#

Czarny Bałtyk

wywiad z Maciejem Paterczykiem

„Zawsze chciałem stworzyć swój alternatywny świat i umieścić w nim jakąś historię.” O literackich bohaterach dzieciństwa, fascynacji historią II wojny światowej i czasu tuż po, o scenie, która zaprowadziła autora do hotelu Czarny Bałtyk oraz alternatywnym zakończeniu alternatywnej historii opowiada czytelnikom ZwB Maciej Paterczyk.

Ewa Suchoń: Rozmawiamy tuż po premierze „Czarnego Bałtyku” czwartej Pana powieści. Gratuluję fantastycznej książki! Cofnijmy się jednak o kilka lat. Co sprawiło, że zaczął Pan pisać? Pamięta Pan początki tej przygody i literackich bohaterów młodości? Jest Pan absolwentem historii i dziennikarstwa – wybór takich kierunków wydaje się dość przemyślanym w świetle tego, czym teraz Pan się zajmuje...

Foto by Maciej Zienkiewicz Photography


Maciej Paterczyk: Dziękuję za miłe słowa. W dzieciństwie przede wszystkim czytałem. Podróżowałem z Tomkiem Wilmowskim i kapitanem Nemo. Nie pamiętam momentu, w którym postanowiłem zostać pisarzem. To przyszło naturalnie, z potrzeby czytania. Pisanie to kolejny etap. Nie każdy oczywiście chce spróbować, ale ja chciałem. Myślę, że miałem kilkanaście lat, kiedy podjąłem taką decyzję.

ES: Akcja wszystkich Pana powieści rozgrywa się na Pomorzu Zachodnim? Skąd taki wybór? Czy to lokalny patriotyzm czy coś więcej? Nie kusi Pana, by literacko wyruszyć w Polskę, choćby do stolicy, gdzie teraz Pan mieszka?

MP: Myślę, że literacko Pomorze Zachodnie to wciąż biała plama. Dla mało znanego pisarza to dobra okazja i pole do twórczego działania. W Warszawie jest tłoczno. Na co dzień i literacko.

ES: Czas II wojny światowej i okres tuż po to najtragiczniejszy rozdział w dziejach Polski. Dlaczego ten właśnie okres dominuje w Pana twórczości?

MP: Ten okres mnie zawsze fascynował. Zwłaszcza powojnie. Chaos jak na polskim Dzikim Zachodzie. Mnóstwo o tym czytałem i jeszcze więcej sobie wyobrażałem. Pisząc to, siedzę sobie w ciepłym domu, za plecami mam lodówkę pełną jedzenia (choć niezdrowego) i mniej więcej jestem pewny tego, co mnie jutro spotka. Ludzie, którzy po wojnie przyjechali na Ziemie Odzyskane mogli tylko pomarzyć o tym, co mam. Strach i niepewność było ich codziennością. A ja siedemdziesiąt lat później wykorzystuje ich lęki, niepokoje i tworze z tego tło dla swoich opowieści. Czy to dobrze? Nie wiem. Bez wątpienia jest to świetne tło dla kryminału i z tego korzystam.

ES: Zarówno „Ziemie niczyje”, „Na zgliszczach”, jak i „Morze krwi, ziemia ognia” są mocno osadzone w historii. Skąd zatem pomysł na alternatywną rzeczywistość? Czyżby historia niewystarczająco dała nam się, jako narodowi w kość?

MP: Zawsze chciałem stworzyć swój alternatywy świat i umieścić w nim jakąś historie. Od zawsze było w mojej głowie pytanie nie „czy” tylko „kiedy”. Mam już dwójkę dzieci, resztki włosów na głowie, kredyt na mieszkanie, więc pomyślałem: na co jeszcze czekam! Czas to napisać!

ES: Trafiłam kiedyś na informację, że choć jest kilka takich momentów w historii Polski, o których się „gdyba”, to najczęściej wykorzystywanym w literaturze jest właśnie ten dotyczący II wojny światowej. Jak Pan sądzi, dlaczego?

MP: Myślę, że II wojna światowa to dla polskiego społeczeństwa to najważniejsze historyczne wydarzenie. Prawie każda polska rodzina odczuła jej przebieg. Podczas rodzinnych spotkań krążą wojenne opowieści. Jeszcze. Nie wiem, czy to dobrze czy źle. Może należałoby iść dalej. A może nie. „Gdybanie” to naturalna kolej rzeczy. Moim zdaniem nieodłączny element wojennych opowieści. Przecież to wszystko było tak straszne, że wręcz nierealne! I gdyby tylko… Tak to się zaczyna i kończy późno po północy, kiedy przy rodzinnym stole zostają już tylko najwięksi pasjonaci historii współczesnej.

ES: Proszę mi wybaczyć, ale ja wśród bohaterów „Czarnego Bałtyku” nie znalazłam choćby jednej, takiej w 100% pozytywnej postaci. Niejednoznaczni to najwłaściwsze określenie, choć skłaniam się bardziej ku zepsutym, wypaczonym, zdegenerowanym. Trochę to rozumiem – wojna zmieniła ludzi, naznaczyła ich ogromną traumą. Przy tym zmieniły się kanony postępowania i normy społeczne. Który z bohaterów i dlaczego był tym najtrudniejszym do wykreowania?

MP: Nie lubię postaci w 100% pozytywnych. Nie ufam im. Nie tylko na łamach książek, ale i w życiu codziennym. Najtrudniejszy do wykreowania był dla mnie główny bohater Majski. Chciałem z niego stworzyć postać tragiczną: targaną konfliktem wewnętrznym. Jednocześnie nie chciałem zapomnieć, że jest bohaterem kryminału. Jego zadaniem było układanie dobrych pytań i stawianie hipotez. Ale polubiłem go, imponował mi.


ES: Czytając „Czarny Bałtyk” – nie wiem czy słusznie – czułam klimat podobny do tego, jaki pokazał José Saramago w „Mieście ślepców”. Tam tajemnicza choroba, a tutaj wszechogarniający chaos, napięcia społeczne, a przede wszystkim otwarty konflikt uwypuklają skrajności zachowań u przedstawicieli obu nacji i wyzwalają najgorsze instynkty. To bardzo przygnębiający obraz, zwłaszcza teraz, w dobie pandemii...

MP: Za porównanie podziękuję. Powiem tak. Pamiętam sam początek pandemii, gdy wszyscy byliśmy przestraszeni i zostaliśmy zamknięci w domach. Wtedy kończyłem Czarny Bałtyk. Akurat pisałem o wojskowej ciężarówce, która jeździ po ulicach Kołobrzegu. Z ciężarówki nadawano komunikat, że ludzie mają pozostać w domach. I kiedy to pisałem, za moim oknem przejechał policyjny wóz z doczepionymi głośnikami, z których informowano o pandemii. Majski oczywiście nie przejął się czymś takim i ruszył w miasto. Mnie brak jego odwagi i siedziałem w domu.

ES: Tak jakoś potoczyła się nasza rozmowa, że zdominował ją aspekt historyczny. A „Czarny Bałtyk” to przecież rasowy kryminał. Może ciut przewrotny, ale kryminał. Przyznam, że jestem pod wrażeniem intrygi, którą Pan skonstruował. Największe wrażenie zrobiło na mnie zakończenie – takiego rozwiązania i takiego motywu sprawcy naprawdę się nie spodziewałam. Czy wzorował się Pan na jakimś podobnym wydarzeniu?

MP: Na niczym się nie wzorowałem. Przynajmniej świadomie. Ale, co moim zdaniem jest ciekawe, podczas pisania pierwszej wersji, kto inny był mordercą. Nie mogę oczywiście napisać kto, bo to może komuś zepsuć przyjemność z czytania. Gdy zabrałem się do poprawiania maszynopisu, szybko uznałem, że coś jest nie tak. Odłożyć tekst do szuflady? Brałem to pod uwagę. Ale zmieniłem zdanie. Pomyślałem sobie: to nie jest złe. Tylko niech zabije ktoś inny. A jeśli ktoś chce wiedzieć, kto zabił w pierwszej wersji książki, żaden problem. Mój mail: maciej.paterczyk@gmail.com. Z chęcią napiszę. Tylko najpierw proszę przeczytać książkę!

ES: Zaraz wysyłam e-maila ;-) Więc jeśli nie wydarzenie, to może chociaż hotel ma jakiś pierwowzór? Jakieś przykre wspomnienie z wakacji? ;-)

MP: Zamek Plażowy, który był pierwowzorem Czarnego Bałtyku istniał naprawdę. Mam go na starej pocztówce. Towarzyszyła mi podczas pisania. Został zniszczony podczas wojny. Wielka szkoda, był piękny!

ES: Jak przebiegała praca nad powieścią? Czy to tylko ubranie w słowa opracowanego od A do Z pomysłu, czy może historia ewoluowała, a bohaterowie wymykali się spod kontroli i musiał Pan na gorąco zmieniać ich losy?

MP: Wszystko zaczęło się od sceny. Młoda dziewczyna przyjeżdża do wielkiego, ale podupadłego hotelu. Za oknem jest atramentowa noc. Ta scena towarzyszyła mi, szczerze mówiąc, latami. Dopowiadałem sobie, co może wydarzyć się dalej. Różne były koncepcje. Niekoniecznie kryminału. Ale w końcu powstał kryminał, który pisałem z przerwami blisko rok. Jak już wspomniałem zmienił się morderca, więc poprawek i zmian nie brakowało. Ale zawsze najważniejsza była pierwsza scena i od niej się zaczęło. Ona tworzyła atmosferę całej powieści. Młoda dziewczyna przyjeżdża do wielkiego, ale podupadłego hotelu. Za oknem jest atramentowa noc. I tak w kółko. Praktycznie za każdym razem, gdy siadałem do pisania, przed oczyma miałem tą scenę. Ciągle mi towarzyszyła.

ES: „Czarny Bałtyk” to doskonały materiał na film. Gdyby padła taka propozycja, którą ze swoich postaci chciałby Pan zagrać?

MP:Dziękuję za pytanie, jest cudowne! Oczywiście, że Majskiego. Niestety jego akurat zagrać ma też Shia LeBeouf, więc mamy problem.

ES: Czyli już po castingach … Przejdźmy zatem do dalszego omawiania scenariusza;-) . Pomorze i sam Kołobrzeg z Pana powieści to niezbyt przyjazne miejsca. Brzydkie, złowrogie, skorumpowane, niebezpieczne… A jak jest dzisiaj? Czy to co widzą turyści, czyli znakomite miejsce na wypoczynek to prawdziwy obraz?

MP: Dzisiejsze wybrzeże to ziemia pełna kontrastów. Wybrzeże to tłumy ludzi, krzykliwe stragany i dyskoteki w nocy. Prawdziwe Pomorze jest trochę dalej, w głębi lądu. To podupadłe niemieckie pałace i dawne budynki PGR, gdzie można kręcić horrory. Ten kontrast zawsze mnie zaskakiwał w dzieciństwie. Może dlatego zostałem pisarzem.

ES: Jest Pan wielki miłośnikiem powieści kryminalnych (ja też ;-)). Opowie Pan o ulubionych autorach? Jest jakiś tytuł, który szczególnie zapadł Panu w pamięć?

MP: By powstał Czarny Bałtyk, w moje dłonie musiał wpaść kryminał Chabona Związek Żydowskich Policjantów. Zapożyczyłem od niego mroczną atmosferę. I Żydów. Kto czytał ten świetny kryminał, ten wie, co mam na myśli.

ES: O czym marzy Maciej Paterczyk?

MP: A o czym może marzyć człowiek z kredytem na mieszkanie. Zapraszam Państwa do księgarń po moją książkę!

ES: Na koniec zapytam o Pana pisarskie plany. Nad czym teraz Pan pracuje?

MP: Wyjeżdżam z Pomorza. Co za dużo to niezdrowo. Jadę na Polesie, gdzie mój nowy bohater będzie polował na wampiry. Zmieniam więc gatunek. Pragnę stworzyć łowcę potworów, jak Gerald z Rivii. Tylko mój bohater jeszcze nikogo nie zabił, ale zdążył się już zakochać. W wampirzycy oczywiście. Tak to czasem w życiu bywa.

ES: Oooo, to faktycznie ogromny przeskok gatunkowy. Niemniej jednak brzmi niezwykle intrygująco i z niecierpliwością czekamy na efekty tej literackiej podróży. Serdecznie dziękuję za rozmowę.


O KSIĄŻCE

FRAGMENT DO CZYTANIA

NASZA RECENZJA




Ewa Suchoń - nałogowa czytelniczka, która uwielbia swoją pasją zarażać innych. Miłośniczka mrocznych kryminalnych i thrillerowych klimatów. Życiowa optymistka. Zakochana w swoich rodzinnych Beskidach. Pasjonatka fotografowania i smakoszka kawy.