#

NA POLANIE WISIELCÓW

wywiad z Robertem Dugonim

Wyobraźcie sobie, że Harlan Coben i John Grisham – obaj w swojej najlepszej formie – postanowili wspólnie napisać książkę, a Dennis Lehane podsunął im kilka pomysłów. Wtedy może, ale tylko może, potraficie wyobrazić sobie thrillery równie pasjonujące co te, pisane przez Roberta Dugoniego!

Agnieszka Pruska: Ludzie zaczynają pisać książki z rozmaitych powodów. Jedni marzyli o tym od dziecka, inni przez jakiś czas dojrzewali do tego, dla niektórych nagle stało się wyzwaniem lub potrzebą. Jak było w Pana przypadku?

Robert Dugoni: Ja należę do dwóch z wymienionych przez Panią grup. Dorastałem, czytając książki podsuwane mi przez matkę. Towarzyszami mojego dzieciństwa były klasyczne powieści, jak choćby „Stary człowiek i morze”, „Hrabia Monte Christo” czy „Wielki Gatsby”. Zakochałem się w epickich opowieściach i ich bohaterach w bardzo młodym wieku i od początku wiedziałem, że właśnie takie historie chcę pisać. Pochodzę jednak z dużej rodziny – miałem dziewięcioro rodzeństwa – której członkowie są szanowanymi ludźmi sukcesu, lekarzami, prawnikami i księgowymi. Czułem presję zdobycia solidnego wykształcenia, dlatego zdecydowałem się na studia prawnicze. Przez 15 lat prowadziłem praktykę adwokacką, ale wciąż czułem, że chcę pisać. Miałem w głowie mnóstwo opowieści, które tylko czekały, żebym je uwolnił. Ale zanim wziąłem się za pisanie, zacząłem grać w teatrach, głównie w San Francisco i paru innych miastach nad Zatoką Kalifornijską. W końcu nabrałem pewności siebie na tyle, że mogłem zasiąść do pisania pierwszej powieści. To było w 1999 roku. Początki nie były łatwe. Pisanie okazało się udręką. Wiele razy zaczynałem od nowa, by w końcu odkryć w tym swoją pasję i pokochać każdą minutę spędzoną nad klawiaturą komputera.

AP:Na polanie wisielców” to trzecia z pięciu napisanych przez Pana (jak do tej pory) książek z serii z Tracy Crosswhite, ale jest Pan także autorem cyklu z Davidem Sloanem. Bardzo często pisarze tworzą książki na przemian, raz z jednej, raz z drugiej serii. W Pana przypadku jest inaczej, pisze Pan cyklami. Czy nigdy nie potrzebował Pan chwili odpoczynku od bohaterów?

RD: Ha, ha! Na szczęście jeszcze nie! Ale skoro już jesteśmy przy Davidzie Sloanie, to właśnie przywracam go do życia w nowej powieści szpiegowskiej, która ukaże się w 2019 roku. Nie piszę według gotowego schematu, nie muszę dostosowywać treści książek do przygotowanego wcześniej konspektu. Dlatego proces poznawania moich bohaterów, odkrywania, dokąd zmierzają, w jaki sposób będą się rozwijać i czego doświadczą jest dla mnie równie ekscytujący, jak dla czytelników. Moi bohaterowie ewoluują na przestrzeni kolejnych tomów, nie są to tak sztywne konstrukty psychiczne jak Jack Reacher czy James Bond. To jeden z najbardziej fascynujących aspektów pracy pisarza – powoływanie postaci do życia, towarzyszenie im w dojrzewaniu i odsyłanie ich w niebyt… albo zapewnianie nieśmiertelności.

AP: W którym momencie pisania książki zaczyna Pan myśleć o tym, co napisze Pan w kolejnej powieści?

RD: Nieustannie szukam nowych pomysłów i planuję kolejne przygody dla moich bohaterów. Najnowszą powieść z Tracy Crosswhite, która właśnie ukazała się w Stanach pod tytułem „A Steep Price” (Wysoka cena), zainspirowała rozmowa, którą odbyłem z pewnym młodym mężczyzną, jadąc taksówką. Ten młodzieniec właśnie się ożenił, był to związek zaaranżowany przez jego rodzinę. Zafascynował mnie ten obcy kulturowo zwyczaj wiązania się na całe życie z osobą, której w zasadzie w ogóle się nie zna. Postanowiłem dowiedzieć się o tym trochę więcej. I tak od drobiazgu przeszedłem do poważnego researchu. Kopalnią inspiracji są też gazety codzienne – jak tylko trafiam na artykuł, który przykuwa moją uwagę, wycinam go i wkładam do teczki. Dobrych pomysłów nigdy nie jest za dużo.

AP: W jednej z serii główną bohaterką jest kobieta. Czy są pewne partie tekstu, które konsultuje Pan ze znajomymi kobietami?

RD: Oczywiście, Tracy Crosswhite jest kobietą, ale przede wszystkim jest policyjnym detektywem. Dlatego stale konsultuję się z policjantkami z wydziału zabójstw, nie tylko po to, żeby dochować wierności szczegółom policyjnej roboty, ale przede wszystkim, żeby móc spojrzeć z kobiecej perspektywy na to, co dzieje się w wydziale w Seattle. Mam cztery siostry i żonę, z którymi dużo rozmawiam, lubię znać ich opinię o tym, co napisałem. Ale wybierając kobietę na główną bohaterkę, od razu wiedziałem, że nie wolno mi prowadzić narracji z jej punktu widzenia. To byłoby poważnym błędem – nie dość że wyglądałoby groteskowo, to jeszcze byłoby seksistowskie. Zdecydowałem się na narrację trzecioosobową, a Trecey Crosswhite opisuję jako twardzielkę, która wykonuje swoje obowiązki najlepiej jak potrafi. I choć doznała w swoim życiu wiele bólu, potrafi być ponad to. I jest naprawdę świetnym detektywem! Ma niesamowite umiejętności i bezbłędny instynkt. Zresztą każdy uczciwy mężczyzna przyzna, że kobiety mają o wiele lepszy instynkt, ponieważ są bardziej skupione, dokładne, a jednocześnie otwarte na otaczający je świat.

AP: Tracy Crosswhite nie ma męża ani dzieci, mieszka sama z kotem. Czy myślał pan kiedyś o wykreowaniu głównej bohaterki będącej żoną i matką?

RD: Uśmiecham się pod nosem, ponieważ w Stanach ukazało się już sześć powieści z Tracy Crosswhite, która naprawdę bardzo dojrzała i rozwinęła się jako postać. Nie chcę psuć przyjemności czytania kolejnych tomów czytelnikom z tych krajów, które są trochę do tyłu z przygodami Tracy, więc powiem tylko tyle: naprawdę doskonale się bawię, obserwując, co się z nią dzieje. Bardzo ją polubiłem i życzę jej jak najlepiej.

AP: Powodem wstąpienia do policji w przypadku Tracy Crosswhite była chęć odnalezienia mordercy siostry. Mamy więc do czynienia z osobistym stosunkiem do przestępstwa, co, jak wiadomo, może być przeszkodą w obiektywnej ocenie faktów. Jak sobie z tym radzi pańska bohaterka?

RD: Tracy dość szybko zdała sobie sprawę, że jest po prostu dobrym gliną. Celnie strzela i świetnie sobie radzi na egzaminach policyjnych. Wstąpiła do policji, ponieważ chciała sprawiedliwości dla Sary. Ale z biegiem czasu uświadamia sobie, że istnieje wiele rodzin szukających sprawiedliwości dla najbliższych, którzy padli ofiarą okrutnych i bezsensownych zbrodni. Nigdy nie zapomina, że każda śmiertelna ofiara przestępstwa oznacza rodzinę cierpiącą z powodu straty ukochanej osoby. Tracy wie, jak to jest. I to motywuje ją do działania. Niektóre sprawy są dla niej przytłaczające, ponieważ siłą rzeczy przywołują złe wspomnienia, ale ona zaciska zęby, bo wie, że musi przez to przejść, aby rozwikłać zagadkę zbrodni.

AP: Na ile korzysta Pan w swoich powieściach z doświadczenia wyniesionego z pracy w kancelarii adwokackiej?

RD: Właściwie korzystam z nich przez cały czas. Myślę, że każdy pisarz wykorzystuje w pracy wszystkie swoje doświadczenia – im bardziej są różnorodne, tym lepiej. Przeniesienie osobistych doświadczeń do pisanych przez nas powieści dodaje im głębi i realności. Adwokatom, prokuratorom i sędziom często nadaję cechy prawdziwych osób, które poznałem w trakcie własnej kariery prawniczej. To bardzo barwny światek, zdarzają się w nim wielkie osobowości, a już na pewno zapewnia cały przegląd najrozmaitszych charakterów.

AP: Przestępstwo, którego korzenie tkwią w przeszłości, wymaga od policjantów prześledzenia starych spraw, ponownych rozmów ze świadkami i weryfikacji dotychczasowych ustaleń. Takie dochodzenia są przeważnie trudniejsze, ale też dają autorowi takie możliwości poprowadzenia fabuły, których nie ma, gdy sprawa dotyczy tylko wydarzeń bieżących. Co w Pana przypadku zaważyło na nawiązaniu do wydarzeń z przeszłości?

RD: Według Tracy Crosswhite nierozwiązana zbrodnia jest czymś niedopuszczalnym. Nierozwiązana sprawa oznacza, że zginął człowiek, sprawca jest na wolności, sprawiedliwości nie stało się zadość, a zrozpaczona rodzina żyje w niepewności, bo nie wie, jaki los spotkał osobę, którą kochali. Rozmawiałem z rodzicami chłopaka, który został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach. Po trzech latach śledztwa policja wciąż nie była w stanie ustalić, kto i dlaczego popełnił tę zbrodnię. Znajdowali się w stanie zawieszenia, żałoba wciąż była przed nimi. Nie mogli ruszyć naprzód, zacząć żyć od nowa. Zresztą była to osobista tragedia nie tylko dla nich, ale także dla policjantów, którzy prowadzili śledztwo. Wciąż nie mogli się uwolnić od tej sprawy, nieustannie do niej wracali, a im wydarzenia były bardziej odległe w czasie, tym trudniej było dociec prawdy. W powieści nierozwiązana sprawa z przeszłości potęguje napięcie.

Plusem starych spraw jest to, że detektywi, którzy do nich wracają, mają dużo większą swobodę działania i robią absolutnie wszystko co konieczne, żeby doprowadzić do rozwiązania sprawy, co jednocześnie daje większe pole manewru (i pole do popisu!) pisarzowi.

AP: Zabójca i seryjny zabójca to zupełnie odmienne postacie, często o zupełnie innej psychice. O której z nich lepiej się Panu pisze?

RD: To dopiero trudne pytanie! Nie lubię pisać o seryjnych zabójcach, przeraża mnie to, że są źli do szpiku kości. To szczyt zepsucia – mordują jedynie po to, by poczuć przyjemność płynącą z cierpienia ofiary i władzę, jaką daje pozbawienie kogoś życia. Dla mnie jako autora częścią zabawy jest tropienie motywów, które przyświecają zbrodni. Oczywiście motyw to żadne usprawiedliwienie dla przestępstwa, ale jego istnienie stanowi wyzwanie intelektualne i dla pisarza, i dla czytelnika. Nie interesuje mnie w tej chwili pokazywanie zła w czystej postaci, ja lubię śledzić pobudki, które kierują ludźmi i doprowadzają ich do ostateczności.

AP: Czy przy tworzeniu postaci kiedykolwiek wzorował się Pan na kimś, kogo pan zna? Miał Pan pierwowzór jednego z bohaterów?

RD: Oczywiście, cały czas to robię. Problem w tym, że ci, o których piszę, nie widzą siebie w postaciach, które stworzyłem na ich wzór, a ci, o których nie piszę, ciągle znajdują swoje cechy w bohaterach, których od A do Z wymyśliłem. Czasami jest to nawet całkiem zabawne. Sporo postaci wzorowałem na moich znajomych i członkach rodziny, a nawet używałem ich prawdziwych imion i nazwisk – oczywiście za ich zgodą.

AP: Od pisania trzeba czasem odpocząć, jakie ma Pan hobby?

RD: Lubię dbać o kondycję fizyczną i podróżować z rodziną. Miejsca, które odwiedzam i ludzie, których poznaję pojawiają się potem w moich książkach. Jestem zapalonym wędkarzem, niestety łowienie ryb jest zbyt mało dynamiczne i trudno je umiejscowić w akcji powieści. Gram też w golfa, ale nie najlepiej, więc nawet nie próbuję pisać scenek z życia golfiarzy. Najbardziej jednak lubię oglądać stare czarno-białe filmy, to była wspólna pasja moja i taty. Hollywoodzka klasyka to moja słabość, więc jeden z moich bohaterów, Charles Jenkins z cyklu z Davidem Sloane’em, ciągle nawiązuje do scen i bohaterów z tamtych filmów.

AP: Jednym z aspektów bycia pisarzem są spotkania autorskie. Czy lubi Pan spotykać się z czytelnikami?

RD: Uwielbiam. Miałem liczne rodzeństwo, więc jestem przyzwyczajony do tego, że wokół mnie są ludzie i nie znoszę być sam. A już wyjątkowo cenię towarzystwo ludzi, którzy lubią czytać. Rozmowy o wspólnej pasji są pasjonujące i bardzo inspirujące. Niesamowicie jest usłyszeć, że moja powieść się podoba, a jeszcze lepiej, że wywarła wpływ na czyjeś życie. To jest naprawdę budujące dla pisarza. Niedawno brałem udział w paryskim Salonie Książki – okazało się, że francuscy czytelnicy wprost uwielbiają Tracy Crosswhite. Byłem oszołomiony i bardzo szczęśliwy.

AP: Jakie jest najczęściej zadawane pytanie na takich spotkaniach (mam nadzieję, że takiego nie było w tym wywiadzie ????)?

RD: Wciąż słyszę pytanie, jak to robię, że tak dobrze idzie mi pisanie z kobiecej perspektywy. Najwyraźniej to właśnie wszystkich najbardziej nurtuje. Jedna z czytelniczek powiedziała mi, że była absolutnie przekonana, że Robert Dugoni to pseudonim, pod którym ukrywa się kobieta. Mogłem się tylko uśmiechnąć i przeprosić, że ją rozczarowałem.

AP: Jakie są pańskie najbliższe plany pisarskie?

Robert Dugoni: Ukazało się już całkiem sporo powieści z Tracy Crosswhite. Dosłownie przed chwilą do księgarń trafił szósty tom, „A Steep Price” (Wysoka cena). Całkiem niedawno wydałem powieść „The Extraordinary Life of Sam Hell” (Niezwykłe życie Sama Hella), którą ciepło przyjęli zarówno krytycy, jak i czytelnicy. W tej chwili pracuję nad thrillerem szpiegowskim, w którym znów pojawią się David Sloane i agent CIA, Charles Jenkins, z mojej pierwszej serii książek. Wszyscy bardzo cieszą się na tę książkę. Wkrótce będę pracował nad kolejnymi tomami przygód Tracy Crosswhite. Mam pomysły co najmniej na trzy kolejne!

Ogromnie dziękuję za rozmowę, zadawała Pani bardzo ciekawe pytania!

Agnieszka Pruska: Dziękuję za rozmowę