzy zagryzają zęby, przeczekują najgorsze i odkrywają, że ponownie się w sobie zakochali. To emocjonalne pole minowe – i cały wachlarz intrygujących historii, z którymi czytelnicy mogą się identyfikować.

M.Ch.: W mistrzowski sposób opisuje Pani emocje bohaterów. Jakie sceny są najtrudniejsze do napisania?

J.C.: Zdecydowanie sceny intymnych zbliżeń – szczególnie, że wiem, że przeczytają je moje dzieci! Bardzo staram się ich unikać. Bardziej skupiam się na emocjach, szczególnie na uczuciach, które pojawiają się niespodziewanie, na fascynacji osobami, co do których nigdy byśmy nie przypuszczali, że mogą być dla nas w najmniejszym stopniu interesujące…

M.Ch.: Zdradzi Pani, nad czym teraz Pani pracuje? Czy możemy w najbliższym czasie spodziewać się kolejnej książkowej „ostrej jazdy”?

J.C.: Kolejną po „Wszystkich naszych kłamstwach” jest powieść „Wszyscy mamy tajemnice” („We All Have Our Secrets”). To historia kobiety, która popełnia błąd w pracy w Londynie i wraca do rodzinnej wioski nad morzem, by zamieszkać ze swoim starszym już ojcem, Haroldem. Kiedy się tam zjawia, drzwi otwiera jej przystojny nieznajomy... Książka ukazała się już w Wielkiej Brytanii i zajęła 15 miejsce na liście bestsellerów. W tej chwili pracuję nad kolejną powieścią, która zostanie wydana w 2024 roku. Jej akcja rozgrywa się w wiejskim domku na wybrzeżu w dwóch planach czasowych – podczas drugiej wojny światowej i współcześnie. Będzie nosiła tytuł „Coming To Find You” i opowiadała o „sekretnej armii” Churchilla.

M.Ch.: W Pani książkach widać, że bardzo lubi Pani psy. Ma Pani własnego czworonoga, a jeśli tak, to proszę o nim trochę opowiedzieć.

J.C.: O tak! Uwielbiam psy! Mamy wiekowego już labradora, który leży na sofie i towarzyszy mi, gdy piszę. Zorro, który pojawia się w książce „Wszyscy mamy tajemnice” pożyczył imię od psa mojego kuzyna – obaj, pies i kuzyn, są z tego bardzo dumni. Obecność psa zawsze dodaje trochę domowego ciepła do opowiadanej historii, a zwierzęta pomagają ujawnić prawdziwą naturę człowieka.

M.Ch.: Czego życzyć Pani jako pisarce?

J.C.: Ojej, bardzo mi miło, że pomyślałaś o wyjątkowych życzeniach dla mnie. Ja chyba życzyłabym sobie pewności, że moje powieści są dla czytelników jednocześnie dobrą rozrywką i jakąś formą pociechy oraz, że skłaniają ich do zadumy nad pewnymi aspektami naszego życia i ludzkiej natury, o których piszę.

M.Ch.: Pięknie dziękuję za rozmowę!