#

Spekulant może „zabić”, doprowadzając do bankructwa firmę lub państwo. Pisarz może „zabić” słowem”.

wywiad z Tomaszem Pruskiem

Po co ekonomiście pisanie kryminałów, jak bardzo kruchy jest świat oparty na giełdowych transakcjach i o kobietach w otoczeniu wielkich pieniędzy rozmawia z Tomaszem Pruskiem, autorem thrillerów ekonomicznych P.I.I.G.S. i K.I.S.S., Joanna Nowak

Joanna Nowak: Co skłoniło dziennikarza giełdowego do spróbowania swoich sił w beletrystyce?

Tomasz Prusek: Literatura otwiera przed dziennikarzem zupełnie nowe możliwości pod względem bogactwa formy i treści. Teksty dziennikarskie są w gorsecie nie tylko ściśle gatunkowym (wywiad, felieton, reportaż), lecz także objętościowym. Redakcje pracują z edytorami teksów: dziennikarz dostaje tyle i tyle miejsca, i ani jednego znaku więcej. To wymaga zawodowej powściągliwości. Literatura znosi te ograniczenia. Ale jest też drugi, niezwykle ważny aspekt: można stworzyć fabułę, dla której inspiracjami są wydarzenia, spotkania, postacie, o których oficjalnie nikt nie chce mówić. „Byle nie pod nazwiskiem”– słyszałem często. Dlatego pisarz, tworzący fikcję literacką, może opowiedzieć o świecie finansów, jego mechanizmach, prawach, a także jego ukrywanej ciemnej stronie, znacznie więcej niż dziennikarz. Myślę, że każdy doświadczony dziennikarz nosi w sobie taki bagaż przeżyć, że z ulgą napisze książkę.

J.N.: Jak odbiera Pan przyjęcie pierwszej swojej powieści z perspektywy czasu? Jakieś recenzje zapadły Panu w pamięć?

T.P.: To było fantastyczne przeżycie! Zupełnie jak… narodziny dziecka. Najpierw długie oczekiwanie, potem niepewność, w końcu przyjście na świat dzieła, które natychmiast zaczyna żyć własnym życiem. I ogromna radość! Mówiąc „niepewność” mam na myśli oczekiwanie, jak książka debiutanta zostanie przyjęta przez Czytelniczki i Czytelników, bo tego pisarz nigdy nie może być pewien. A już szczególnie debiutant.

Zenon Komar, guru polskiej giełdy i twórca legendarnego bestsellera „Sztuka spekulacji”, napisał, że „K.I.S.S.” jest lepsza niż „Pocałunek” Gustava Klimta (a to jeden z moich ulubionych obrazów). Ale pamiętam też niezwykłe spotkania autorskie. W Krakowie na Uniwersytecie Ekonomicznym podeszła do mnie studentka pierwszego roku i powiedziała: „Do tej pory nie wiedziałam jaka chciałabym być, pracując w finansach. Teraz wiem, że taka jak Olga Kirsch”. To chyba największa nagroda, jaką mogłem usłyszeć, bo stworzona przeze mnie bohaterka jest uosobieniem nie tylko profesjonalizmu rynkowego, ale także prawych zasad życiowych.

J.N.: Wraz z premierą „P.I.I.G.S.” drugiego wydania doczekał się też „K.I.S.S.”. Uwadze umknąć nie może zmiana motta na okładce pierwszej powieści o Oldze Kirsch. Na wydaniu z 2014 roku widnieje hasło: „Zasady chodzą na wysokich obcasach”, podczas gdy nowa okładka wspomina o sensacji, pieniądzach i giełdzie – nic o kobiecości i zasadach. Zmieniło się Pańskie podejście do serii? Rola Olgi zostanie okrojona? Czy może Olga zacznie łamać zasady? Skąd ta zmiana?

T.P.: Zapewniam, że Olga Kirsch pozostaje sobą, nie przestaje mieć „zasad, które chodzą na wysokich obcasach”, mimo że nie ma tego napisanego na pierwszej stronie nowego wydania „K.I.S.S.”. Choć oczywiście w „P.I.I.G.S.”, jak każdy człowiek, ma swoje dylematy moralne i przechodzi trudne momenty próby. Zmiana okładki to decyzja wydawcy. Myślę, że chodzi o to, aby była bardziej spójna z okładką „P.I.I.G.S.” – nie tylko graficznie, lecz także treściowo – bardziej informacyjna, wprowadzając w stricte giełdową tematykę.

J.N.: Thriller ekonomiczny to wciąż chyba mało znany i mało popularny wśród pisarzy literatury kryminalnej gatunek. Moim zdaniem dlatego, że wymaga nie tylko literackiego obycia pisarza, ale i autora ściśle z ekonomią związanego. Czy w tej materii istnieją powieści (literatury polskiej i obcej), które bez wahania poleciłby Pan swoim czytelnikom jako nie tylko dobrą rozrywkę, ale też literaturę poprawną merytorycznie?

T.P.: Niewielka liczba thrillerów ekonomicznych może dziwić, biorąc pod uwagę wielkość rynku finansowego i bogactwo inspiracji, jakie można na nim znaleźć. Jednak taka literatura rzeczywiście wymaga z jednej strony profesjonalnej wiedzy o rynku finansowym, a z drugiej umiejętności przełożenia tego na język zrozumiały dla powszechnego Czytelnika.

Z zagranicznych autorów cenię sobie Jeffrey’a Archera z „Co do grosza”, na krajowym rynku wiem, że popularne są także książki Mariusza Zielke. Jednak nie czerpałem inspiracji twórczych z dzieł innych autorów, raczej wkroczyłem na terra incognita.

Szczególnie w Ameryce popularna jest finansowa literatura faktu, w której autorzy, niezwykle atrakcyjnie czytelniczo, opisują wydarzenia i postacie, które „mówią pod nazwiskiem”. U nas kulisy finansów nadal są okryte tajemniczością, bo jak usłyszałem: „Duże pieniądze lubią ciszę”. Dlatego w Polsce pozostaje tworzenie fikcji literackiej.


J.N.: Jakiego czytelnika potrzebuje taka literatura? W recenzjach „K.I.S.S.” często pojawia się sformułowanie, iż jest to książka dla wąskiego kręgu odbiorców powiązanych z giełdą. Jak Pan to odbiera?

T.P.: Nie zgadzam się z taką opinią, ale ją w pewien sposób… rozumiem. Niestety, edukacja ekonomiczna w Polsce stoi na bardzo niskim poziomie, ludzie są gotowi wpłacić do parabanku z „Gold” w nazwie pieniądze, bo daje np. 15 proc., nie zastanawiając się, czy odzyskają je z powrotem. Tymczasem trzeba ich zachęcić do zdobywania wiedzy o ekonomii, o prawach rynku, o giełdzie, bo dzięki temu staną się bardziej świadomi finansowo.

Literatura spod szyldu thrillera ekonomicznego potrzebuje Czytelnika, który jest otwarty na skomplikowany świat opowiedziany w przystępny, atrakcyjny, ale profesjonalny sposób. Często słyszę w rozmowach: „Ale ja się nie znam na ekonomii!”. A po lekturze „K.I.S.S.” ci sami piszą do mnie, że „krótka sprzedaż” jest niesłychanie groźnym narzędziem w spekulacjach giełdowych, albo że wreszcie zrozumieli skąd wziął się kryzys nieruchomościowy w USA i jakie miał przełożenie na Polskę, a także ich osobiste życie oraz oszczędności. Dlatego dbam, aby w moich książkach była także duża dawka edukacji ekonomicznej.

J.N.: Łatwiej Panu mówić o giełdzie, czy o literaturze?

T.P.: I o tym, i o tym mogę mówić godzinami! To dwa niezwykłe światy, pociągające, a jednocześnie przerażające. Spekulant może „zabić”, doprowadzając do bankructwa firmę lub państwo. Pisarz może „zabić” słowem. Dlatego tak ważna jest odpowiedzialność za działanie i słowo. W londyńskim City mawia się: „My word is my bond”. Zawsze mam to z tyłu głowy.

J.N.: Przejdźmy do warstwy fabularnej Pańskiej najnowszej powieści. Czy świat rzeczywiście jest taki kruchy, jak przedstawił to Pan w „P.I.I.G.S.”? Czytając powieść, ma się wrażenie, że gospodarka i ład świata balansują na krawędzi…

T.P.: Niestety, świat jest jeszcze bardziej kruchy, niż nam się wydaje. Akcję „P.I.I.G.S.” ulokowałem podczas upadku Grecji i kryzysu w strefie euro. Przygotowując się do napisania książki, z każdym dniem byłem coraz bardziej przerażony, po jak kruchym lodzie stąpaliśmy wówczas. Rozpad strefy euro mógł wywołać chaos ekonomiczny i polityczny na niewyobrażalną skalę. To mógł być koniec Unii Europejskiej jaką znamy. Efekt mógł być taki, że tego lata wyjeżdżając za naszą zachodnią czy południową granicę, mielibyśmy szlabany na granicach, a w kieszeniach paszporty z wizami zamiast polskich dowodów osobistych…

Od kryzysu minęła blisko dekada, ale w światowej gospodarce nadal jest niespokojnie. Gospodarstwa domowe, firmy i państwa zadłużają się bez opamiętania. W każdej chwili może przyjść nowy kryzys, który wywoła globalny krach na giełdach, obróci w pył marzenia milionów ludzi, i wystawi słony rachunek politykom, którzy popierają życie na kredyt, aby tylko wygrać najbliższe wybory. Upadek Grecji, euro nad przepaścią, a wcześniej kryzys finansowy 2008 roku to nieodrobione lekcje z przeszłości, co się zemści. „P.I.I.G.S.” jest przestrogą przed nadmiernym zadłużaniem, przed politycznymi populistami, bo zawsze na koniec może znaleźć się jakiś bezwzględny spekulant, który na giełdzie powie: „Sprawdzam!”.

J.N.: Wpuszcza Pan Czytelnika w rzeczywistość totalnie odidealizowaną. Rzeczywistość, w której nie ma miejsca na emocje, wyższe uczucia, a ich przejawy to słabość, za którą świat ostro karze. Smutne i przerażające. Czy tak już jest, czy stara się Pan ostrzec Czytelnika przed tym, w którą stronę zmierza świat?

T.P.: Wszyscy chcielibyśmy żyć w harmonijnym, sprawiedliwym świecie, gdzie za dobro się wynagradza, a za zło karze. Niestety, tak nie jest. I nie pozostawiam co do tego Czytelniczkom i Czytelnikom żadnych złudzeń. Jednocześnie buduję w nich świadomość, dlaczego i w jaki sposób działają mechanizmy rynkowe, od których zależy ich przyszłość. A także kim są, jakie mają motywacje, postawy życiowe i jakimi wartościami kierują się ludzie, którzy zarządzają ich pieniędzmi. Im więcej będą mieli takiej wiedzy, tym więcej finansowego rozsądku.

W słynnym filmie Oliviera Stone’a „Wall Street” rekin nowojorskiej finansjery Gordon Gekko mówi: „Jak chcesz mieć przyjaciela, to kup sobie psa”. Giełda to bezwzględna gra interesów, na której sentymenty są najdroższe. Ale wierzę, że rynki finansowe bez zasad skazane są na porażkę i upadek. Dlatego moja bohaterka ma zasady, choć płaci za to wysoką cenę.

J.N.: Znamienne jest to, że w Pańskiej powieści, w świecie zdominowanym przez mężczyzn, to kobieta niesie nadzieję i głośno mówi o zepsuciu. Chce naprawiać, leczyć, widzi coś ponad pieniądze – widzi ludzi i ich problemy. Dlaczego kobieta właśnie?

T.P.: Uważam, że kobiety w świecie finansów są niedoceniane, nierzadko słabiej wynagradzane za tę samą pracę, a często mają znacznie wyższe kwalifikacje, także moralne, od wielu mężczyzn. Przykładowo w radach nadzorczych firm giełdowych kobiety stanowią zaledwie ok. 20 proc., nie tylko w Polsce, ale także zagranicą. Czy to oznacza, że nasza populacja składa się w 80 proc. z mężczyzn? Rozmawiając z kobietami z rynku finansowego, często słyszałem: „mamy szklany sufit nad głową”. Ja chcę pokazać, że taki szklany sufit można przebić, że kobieta może być znacznie lepszym managerem, analitykiem czy zarządzającym niż mężczyzna. Poza tym kiedy przyjrzymy się największym giełdowym oszustwom, przekrętom i fraudom, to czy nie jest zastanawiające, że ich autorami są prawie zawsze mężczyźni? Ktoś kiedyś powiedział, że gdyby rządziły kobiety, nie byłoby wojen. Ja dodam, że gdyby kobiety liczniej rządziły na giełdowych parkietach i firmach, nie byłoby tylu skandali korupcyjnych i przekrętów. Pieniądze to nie wszystko. I uważam, że kobiety, nie tylko w świecie finansów, rozumieją to znacznie lepiej niż wielu ich ociekających złotem kolegów, którzy grają nie fair.

J.N.: Nie będę jednak niesprawiedliwa – w „P.I.I.G.S.” pojawiają się faceci, których da się lubić. Stoją oni jednak daleko od sfery gospodarczej. Sugeruje Pan, że pieniądze niszczą ludzi?

T.P.: Co pieniądze potrafią zrobić z ludźmi? Wszystko. Pozbawić ich zasad, wyzuć z moralności, zniszczyć zdolność do empatii. Wystarczy hołdować zasadzie z Wall Street „chciwość jest dobra”, aby usprawiedliwiać najbardziej niecne postępki. Czy prezesi (dodam: mężczyźni), którzy doprowadzili największe banki w Ameryce do upadku mieli sobie coś do zarzucenia? Absolutnie nic. Patrzyli tylko na interes swój (pensje, premie i bonusy) i akcjonariuszy (dywidendy), nie myśląc ani o swoich klientach, ani o społeczeństwie, które zapłaciło na koniec za ich finansowe wybryki. Czy trafili do więzień? Nic z tych rzeczy. Prowadzą dostatnie życie, a miliony Amerykanów straciło przez nich swoje domy...

J.N.: W powieści trochę się Pan znęcą nad tą biedną Olgą. Czy człowiek dobry zawsze musi obrywać od losu?

T.P.: Dobry człowiek, który nie idzie do sukcesu po trupach, dodajmy nie tylko zawodowego, zadziwiająco często jest brutalnie doświadczany przez los, albo dokładniej: przez ludzi, którym staje na drodze. Olga Kirsch ma zawsze „pod górkę”. Ale jak powiedziała mi kiedyś moja znakomita wychowawczyni z liceum: „Trzeba żyć tak, aby zawsze można było się za siebie odwrócić”. I Olga Kirsch tak żyje, choć otaczający ją świat nie jest sprawiedliwy.

J.N.: K.I.S.S.” i „P.I.I.G.S.” kończą się zapewnieniem o fikcyjności postaci i wydarzeń. Wprawne oko dostrzeże jednak analogie do rzeczywistości. Czy w Oldze również jest coś prawdziwego?

T.P.: Olgę stworzyłem w mojej głowie. Powstała z życiowych puzzli. Choć wielu nie potrafi, albo nie chce w to uwierzyć. I szukają pierwowzoru. Podsuwają mi kandydatury z entuzjastyczną informacją: „Znaleźliśmy ją!”. W Warszawie, Londynie, Nowym Jorku…

Czasem prowadzi to do humorystycznych, a nawet komicznych sytuacji. Jeden z moich znajomych, bardzo zamożny człowiek, przez miesiące od premiery mojej pierwszej książki domagał się ode mnie… numeru do „prawdziwej” Olgi Kirsch. Jak mówił, chciałby ją poznać, bo jest to kobieta z jego marzeń. Do dziś chyba nie wierzy, że Olga istnieje tylko w mojej głowie.

J.N.: Czy myśli Pan o kolejnej powieści z Olgą w roli głównej, czy może pracuje Pan już nad zupełnie inną historią?

T.P.: Myślę, że każdy, kto stawia ostatnią kropkę w powieści zadaje sobie pytanie: „Co dalej?”. Wiem jedno: chciałbym dalej pisać. Bo sprawia mi to ogromną przyjemność i cieszę się, że moi bohaterowie żyją własnym życiem w wyobraźni Czytelniczek i Czytelników. Olga Kirsch sprawdziła się jako bohaterka, poruszyła ludzi, dużo także ich nauczyła, a ma przecież zaledwie jakąś trzydziestkę, więc to chyba stosunkowo za wcześnie, aby przeszła na emeryturę…

J.N.: Czy Pańskie plany literackie zakładają może sprawdzenie się w jakimś innym gatunku?

T.P.: Poezji nie potrafię pisać. Przynajmniej tak mi się wydaje. Za to poważnie myślę o scenariuszu filmowym, bo „K.I.S.S.” i „P.I.I.G.S.” to książki filmowe. Zresztą „K.I.S.S.” w pierwotnym planie miała być scenariuszem, a nie powieścią. Więc liczę na to, że kiedyś spotkamy się w kinie.

………………………………………………………..

J.N.: Serdecznie dziękuję za rozmowę. Życzę Panu samych sukcesów na gruncie literackim i zawodowym, a „P.I.I.G.S.” niech zawojuje rynek… rynek książki!

Joanna Nowka

WIĘCEJ O KSIĄŻCE, FRAGMENT DO POCZYTANIA

RECENZJA

Joanna Nowak – polonistka, redaktorka, recenzentka. Ceni sobie literaturę niebanalną, nie lubi powtarzalności i schematów. Mieszka w Gdańsku. Nie lubi pisać o sobie, za to lubi pisać o książkach.