#

​Ta historia chodziła za mną dwa lata

wywiad z Wojciechem Chmielarzem

„Osiedle marzeń”, Twój najnowszy kryminał, zasłużenie zbiera dobre recenzje. Przyzwyczaiłeś się do takiego przyjęcia swoich powieści?

Nie. Dla mnie to zawsze są nerwy. Piszę jedną powieść na rok, ale poświęcam im znacznie więcej czasu. Historia z „Osiedla...” chodziła za mną ponad dwa lata. Próbowałem przez ten okres rozgryźć, jak ją opisać. Jak przelać na papier to, co mam w głowie. To duży wysiłek, wielkie napięcie. Kiedy się czemuś człowiek aż tak poświęca, na końcu zawsze się denerwuje, jak to odbiorą inni. Niezależnie od tego, co było wcześniej.

Pytam o to, bo zastanawiam się, czy to w jakikolwiek sposób pomaga Ci w podejmowaniu kolejnych fabularnych decyzji?

Niespecjalnie. Nie chcę i nie będę pisać pod recenzentów. Ta droga, która prowadzi donikąd. Jeśli pisarz chce zostać usłyszany, to musi pisać o tym, co jest dla niego ważne, irytujące lub interesujące, a nie o tym, co mu się wydaje, że ktoś inny uznaje za warte uwagi.

Mieszkasz na jednym z warszawskich osiedli marzeń? A może zainspirowały Cię jakieś prawdziwe wydarzenia?

Sam mieszkam na jednym z tych blokowisk, które powstały w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. I z każdym dniem utwierdzam się w tym, że to lepsze miejsca do życia niż nowoczesne osiedla. Duże przestrzenie między budynkami, sporo zieleni, infrastruktura komunalna, ale przede wszystkim brak dających iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa płotów. Za to niedaleko jest sporo osiedli zamkniętych. Miałem się więc na czym wzorować. A bezpośrednią inspiracją była wizyta w takim miejscu. Ze wszystkich stron otaczały mnie budynki, płoty, kamery i budki strażnicze. Przez moment czułem się, jakbym był w więzieniu. Na środku dziedzińca znajdował się malutki placyk zabaw dla dzieci. Mieściła się na nim jedna ławeczka, ślizgawka i piaskownica, w której ledwo by się zmieściła dwójka dzieci. Wyglądało to dość groteskowo. Pomyślałem sobie wtedy, a co jeśli pewnego ranka na tym placu zabaw znalezionoby ciało zamordowanej dziewczyny?

Do legend urosły już opowieści o tym, jak m.in. Niemcy traktują polskie sprzątaczki i pielęgniarki. Ty w „Osiedlu marzeń” pokazujesz, że w krzywdzeniu przyjezdnych, niestety, mogą nie dorastać nam do pięt.

Nie wiem, czy jest sens zastanawiać się, kto gorzej traktuje pomoc domową z biedniejszych krajów. Bulwersujące opowieści pojawiają się nie tylko w polskich, niemieckich, ale także brytyjskich czy francuskich gazetach. Myślę, że po prostu jest grupa ludzi, która dobrze czuje się upokarzając osoby ekonomicznie od nich zależne. Nielegalnie przybywający w danym kraju obcokrajowcy, wykonujący najgorsze i najmniej płatne prace, nie znający często języka, nie mający się komu poskarżyć, to idealne ofiary.

Co daje dobrze zarysowany wątek społeczny w kryminale i czy wyobrażasz sobie, że piszesz powieść, która jest tego wątku pozbawiona?

Wszystko zależy od tego, po co się pisze kryminał. Jeśli to ma być tylko logiczna/kryminalna łamigłówka, to ok – wątek społeczny nie jest ci specjalnie potrzebny. Jeśli natomiast chcesz powiedzieć coś więcej, to cóż... nie da się od niego uciec. A odpowiadając na drugą część twojego pytania, to tak wyobrażam sobie. Tylko pewnie znowu mi nie wyjdzie. Bo już pisząc „Wampira” chciałem stworzyć bardzo kameralną historię o konkretnych ludziach, nie mającą jakiegoś szerszego tła. A w pierwszej recenzji przeczytałem, że to „kryminał społeczny do kwadratu”.

Co ciekawe, kolejny raz ważnym źródłem zła w Twoich powieściach są pieniądze, a konkretniej rzecz ujmując – zwykła chciwość.

Nie dla mnie. „Osiedle...” to opowieść o marzeniach, niespełnionych ambicjach, które często wiążą się z pieniędzmi, ale nie zawsze. Mógłbym teraz z marszu wymienić kilka postaci z książki, które, gdyby ich marzenia się spełniły, wcale nie byłyby bogate. Warszawa to pod tym względem specyficzne miasto, do którego zjeżdżają ambitni ludzie z całej Polski po to, żeby robić karierę. Duża część z nich kończy zderzając się ze ścianą. Myślę, że „Osiedle...” to opowieść o tym, co z takiego bolesnego zderzenia może wyniknąć.

Zakończenie „Osiedla marzeń” jest otwarte. Czego możemy się spodziewać po kolejnym kryminale z Mortką?

Tym otwartym zakończeniem straszymy czytelników, więc powiedzmy od razu – na końcu dowiadujemy się, kto zabił i dlaczego. Pewne wątki natomiast faktycznie będą kontynuowane w kolejnej części. I już to mogę powiedzieć – to będzie wielki finał, zakończenie tych wydarzeń, które rozpoczęły się w „Podpalaczu”.

A kiedy przeczytamy drugą po „Wampirze” powieść o Dawidzie Wolskim, prywatnym detektywie i czy możesz już zdradzić o czym ona będzie?

Mam nadzieję, że w przyszłym roku. Nie mogę zdradzać za dużo, ale będzie miała tytuł „Zombie” i już ją piszę. Prace są bardzo zaawansowane.

W związku z tym, że prowadzisz warsztaty pisarskie chciałem jeszcze zapytać o jedną rzecz. Jeśli w kryminałach wszystko już było, to co radzisz swoim słuchaczom, żeby to, co było, przybrało nowe barwy?

I znowu się z tobą nie zgodzę. Nie tworzyłbym w gatunku, w którym wszystko już było. Uważam, że wciąż można w nim opowiedzieć coś ważnego, intrygującego i przede wszystkim – świeżego. Nie jest to łatwe, ale będziemy się zastanawiać, jak to zrobić.

Dziękuję za rozmowę.

Robert Małecki

Na kurs pisania powieści kryminalnej z Wojciechem Chmielarzem zapraszamy w Warszawie od 7 października do Maszyny do Pisania.