#
#

Morderstwo i cała reszta to zarówno powieść kryminalna o wartkiej akcji i zaskakującym zakończeniu, jak i barwny obraz polskich elit, w którym poważni biznesmeni mieszają się z podejrzanymi przedsiębiorcami, wybitni artyści konkurują z celebrytami jednego sezonu, a ludzie mediów muszą godzić wymóg kreowania luksusowego stylu życia z nieuchronnością comiesięcznych spłat kredytu. To opowieść o ich marzeniach i problemach, aspiracjach i rozterkach – a wszystko przedstawione z dużą dozą humoru, dystansu i sympatii.

Morderstwo i cała reszta

wywiad z Martą Reich

Marta Reich, debiutująca na rynku książki pod koniec 2015 roku, wie jak stworzyć kryminał, który przyciągnie uwagę – i to nie tylko gabarytami („Morderstwo i cała reszta” to 850 stron intrygi!), ale i świeżą tematyką oraz doskonałym warsztatem pisarskim. Autorka zgodziła się porozmawiać z nami o „Morderstwie…” i całej reszcie też...

Zacznijmy może od przybliżenia czytelnikom Twojej powieści. „Morderstwo i cała reszta” obfituje w wydarzenia i zwroty akcji. Czy mogłabyś przybliżyć naszym Czytelnikom jej fabułę?

Ciężko streścić książkę, która ma kilka wątków przewodnich, a motywy kryminalne mieszają się z osobistymi. Gdybym jednak miała opisać ją możliwie kompleksowo, powiedziałabym, że jest to historia młodej dziennikarki, Poli Białohorskiej, przypadkiem wplątanej w tajemnicę zabójstwa jednej z najbogatszych kobiet w Polsce.

Pola, piękna trzydziestolatka, redaktorka pisma dla kobiet „Madame”, a prywatnie córka znanych polskich przedsiębiorców, dostaje od swojego szefa polecenie przeprowadzenia wywiadu z polską potentatką biznesu, Elżbietą Wojnowicz. Perspektywa materiału jest dla wydawnictwa nie lada gratką, ponieważ Wojnowicz, choć intrygowała wielu, dotąd pilnie strzegła swojej prywatności przed mediami. Jednak dziwne okoliczności samego wywiadu oraz krążące po mieście plotki o problemach finansowych imperium niepokoją Polę. Dziewczyna nieoficjalnie dowiaduje się, że Wojnexpol popadł w tarapaty, a jego właścicielka wdała się w podejrzane interesy, by ratować sytuację. Spotkanie z kobietą i jej najbliższymi współpracownikami tylko potęguje wrażenie, że bizneswoman coś ukrywa.

Gdy kilka dni później Wojnowicz zostaje znaleziona martwa w swojej rezydencji, Pola postanawia przeprowadzić własne śledztwo. Poszukiwania prowadzą ją zarówno na warszawskie salony jak i do szemranych spelunek w zakazanych dzielnicach miasta. Spotyka na swojej drodze zarówno wymuskane rekiny biznesu o nieposzlakowanej opinii, jak i typy spod ciemnej gwiazdy – czasem zadając sobie pytanie, którzy z nich wydają jej się bardziej podejrzani. A gdy w pościgu za mordercą zaczyna wspierać ją Alexander Hemming, tajemniczy obcokrajowiec o niejasnej przeszłości, sprawy komplikują się jeszcze bardziej…

W swoim streszczeniu nawiązałaś do głównego motywu książki, ale czy „Morderstwo…” to powieść jedynie kryminalna?

Nie. Śledztwo obfituje w zwroty akcji, ale to nie jest jedyny wątek. Na kartach powieści czytelnik poznaje bowiem historię samej Poli – dziewczyny, która z niewyjaśnionych przyczyn porzuciła świetnie zapowiadającą się karierę w Nowym Jorku, by wrócić do Polski i zacząć wszystko od nowa. „Morderstwo i cała reszta” to nie tylko kryminał, ale też opowieść o otrząsaniu się z rozczarowań, zamykaniu jednych rozdziałów i otwieraniu nowych, o meandrach międzyludzkich relacji i nadziei na to, że po ciężkich chwilach znów wschodzi słońce. Wreszcie – to opowieść o współczesnej Warszawie, mieście tętniącym życiem, obfitującym w ciekawe miejsca i barwne postaci. Mieście, w którym stare miesza się z nowym, a relikty PRL-owskie powoli ustępują pola nowoczesnemu kapitalizmowi.

Czy ciężko było utrzymać rygor fabularny w tak obszernej książce?

Bardzo. Zapanowanie nad tak dużym materiałem wymagało sporej dyscypliny i dokładnego planowania, szczególnie w sferze samej kryminalnej intrygi. Choć naturalnie moim celem było całkowite zaskoczenie Czytelnika na końcu powieści, to jednak chciałam dać Mu szansę na samodzielne rozwiązanie zagadki, podrzucając po drodze poszlaki i wskazówki. Tak robiła między innymi Agatha Christie i bardzo cenię sobie to w jej książkach – przy ich lekturze mam wrażenie, że Królowa Kryminału podejmuje ze mną grę równych szans.

Tworząc „Morderstwo” bardzo dokładnie planowałam każdą scenę. Dopiero, gdy plan mnie zadowalał, brałam się do pisania. Miałam też osobny plik notatek, które poświęciłam sylwetkom poszczególnych bohaterów – jak się nazywali, jak wyglądali, co lubili, a czego nie znosili. Jakie były między nimi powiązania, gdzie spędzili poprzedni wieczór… Wszystko, co pozwalało mi uniknąć powtórzeń lub jawnych sprzeczności.

Dzięki tym zabiegom rzadko musiałam wracać i zmieniać coś, co już raz napisałam. Było to o tyle ważne, że nie ma dla mnie bardziej demotywującej sytuacji, niż materiał, który zaczyna się logicznie rozłazić po drodze. Chociaż – oczywiście – i tak zdarzyło mi się kilka wpadek. Już przy redakcji okazało się, że pewna osoba dwa razy wypowiada to samo zdanie... w dwóch zupełnie różnych momentach powieści. Z kolei kogoś innego raz opisałam jako niskiego i krępego, a raz – jako wysokiego i szczupłego. Jedna z bohaterek nagle, ni stąd, ni zowąd, przedstawiła się w pewnej scenie nie swoim nazwiskiem, bynajmniej nie z premedytacją… :) Co ciekawe, nim te błędy finalnie wyłapała Redakcja, ja sama i kilka innych osób uważnie przeczytało powieść, ale nikomu z nas te nieścisłości nie rzuciły się w oczy.

Pola to bardzo nietypowa bohaterka kryminału. Chodziła do szkoły za granicą, pracowała na Wall Street, pochodzi z rodziny, której nazwisko pojawia się w rankingach najbogatszych. Skąd pomysł na taką postać?

Ktoś mógłby pomyśleć, że taki wybór bohaterki wynika z mojego zamiłowania do „Dynastii” i „Mody na sukces”, ale… nic z tych rzeczy. Wbrew pozorom był to bardzo świadomy zabieg literacki, zresztą na „Dynastię” jako dziecko miałam szlaban ;) Gdy wymyśliłam już intrygę, potrzebna była mi bohaterka, która mogłaby poprowadzić śledztwo. Chciałam, by była to kobieta, bo planowałam włączyć do powieści także wątki obyczajowe jej historii. Przede wszystkim jednak dziewczyna musiała być wiarygodnym detektywem, czyli takim, który miałby sposobność, by w ogóle wpaść na trop zabójstwa, oraz dysponować dostępem do danych ze śledztwa. A więc policjantka, prawniczka, patolog, profilerka lub właśnie dziennikarka. Cztery pierwsze szybko odrzuciłam. Nie miałam wystarczającej wiedzy, by wiarygodnie je opisać,a poza tym – takie postaci zostały już z wielkim sukcesem wykreowane przez innych polskich twórców kryminałów. Ja zaś – jak każdy autor – chciałam wykorzystać niszę, stworzyć swoją własną postać, inną od wszystkich. Wybrałam więc dziennikarkę, redaktorkę pisma dla kobiet, bo takie środowisko pracy znam bardzo dobrze. Uderzyło mnie, że i taka dziewczyna, spełniwszy pewne warunki oczywiście, może poprowadzić przed Czytelnikiem śledztwo nie gorzej, niż rasowy dziennikarz śledczy.

Po co jednak Poli takie uprzywilejowane pochodzenie? Po prostu dlatego, że dziewczynie, której nazwisko otwiera wszystkie drzwi, łatwiej zdobyć informacje i wniknąć w środowiska z otoczenia zamordowanej potentatki. Skoro nie ma policyjnej legitymacji, musi posiadać inny wachlarz wpływów i narzędzi perswazji, od prywatnych znajomości i dziennikarskiego sznytu, aż po groźbę czy nawet delikatny szantaż.

Wreszcie, zależało mi na wykreowaniu w „Morderstwie…” barwnego obrazu Warszawy, z jej imprezami, wernisażami, głośnymi premierami czy wystawami. Bezpośrednia i nieco wścibska Pola, której wszędzie pełno, jest idealną przewodniczką po tym świecie. Dzięki jej kontaktom możemy razem z nią zajrzeć w każdy zakamarek miasta, poznać wiele niebagatelnych postaci.

Czy nie martwiłaś się, że tak daleka większości Czytelników przez swoją więcej niż wyśmienitą sytuację materialną bohaterka mogła nie wzbudzić sympatii? Mogła nie być zrozumiana? Czy też mogła po prostu stać się ofiarą zazdrości?

Oczywiście, że o tym myślałam, i dlatego wiele wysiłku włożyłam w to, by mimo swojego pochodzenia Pola była osobą ciepłą i dającą się lubić. Bardzo rzadko w literaturze czy filmie zamożni bohaterowie przedstawiani są w sposób pozytywny, a przecież to ludzie z krwi i kości, jak każdy: jedni lepsi, inni gorsi. Ich pochodzenie pozwala opisać historię, wktórej uczestniczą, z zupełnie innej, bardzo ciekawej perspektywy.

I tak Pola nie dystansuje Czytelnika, wręcz przeciwnie – wciąga go do swojego świata i pozwala uczestniczyć w wydarzeniach na równych prawach. Śledztwo, które prowadzi dziewczyna, jest efektywne i emocjonujące, a jej prywatna historia upodabnia ją do każdego z nas i pozwala się z nią identyfikować. Maksymalne zaangażowanie Odbiorcy w akcję powieści także było dla mnie kluczowym zabiegiem literackim.

To trochę tak, jak przy lekturze powieści Vincenta Severskiego – ich głównym bohaterem jest rasowy szpieg, czyli postać bardzo dla nas abstrakcyjna. Ale tylko dzięki temu jesteśmy w stanie wniknąć w świat, który pokazuje nam Autor i to dlatego czytamy te książki z wypiekami na twarzy.

„Morderstwo…” doceniane jest przez recenzentów za niebanalną i zaskakującą intrygę. W jaki sposób ją zbudowałaś? Czy oparłaś się na autentycznych zdarzeniach?

Nie, żadne z wydarzeń opisanych w książce nie jest oparte na faktach. No, może poza jednym – lamentami pewnej pani, jak to ekipa remontowa wypaliła jej papierosem dziurę w akrylowym jacuzzi. Spokojnie mogę zdradzić, ze ta historia wydarzyła się naprawdę ;)

Wszelkie inne zdarzenia zostały jednak przeze mnie wymyślone, a cała intryga kryminalna opiera się na bardzo prostym pomyśle – którego oczywiście nie zdradzę :) Wspomniałam już wcześniej o wielkiej inspiracji, jaką pozostaje dla mnie Agatha Christie mimo zmieniających się czasów i literackich trendów. To właśnie Ona zwróciła moją uwagę na to, że nieraz najbardziej zaskakujące rozwiązania to te z pozoru najbardziej oczywiste – tak bardzo, że kompletnie umykają nam w pogoni za „poważniejszymi” lub bardziej fantastycznymi wariantami.

Powieść kryminalna to pewnego rodzaju inscenizacja, przedstawienie dla Czytelnika, opakowanie prawdziwych wskazówek w taki sposób, by zniknęły w cieniu bardziej wyrazistych dekoracji. Dla mnie przy tworzeniu intrygi istotne było więc, by te kluczowe informacje uczciwie przekazać, ale umiejętnie schować między ciągłymi zwrotami akcji i kolejnymi sensacyjnymi doniesieniami.

Wielu Czytelników zwraca uwagę na bogactwo i trafność obserwacji obyczajowych w „Morderstwie…”. Twoi bohaterowie są bardzo różnorodni, udało Ci się też uniknąć powierzchowności w charakterystyce. Jest to bez wątpienia właśnie zasługa bacznej obserwacji rzeczywistości. Czy Twoi znajomi mogą odnaleźć się wśród bohaterów powieści?

Kryminał zaczyna się od śmierci, ale paradoksalnie dotyczy tak naprawdę życia, bo przecież to w życiu musi wydarzyć się coś, co popchnie osobę A do zabójstwa osoby B. Dlatego plastyczność postaci i wiarygodność obyczajowa jest w kryminale bardzo ważna.

Nie wiem, czy jestem dobrym obserwatorem, ale ludzkie zachowania autentycznie mnie fascynują: na ulicy, imprezie, plaży w wakacje czy nawet w serialu. Bacznie obserwuję zachowania osób, które znam, ale też ludzi zupełnie dla mnie anonimowych. Podobnie jak Pola, bardzo lubię siedzieć w kawiarni czy przy oknie i patrzeć na świat dookoła.

Pisząc, staram się, by nie przenosić do powieści prawdziwych zdarzeń ani osób. Mimo przekonania niektórych moich przyjaciół co do tego, ze stali się pierwowzorami pewnych bohaterów – mogę zapewnić, że tak nie było :) A jednak tworząc postaci i ich świat, czerpałam inspirację z własnego otoczenia, więc wykreowani przeze mnie bohaterowie z pewnością noszą cechy i zachowania, które podpatrzyłam po drodze – niekoniecznie wśród znajomych, czasem po prostu w sklepie, restauracji czy galerii.

Swoje postaci, nawet te negatywne, przedstawiasz z dużą dozą humoru i dystansu.

Uważam, że humor jest przydatny, i w życiu, i w literaturze. Uprzyjemnia lekturę i łagodzi obyczaje – dzięki niemu łatwiej nam zaakceptować bohaterów z ich zaletami i wadami.

A jaka jest według Ciebie recepta na dobry kryminał?

Wartka akcja i zaskakujące zaskoczenie. Tylko tyle i aż tyle.

No i jeszcze ogrom pokory wobec inteligencji Czytelnika, który niejedną zagadkę już rozgryzł i tylko patrzy, by nas na czymś przyłapać :)

Czy w przyszłości planujesz zmierzyć się z jakimś innym gatunkiem literackim?

Pewnie Cię zaskoczę, ale marzę o napisaniu książki kucharskiej, takiej, w której każdy przepis opatrzony byłby historią. Uwielbiam gotować i swego czasu prowadziłam nawet bloga kulinarnego, który, jak teraz o tym myślę, dał mi świetny warsztat pisarski. Pewnie miałabym go do dziś, gdybym po drodze nie podjęła pracy w korporacji i nie zaczęła pisać książki.

Warszawa w „Morderstwie i całej reszcie” jest bardzo barwnym miejscem. Jaki jest Twój stosunek do tego miasta?

Warszawa to moje miejsce na ziemi, nigdzie nie czuję się tak dobrze jak tu. Uwielbiam ją za każdy najmniejszy zakamarek, za zielone parki Powiśla i szare socrealistyczne domy na Marszałkowskiej, za przepełnione ludźmi kafejki i małe uliczki oświetlane starymi latarniami. Za tłumy na ulicach i niezwykły rytm tego miasta, które cały czas się zmienia i pięknieje w oczach. Owszem – czasem mam też dość tego szaleńczego tempa, wtedy pakuję się i uciekam na weekend w spokojniejsze miejsce. Ale nigdzie, no może poza Tatrami i Mazurami, nie oddycham tak spokojnie, jak w moim mieście.

Warszawa to świat, w którym stare miesza się z nowym, w którym przenikają się wpływy, zwyczaje i niezwykłe indywidualności. Taką Warszawę chciałam pokazać w książce: po pierwsze: dynamicznie rozwijającą się pod względem ekonomicznym, po drugie: tętniącą życiem artystycznym i kulturalnym, po trzecie: wciąż straszącą dzielnicami, które nie załapały się na szansę transformacji. Każda z tych twarzy miasta jest dla mnie niesamowicie atrakcyjna, i jako dla autorki, i mieszkanki.

Czyli Warszawa da się lubić? :)

Zdecydowanie tak! Wiem, że o stolicy i jej mieszkańcach krążą różne opinie, ale zapewniam, że sama znam wielu ludzi, którzy do Warszawy przyjechali z innych miejscowości. Wybrali sobie to miejsce do życia i tutaj stworzyli swój dom. Z tego, co wiem – nie narzekają :)

Swoją powieść zaczęłaś pisać w Paryżu. Paryż czy Warszawa zatem? Gdzie po inspirację wysłałabyś początkującego pisarza?

Wszędzie tam, gdzie można znaleźć warunki do pisania! Jasne, że Paryż wygrywa niejedną rywalizację – to miasto ma w sobie coś wyjątkowego, w końcu nie na darmo od wieków inspiruje artystów, pisarzy, malarzy i poetów. Ale z braku Paryża dobre jest każde miejsce, w którym można znaleźć natchnienie oraz trochę dystansu i spokoju.

Dla początkującego pisarza najtrudniejsze jest wejście na drogę pisania – wymyślenie historii, odkrycie, jak ją rozplanować, a potem znalezienie czasu i warunków, by nad nią pracować. I dlatego każda zmiana otoczenia bardzo w tym pomaga. Na wakacjach, działce w lesie, w swoim nowym mieszkaniu czy po prostu w bibliotece czy kawiarni – każde z tych miejsc jest dobre, by zacząć, jeśli tylko pozwala odciąć się od otoczenia.

Ja sama pomysł na pierwszą książkę miałam w głowie od dawna, ale dopiero wyjazd dał mi okazję, by się do niej przymierzyć. W domu zbyt wiele bodźców mnie rozpraszało, nigdy nie miałam okazji, by naprawdę usiąść i zagłębić się w swoim świecie. W Paryżu byłam panią swojego losu – gdy chciałam odciąć się od świata i pisać, po prostu to robiłam, gdy zaczynałam tęsknić za ludźmi – zostawiałam swoje urocze mieszkanko na poddaszu i wychodziłam do innych.

Czy to znaczy, że autor musi odcinać się od świata, by pisać?

Potem już nie, ale gdy zaczyna – może mu to dać impuls do działania i ułatwić start. Przecież wejście na drogę pisania to całkowita zmiana trybu życia! Trzeba w nią wejść, jak w każdą nową sytuację.

Czy w przyszłych powieściach możemy liczyć na zgłębienie tajemnic innych europejskich stolic?

Historia Poli nieodłącznie związana jest z Warszawą, choć sama bohaterka jest osobą bardzo mobilną. W „Morderstwie…” bez problemu wsiadała do samochodu czy samolotu, by zbadać kolejny trop, a poszukiwania powiodły ją także za granice kraju. W kolejnych częściach może być podobnie, a główni bohaterowie wybiorą się tu i tam – może nawet za Atlantyk ;)

Lubię pisać o świecie, który znam, dlatego jeśli kiedykolwiek miałabym osadzić akcję powieści poza Polską, to pewnie w Wielkiej Brytanii. Mam już nawet pewien pomysł na taką intrygę, choć na razie to bardzo niesprecyzowane plany.

Rozmawiając o „Morderstwie…”, nie można pominąć ważnego szczegółu – Twoja książka ma ponad 800 stron!To bardzo rzadkie, szczególnie w wypadku debiutu. Jak udało Ci się wyprodukować tak obszerne tomisko?

Prawdę powiedziawszy – trochę niechcący. Lubię grube książki o złożonej fabule i kilku przeplatających się wątkach. Dobrze napisane, stanowią prawdziwą ucztę dla Czytelnika, bo pozwalają naprawdę zagłębić się w opisywany świat i poznać bohaterów jak własnych znajomych. Mnie samej smutno jest, gdy biorę do ręki nową książkę i już dwa wieczory później muszę rozstać się z jej postaciami.

Chciałam stworzyć taką opowieść, jakie sama lubię czytać, a więc obszerną. Myślałam jednak o góra pięciuset stronach ;) Dopiero, gdy książka powstała, zdałam sobie sprawę, jaka jestopasła. Trochę ją skróciłam, ale niewiele – kolejne cięcia tekstu wymagałyby eliminacji któregoś z wątków, a tego nie chciałam robić. Uprzedzano mnie, że tak opasły debiut praktycznie nie ma szans na znalezienie wydawcy – ja jednak wierzyłam w swoją powieść, bo wydawało mi się, ze stanowi spójną całość. Dlatego jestem ogromnie wdzięczna Wydawnictwu Oficynka za to, że mnie z tą moją propozycją nie przegoniło, a nawet – że w trakcie prac redakcyjnych wykazało się wyrozumiałością i nie kazało mi wyciąć zbyt wiele :)

Mogę jednak obiecać, że kolejna powieść o Poli będzie (nieco) krótsza.

Wanda Kot