#

Nie umiem żyć bez pisania - wywiad z Alfredem Siateckim

wywiad z Alfred Siatecki

ZwB: Jest Pan doświadczonym pisarzem, autorem wielu ciekawych tekstów literackich. Teraz Pańska książka Postrzelony ukazała się w naszej patronackiej serii Zbrodnia w Bibliotece. Opowie Pan naszym czytelnikom trochę o sobie?

Alfred Siatecki Nie lubię o sobie opowiadać. W ogóle nie lubię (i raczej nie umiem) gadać. To, co mam powiedzieć, wolę napisać. Nie opowiedziałem żadnego dowcipu. Próbowałem popisywać się przy biesiadnym stole, ale nie wychodziło. W towarzystwie mogę uchodzić za ponuraka albo takiego, co nigdy się nie śmieje. Właściwie to i nie chcę pisać. Zanim wezmę się za pisanie, najpierw przeglądam net, zaparzam kawę, czytam pocztę, jeszcze raz przeglądam sieć. Pisanie jest dla mnie męczarnią, ale nie umiem żyć bez pisania. Zdaję sobie sprawę, że gdyby przy pomocy pisania można było naprawić świat, pewnie pisałbym szybciej i więcej niż Kraszewski. Czy moje pisanie kogoś interesuje? Kolegów po piórze na pewno nie ‒ pisarze i dziennikarze, identycznie jak lekarze, aktorzy, księża nie lubią konkurencji. Nie wiem, czy moje książki kogoś zainteresowały. Może kilka bibliotekarek, studentki zaocznej polonistyki, emerytowane nauczycielki? Na pewno nie krytyków czy polityków. Niedawno na zebraniu w mojej wsi wytknąłem wójtowi, że nie dotrzymuje danych obietnic. Odparł, że mnie nic do tego, bo został wybrany demokratycznie przez odpowiedzialną część społeczeństwa gminy. Najpierw chciałem dodać, że jestem z tej samej gminy co reszta społeczeństwa i nie zalegam z podatkiem. Potem pomyślałem, że będzie lepiej, jeśli popiszę się znajomością Gogola („Jeden tam tylko jest porządny człowiek ‒ prokurator, ale i ten, prawdę mówiąc, świnia”). Ugryzłem się jednak w język. Wójt pewnie zarzuciłby mi obrazę urzędnika samorządowego i sprawę skierował do sądu. O czym napisałaby gazetka wydawana przez wójta, a to mogłoby spowodować ujawnienie faktu, że w gminie mieszka autor powieści.

ZwB Niebezpiecznie ;-) Ale swoim najbliższym otoczeniem bardzo mocno się Pan interesuje i angażuje w jego sprawy, publikując książki o historii i tożsamości regionu, w którym Pan tworzy. Ale też spod Pana pióra wyszły opowieści o tajemnicach naszej cywilizacji, nawet powieść o miłości do zwierząt. Jest Pan bibliografem, kronikarzem, twórcą małych form literackich. Po drodze przytrafiło się też Panu kilka tekstów, które można określić sensacyjnymi. Postrzelonego traktuje Pan jednak jako swój właściwy debiut kryminalny. Dlaczego?

Alfred Siatecki Żyję w czasach, kiedy najłatwiej jest napisać książkę. Najtrudniej jest ją rozpowszechnić, czyli sprzedać. Żaden wydawca nie jest dobrym wujkiem i nie wyda książki tylko dlatego, żeby ją wydać i mnie sprawić radość. Każdy wydawca wydaje książki po to, żeby na nich zarabiać. Kilka moich ostatnich książek ukazało się w wydawnictwach zielonogórskich. Żeby trafiły do większości księgarń w regionie, wydawcy musieliby je tam wysłać pocztą albo dowieźć samochodem, co kosztuje. A jaką mają pewność, że wydatek się zwróci i jeszcze na tym zarobią? Oficynka zaś ma tę przewagę nad wydawcami zielonogórskimi, że wydawane przez nią książki mogą dotrzeć nawet do Australii. Trafiają do małych księgarń tradycyjnych i internetowych, są w placówkach należących do wielkich sieci. Tak więc Postrzelonym zaczynam nową drogę literackiej podróży.

ZwB Rozumiem. A długo kiełkowała w Panu kryminalna pasja? Co Pana skierowało w stronę tego gatunku?

Alfred Siatecki Prawdę mówiąc, mnie nie interesuje szukanie mordercy. Mnie interesuje, dlaczego ktoś zabił. W jakich okolicznościach do tego doszło. Co się jeszcze wydarzyło i na co warto zwrócić uwagę. Kryminał pozwala na zajęcie się sprawą razem z czytelnikiem. W każdym z nas jest ta ciekawość, co robi sąsiad. To zaglądanie do cudzych okien. Interesowanie się kłótnią za drzwiami. Powieści kryminalnej nie traktuję li tylko jako opisu szukania sprawcy zabójstwa. Można przecież kogoś pozbawić prawa do uprawiania zawodu nauczyciela, kierowcy, pilota. Przecież ktoś taki, kto nie robi tego, co lubi, co umie, żyje, ale co za życie? Wiem, wiem, chodzi o inne spojrzenie. Kryminał to przede wszystkim powieść nasycona psychologią. Przy okazji daje możliwość pisania o tożsamości, o historii, o złu i dobru. Ponadto ze względu na to, że bywa traktowany jako literatura popularna, pozwala na wylanie na papier tego, co mnie dręczy i co tym sposobem dociera do inaczej myślących. To też piękna, zgrabna kobieta, tylko inaczej ubrana.

|-_mm_banery_600x80_zwb-oficynka.jpg-|

ZwB Intryga Postrzelonego jest osnuta wokół śmierci byłego posła Krystyna Kunickiego. W jego samobójczą śmierć nie wierzy dziennikarz śledczy Daniel Sateck. Muszę przyznać, że bardzo mi ta postać zaimponowała – swoją taką zwykłą, upartą uczciwością, której brakuje dziś wielu przedstawicielom mediów. Zanim przejdziemy do spraw kryminalnych, chciałabym zapytać o powody takiej kreacji bohatera. Czy poza tym, że jego charakter oczywiście wynika niejako z roli, którą przyszło mu grać w książce, ma on do spełnienia jakąś – nie wiem, nazwijmy to tak górnolotnie – misję? Czy według Pana Sateck miał być wzorem dla współczesnych dziennikarzy?

Alfred Siatecki Coraz mniej czytam gazet, dlatego że dzisiejsze dziennikarstwo zeszło na psy. Jedni kadzą politykom, drudzy ich śledzą. Brakuje normalności. Takiego podawania prawdy, na podstawie której czytelnik gazety mógłby wyrobić sobie zdanie, na przykład o kandydacie na posła. Ale tak będzie póty, póki uniwersytety będą kształciły magistrów dziennikarstwa. Dziennikarz powinien być partnerem ekonomisty, prawnika, historyka. Nie musi na wszystkim się znać jak co najmniej doktor, ale i nie może być dyletantem. Po mojemu: nie ten jest dobrym dziennikarzem, kto nie robi za dużo błędów ortograficznych czy stylistycznych, ale ten, kto docieka, nie boi się pytać, ma uszy i oczy otwarte. Jest uczciwy wobec czytelników. I ma to coś, czego nie potrafię nazwać. To, co ma, na przykład, Maryla Rodowicz, z wykształcenia wuefistka bodajże, albo Nikifor, malarz bez wykształcenia. Dziennikarz powinien nieźle zarabiać, żeby nie myślał, jak przetrzymać do końca miesiąca. Jeszcze w 2013 roku najważniejszym medium jest telewizja. Ci, z którymi rozmawiam, za dziennikarzy biorą nie dziennikarzy, lecz osoby czytające wiadomości, prowadzące kwizy, opowiadające o pogodzie. To są prezenterzy. Żeby coś takiego robić, nie należy się jąkać, jako tako wyglądać i mieć znane nazwisko. Jeśli powiem, że dziś nie ma dziennikarzy z krwi i kości, takich jak, na przykład, Daniel Passent, to pewnie znajdzie się ktoś, kto zechce mnie przekonywać, jak wielki popełniłem błąd. Bo przecież jest jeszcze Tomasz Lis, Elżbieta Jaworowicz... Sześć lat temu przestałem być dziennikarzem, to i łatwiej mi oceniać to środowisko. A ponieważ nie lubię gadać, stworzyłem postać Daniela Satecka. Byłbym zadowolony, gdyby powieść przeczytali dziennikarze. To tylko marzenie. Dziennikarze na ogół nie czytają książek. Oni, jak politycy, wszystko najlepiej wiedzą.

ZwB Pytałam też troszkę o to, czy literatura popularna może i winna spełniać funkcje nie tylko rozrywkowe, ale też może zmieniać rzeczywistość, mentalność…

Alfred Siatecki Wychodzę z założenia, że złego Kościół nie naprawi, a dobrego knajpa nie zepsuje. Każda literatura może stawiać na nogi. Prawdę mówiąc, to nie znam nikogo, kto zmienił swoje postępowanie po przeczytaniu, na przykład, Pana Tadeusza. Zresztą nie wiem, co miałby zmienić. (Na szczęście idą wakacje, to i polonistki z liceów do mnie się nie dobiorą). Ta literatura, którą badacze i krytycy uważają za popularną, w gruncie rzeczy jest jedyną docierającą do większej ilości czytelników. Przecież w czytaniu kryminałów chodzi nie tylko o zabijanie czasu i podziwianie śledczych, lecz i o wpatrywanie się w poprawny język, o odróżnianie wyrazów uważanych za wulgarne od tych „dobrych”, o uczenie się, na przykład, powiedzonek łacińskich, o poznawanie dziejów Breslau i Lwowa, o rozumienie historii przed- i powojennego Lublina. Ten jest dobrym pisarzem, kto umie interesująco opowiadać.

ZwB Zgadzam się w stu procentach. Danielowi przyszło działać w środowisku polityków, niejednokrotnie powiązanych ze światem przestępczym, bagnie bagien… A akcję swojej powieści umiejscowił Pan w... Zielonejgórze. Nie boi się Pan, że czytelnicy Pana książki będą się starali doszukiwać odniesień do rzeczywistej Zielonej Góry? A może można się ich tam doszukiwać?

Alfred Siatecki Nazwy powieściowych ulic wziąłem z mapy Zielonej Góry. Zresztą nie tylko nazwy ulic, ale i osiedli, instytucji. Wszystko inne jest moim wymysłem. Może nie wszystko, bo historia z Tadeuszem Koniczem w dużej części jest prawdziwa, tyle że ten urodzony w Zielonej Górze malarz, wyrosły na gruncie krakowskim, w Polsce raczej nie jest znany. Konicz podpisywał swoje dzieła między innymi jako Kunicki. Gdy bohater Postrzelonego, były poseł i biznesmen Kunicki, o tym się dowiedział, zaczął je kupować, żeby w Zielonej Górze powstała kolekcja dzieł tamtego Konicza-Kunickiego, która też będzie pomnikiem współczesnego Kunickiego. Słyszałem o kilku bogaczach zielonogórskich, może skorzystają z podpowiedzi.

ZwB A Pan się utożsamia z Sateckiem?

Alfred Siatecki Teraz żałuję, że mojemu bohaterowi dałem takie nazwisko. Gdybym go nazwał Kowalskim, Lisicą czy Pawlakiem, pewnie też znaleźliby się śledczy. Jeszcze na studiach związałem się z dziennikarstwem. Robiłem to po to, żeby mieć pieniądze na utrzymanie rodziny, ale i dla własnej satysfakcji. Starałem się być uczciwym, przede wszystkim wobec czytelników. W wolnym czasie pisałem opowiadania, powieści, opinie o książkach innych autorów itd. Dawno doszedłem do wniosku, że pisarstwo dziennikarskie niewiele ma wspólnego z pisarstwem literackim. Te same litery, ale nie o to samo chodzi. Bohater Postrzelonego Daniel Sateck jest dziennikarzem śledczym. Ja nigdy nie zajmowałem się sprawami kryminalnymi, nawet nigdy nie byłem przed dyżurką w komendzie miejskiej policji. Po ukazaniu się artykułów, stawałem przed sądem. Nigdy nie przegrałem.

ZwB Głównym postaciom towarzyszą w różnych rolach postacie kobiece: jedne burzące pewne stereotypy o kobietach, inne wręcz odwrotnie. Wszystkie zaś bardzo ciekawe, napisane wyraźnie z zamiłowaniem. Mam dwa pytania a propos. Czy trudno się Panu pisze postacie kobiece? I jaka według Pana – ogólnie, w literaturze, filmie – powstała najciekawsza kreacja kobieca?

Alfred Siatecki W pierwszej wersji powieści Zmowa pułkowników, w 2001 roku nagrodzonej Lubuskim Wawrzynem Literackim, umieściłem coś w rodzaju polsko-niemieckiej sceny łóżkowej. Koleżankę bibliotekarkę poprosiłem o przeczytanie maszynopisu. Miała uwagi, a najważniejsza dotyczyła sceny łóżkowej. Jej zdaniem Niemka była z drewna. Pamiętając o tym, do powieści Szajbus wprowadziłem niewiele kobiet, a ich zachowanie było wręcz patriotyczne. Przecież na co inne zwraca uwagę kobieta, na co inne mężczyzna. Mnie się podobają kobiety z krótkimi włosami. Raczej szatynki. Wolę mieć do czynienia z mądrzejszymi, które oprócz tego opowiadają dowcipy, a nie uważają mnie za smutasa.

Druga część pytania dotyczy kreacji kobiecej. Boże, nie wiem, kto stworzył najciekawszą postać. Pomijając Ewę, która skusiła Adama zwyczajnym jabłkiem, mógłbym powiedzieć, że Lew Tołstoj, bo przecież Anna Karenina to majstersztyk, w dodatku kilka razy ekranizowany. A najpierw Iwaszkiewicz, potem Kawalerowicz, obsadzając Lucynę Winnicką w roli Matki Joanny od Aniołów. Proszę o następne pytanie.

ZwB Robi się;-) No więc skoro już jesteśmy przy temacie Pana ulubionych arcydzieł, nie mogę nie zapytać o najlepsze według Pana kryminały. Poleci nam Pan takie?

Alfred Siatecki Powiem, co mnie się podobało. Przeczytałem chyba wszystkie powieści, których autorem jest Krajewski. Na wylot znam kryminały Wrońskiego. Lubię Miłoszewskiego. Z zazdrością spoglądam na pisarstwo mojego młodszego kolegi (w pewnej mierze i ucznia) Krzysztofa Koziołka, który twierdzi, że uważa się za przedstawiciela kryminału skandynawskiego. Do niedawna zachwycała mnie proza kryminalnych Szwedów, Norwegów i Duńczyków (Finów nie). Dawniej zachwycałem się thrillerami Fredericka Forsytha.

ZwB A nad czym Pan aktualnie pracuje?

Alfred Siatecki Jak nie odpowiem na to pytanie, to czytelnik uzna, że się wywyższam. A ja mam zasadę, że na takie pytanie nie odpowiadam. W 1987 roku dziennikarce „Ziemi Gorzowskiej” powiedziałem, o czym będzie powieść Bagno. Byłem przekonany, że skoro podpisałem umowę z wydawcą, wziąłem zaliczkę, zaakceptowałem tekst po opracowaniu redakcyjnym, to książka na pewno się ukaże. Nie miałem racji. Po 1989 roku wydawnictwo zwinęło manatki. Piszę codziennie z rana. Po południu poprawiam to, co napisałem przed południem. Piszę coraz wolniej. Najwyżej stroniczkę dziennie, ale systematycznie.

ZwB Pozostaje mi trzymać kciuki za to codzienne pisanie i wszystkie powstające stroniczki. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Alfred Siatecki Pozostaję z przekonaniu, że to nie ostatnia moja rozmowa z przedstawicielami serwisu Zbrodnia w Bibliotece. I również dziękuję.

Jolanta Świetlikowska