#
#

BRICK

reżyseria: Rian Johnson

USA 2005

Kto ją zabił?

Był już serial, czas zatem na film. Co wam przychodzi do głowy na dźwięk słowa "kryminał noir"? Proste skojarzenia: lata czterdzieste, czerń, biel i dym, femme fatale, zemsta, detektyw dręczony narastającą paranoją, samotność separująca od świata i zagadka, która czasami sięga korzeniami głęboko w przeszłość. Pojawiają się motywy wyobcowania i manipulacji, oszustwa i gry interesów, a granica między złem i dobrem okazuje się podejrzanie płynna. Neo-noir, jak sama nazwa wskazuje, to współczesne odwzorowanie tego gatunku, czasami w formie hołdu, eksperymentu albo zabawy, a czasami w formie pieczołowitego przeniesienia tradycyjnych rozwiązań na dzisiejszy grunt.

Debiut fabularny Riana Johnsona, "Kto ją zabił?" (znany również pod celniejszym oryginalnym tytułem "Brick") czerpie z najlepszych klasycznych wzorców noir i bezpośrednio nawiązuje do twórczości Dashiella Hammetta – łącząc je jednak z oprawą filmu młodzieżowego. To mogła być katastrofa, groteskowa porażka budząca pusty śmiech, a jednak udało się! Powstało coś świeżego, innego, oryginalnego.

Brendan Frye (w świetnej interpretacji Josepha Gordona-Levitta) jest samotnikiem, trzyma się na uboczu licealnego życia po gorzkim rozstaniu z dziewczyną Emily i rozpadzie przyjaźni z najbliższym kumplem. Niespodziewanie jednak odbiera w budce telefon od Emily, która sprawia wrażenie przerażonej i chaotycznie wymienia oderwane słowa bez sensu, po czym się rozłącza. Najwyraźniej wystraszył ją przejeżdżający obok Ford Mustang, z którego ktoś wyrzucił niedopałek papierosa. Zaintrygowany Brendan, kierowany po równi uczuciami żywionymi do byłej partnerki, pragnieniem intelektualnej podniety i potrzebą, by "coś poczuć" po tym, jak długo przebywał na emocjonalnej pustyni, angażuje się w śledztwo. Wkrótce okazuje się, że niewinna szkolna fasada to tylko pozór, a panujących tam układów, sekretów i manipulacji nie powstydziłaby się niejedna mafia.

Rian Johnson garściami czerpie ze stylistyki noir i jest w tym bardzo konsekwentny – Brendan jest może nastolatkiem w liceum, ale jednocześnie zdeterminowanym detektywem, nieco cynicznym, trochę zgorzkniałym, z sarkastycznym poczuciem humoru, błyskotliwymi skojarzeniami i umiejętnością upartego podnoszenia się po doznanych ciosach (zarówno dosłownie, jak i w przenośni). Femme fatale wychodzi daleko poza ramy licealnej kokietki bazującej na popularności, w swojej przemyślności jest zaskakująco dojrzała, a tym samym niebezpieczna. Główny czarny charakter przekuł co prawda swoje kompleksy w siłę, ale pozostała w nim niepewność, którą maskuje arogancją. Dzięki temu pozostaje wiarygodny – mimo młodego wieku. Nic tu nie jest jasne, nic nie jest przejrzyste, nawet ostateczne rozwiązanie zagadki nie wydaje się najważniejsze. Z tych skupionych na sobie ludzi tylko Brendanowi zależy na kimś innym niż on sam, a przecież bynajmniej nie jest to człowiek bez winy. Ta emocjonalna pustka tchnie smutkiem i wydaje się symbolem czasów, w których wszystko mknie w zawrotnym tempie, nawiązywane relacje są coraz bardziej powierzchowne, a potrzeba bycia akceptowanym staje się niemal równoznaczna z koniecznością przetrwania. "Kto ją zabił?" to zatem wierne odwzorowanie konwencji noir, ale również coś więcej, o wydźwięku bardziej ogólnym – gorzka i pozbawiona złudzeń interpretacja szkolnej współczesności, gdzie nic nie jest bardziej niebezpieczne niż niewinność.