#

„Fascynuje nas mroczna strona ludzkiej natury.”

wywiad z Douglasem Prestonem i Lincolnem Childem

Cierpliwość się opłaciła. Po dwuipółletniej przerwie do polskich księgarń trafiła kolejna – szesnasta! – opowieść z bestsellerowego cyklu o agencie specjalnym FBI, Aloysiusie Pendergaście. „Obsydianowa komnata” to proza przygodowa, międzykontynentalna i, mimo eleganckich naleciałości rodem z Poego i Conana Doyle’a, bardzo energiczna! O objawieniu literackiego bohatera, podróżach prowokujących powstawanie fabuł i o... twórczym darciu kotów z autorami serii, Douglasem Prestonem i Lincolnem Childem, rozmawiała Paulina Stoparek.



Paulina Stoparek: Przygotowując się do niniejszego wywiadu, pozwoliłam sobie zrobić na Wasz temat mały research. Wynika z niego, że współpracujecie od około ćwierćwiecza i napisaliście wspólnie blisko trzydzieści książek. Zważywszy na to, że każdy z Was pisze też we własnym zakresie, jest to imponujący wynik. Jednak najbardziej interesuje mnie to, w jaki sposób przez tyle lat udało się utrzymać tak owocna współpracę? W jaki sposób dzielicie między siebie pisarskie obowiązki? Jeden z Was opisuje konkretne rodzaje scen, a drugi inne? A może jeden wymyśla i tworzy zarys całości, a drugi pogłębia treść? Jak to wygląda?

Douglas Preston: Praca idzie nam najlepiej, kiedy dzielą nas ponad trzy tysiące kilometrów. Linc mieszka bowiem na Florydzie, a ja w Nowym Meksyku, dlatego pracujemy głównie przez telefon i przez internet. Jeszcze przed epoką internetu współpracowaliśmy w ten sposób, że łączyliśmy w sieć nasze komputery i bezpośrednio wgrywaliśmy lub pobieraliśmy pliki. Praca nad nową powieścią zaczyna się od tego, że po wielu telefonach ustalamy pomysł, opracowujemy fabułę i tworzymy zarys wydarzeń. Następnie opracowujemy plan dla pierwszych mniej więcej piętnastu rozdziałów, dzieląc je na poszczególne logiczne wątki. Każdy z nas pisze swoje rozdziały, a następnie się nimi wymieniamy. Linc przerabia moje teksty, a ja jego. Jest to niezwykle żmudny proces najeżony sprzeczkami, ale ostateczny tekst jest znacznie lepszy, niż gdyby każdy z nas pisał w pojedynkę.

PS: Ano właśnie. Często się zdarza, że Wasze powieściowe wizje są niezgodne i następuje konflikt? Kłócicie się?

DP: Na samym początku kłóciliśmy się niemal non stop. Stopniowo każdy z nas nauczył się jednak szanować osąd tego drugiego. Dlatego kiedy Linc mówi, że to, co napisałem, nadaje się tylko do kosza, muszę najpierw ochłonąć, ale ostatecznie daję się przekonać. W ten sposób nawzajem się sprawdzamy.

PS: Pamiętacie jakąś sytuację podczas wspólnego pisania książki, kiedy mieliście siebie nawzajem dość? Przy której powieści miało to miejsce?

DP: W pewnym momencie, podczas pisania „Zabójczej fali”, doszło między nami do bardzo poważnego spięcia. Każdy z nas obstawał przy swoim, ale w końcu postanowiliśmy znaleźć trzecie wyjście. I ono okazało się strzałem w dziesiątkę. Od tamtego momentu tak właśnie postępujemy – kiedy nie możemy dojść do porozumienia, szukamy trzeciej drogi.

PS: Od nowojorskiej nowoczesności po bagniska na prowincji w Nowej Anglii... Od lodowatego Północnego Atlantyku po umęczoną słońcem Pustynię Kalahari… Jedną z charakterystycznych cech Waszych książek są podróże bohaterów oraz detaliczne i klimatyczne opisy rozmaitych miejsc, przybytków, lokalnego jedzenia... Robicie research na własną rękę? Jeździcie do miejsc, które odwiedzają Wasi bohaterowie?

DP: Linc nie lubi latać. Ja z kolei uwielbiam podróże, dlatego odwiedziłem większość z miejsc opisanych w naszych książkach. Być może wiesz, że piszę też książki non-fiction oraz artykuły na temat tych ekspedycji. Tak naprawdę często moje podróże związane z pisaniem w konwencji literatury faktu koniec końców prowadzą do powstania kolejnej powieści. Idealnym przykładem jest „Zaginione Miasto Boga Małp”. Chyba cieszyła się w Polsce dobrym przyjęciem, bo dostałem wiele cudownych maili od polskich czytelników.

PS: Małży pochodzących z [śmiech] wątpliwie czystych miejsc połowu też próbowałeś?

DP [śmiech]: Zdecydowanie, mam na swoim koncie spotkania z niezbyt przyjemnymi przedstawicielami tego gatunku.

PS: Tego pytania nie może zabraknąć – pytania o makabryczne zbrodnie w Waszych powieściach, o łamanie tabu, o teatr śmierci, z którym spotykają się oko w oko Wasi bohaterowie. Skąd taka fascynacja śmiercią i złem? Na ile są to inspiracje grozą spod pióra Edgara Allana Poego czy demonicznością Moriarty’ego stworzonego przez Arthura Conana Doyle’a, do których podobieństwo niejako samo się narzuca, a na ile to wymysły Waszych [śmiech] czarnych umysłów?

DP: Obaj jesteśmy pod wielkim wpływem twórczości Poego i Conana Doyle’a. Fascynuje nas mroczna strona ludzkiej natury. Parafrazując Tołstoja, można rzec, że wszyscy dobrzy ludzie zazwyczaj są normalni w podobny sposób, ale ludzie źli są dziwni i osobliwi – każdy na własną modłę.

PS: Skoro o osobliwościach mowa, przejdźmy do konkretnego bohatera stworzonego przez Waszą wyobraźnię, którego miałam przyjemność poznać dzięki powieściom „Karmazynowy brzeg” i „Obsydianowa komnata”. Agent FBI Aloysius Pendergast to człowiek niezwykle charakterystyczny zarówno z wyglądu, jak i zachowania. Ma też pewne cechy umysłu, które można by nazwać, delikatnie rzecz ujmując, metafizycznymi. Z jednej strony to taki trochę współczesny Sherlock Holmes, z drugiej natomiast ma w sobie coś wampirycznego, freakowskiego i oderwanego od rzeczywistości. Skąd się wziął pomysł na tak surrealistycznego bohatera?

Lincoln Child: Potrzebny nam był bohater, który wyróżniałby się na tle typowych nowojorskich policjantów. Doug przygotował naprędce zarys postaci dość ekscentrycznego śledczego. Spodobał mi się ten pomysł, dodałem do niego trochę od siebie i zanim się obejrzeliśmy, stał przed nami Pendergast w pełnej krasie. To jedyna postać, której genezy nie potrafimy szczegółowo opisać. On się nam po prostu objawił.

PS: Ponoć w pewnym momencie Agatha Christie zaczęła nienawidzić stworzonego przez siebie Herkulesa Poirota, tymczasem czytelnicy nadal domagali się kolejnych powieści z jego udziałem. A Was? Czy po osiemnastu powieściach z jego udziałem nie męczy dziwak Pendergast?

LC: To samo słyszałem o Conanie Doyle’u, który też ponoć miał dość postaci Sherlocka Holmesa. Ale nie, mimo tych wszystkich książek z jego udziałem, Pendergast jeszcze się nam nie opatrzył. Jego przeszłość nadal owiana jest tajemnicą, wciąż nie wiemy, jak zareaguje na różne wydarzenia, więc wydaje nam się, że grzebanie w zakamarkach jego osobowości wciąż nam dobrze wychodzi.

PS: A jego [Pendergasta] asystentka, czyli Constance Greene? W „Obsydianowej komnacie” to jej oddajecie pałeczkę pierwszeństwa. Czy pisarzom, mężczyznom, trudno jest pogłębić emocjonalnie postaci kobiece?

LC: Trudno orzec. Bardzo przykładamy się do tego, by naprawdę wejść w skórę naszego bohatera, niezależnie od tego, czy jest to mężczyzna, czy kobieta. Oczywiście nasze wyobrażenia na temat doświadczeń i przemyśleń bohaterów bazują w jakiejś mierze na własnych obserwacjach. Ale tak naprawdę tylko nasi czytelnicy mogą stwierdzić, czy udało nam się osiągnąć przekonującą emocjonalną głębię.

PS: Uważam, że powieści z Pendergastem to niemal gotowe, bardzo atrakcyjne scenariusze filmowe. Tymczasem spotkałam się z informacją o zaledwie jednej adaptacji. Mam na myśli film „Relikt” z 1997 r., który swobodnie adaptuje pierwszą powieść z cyklu o tym samym tytule. To nieaktualna informacja? Były inne filmy na podstawie Waszych książek? Będą?

LC: Niewiele brakowało, aby doszło do ekranizacji kilku naszych książek, ale ostatecznie żadna z nich nie trafiła na duży ekran. Bardzo chcielibyśmy zobaczyć filmy lub seriale na podstawie naszych tekstów, dlatego nie tracimy nadziei, że to się kiedyś zadzieje.

PS: Czołowy polski serwis literacki podaje, że póki co seria o agencie Pendergaście liczy 18 tomów, z czego 16 zostało wydanych w Polsce. Nie zapominajmy jednak o cyklu z Gideonem Crew czy samodzielnych projektach. Jakie macie najbliższe plany zawodowe?

LC: Wraz z Dougiem dajemy z siebie wszystko i to nie tylko na polu serii o Pendergaście. W tym momencie pracujemy też nad wspomnianą przez Ciebie nową serią. Piszemy, ponieważ kochamy naszych bohaterów i uwielbiamy wymyślać intrygujące, mamy nadzieję, przygody, które im się przytrafiają. Gdyby stało się to dla nas po prostu pracą, pewnie byśmy dali sobie spokój. Jednak uwielbiamy nasze zajęcie, dlatego planujemy się mu poświęcać tak długo, jak będziemy w stanie i… jak długo czytelnicy będą chcieli czytać nasze teksty.

PS: Dziękuję za rozmowę!


Paulina Stoparek

Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)