#

Muszę wierzyć

Ludzie muszą w coś wierzyć. W coś, do czego będą się odwoływać, co będzie dawało im siłę i poczcie przynależności. Nie ma znaczenia, że wokoło postęp, technika, że mogą być tacy, którzy nie zrozumieją. Wiara daję siłę. Do walki, do miłości, do zbrodni.


"Ofiara dla burzy" to trzecia powieść z cyklu śledczego prowadzonego przez inspektor Amaię Salazar. Tym razem sprawa zaczyna się dość prosto – śmierć niemowlęcia zdiagnozowana początkowo jako łóżeczkowa, a więc raczej żadnego zadania dla policji. Ale coś nie pasuje do schematu. Babcia dziewczynki podejrzewa o działanie siły nieczyste, a całkiem realny podejrzany ustalony w toku śledztwa zachowuje się zupełnie nieracjonalnie. Amaia ze swoim zespołem zaczyna badać sprawę, lecz pani inspektor nie potrafi się jednocześnie odciąć od własnego demona, z którym zmagała się w poprzedniej powieści.Te dwa wątki zaczynają się splatać, dwa śledztwa uporczywie dostarczają nowych poszlak, a finał jest tragiczniejszy, niż Amaia mogłaby się kiedykolwiek spodziewać.

Inspektor Salazar, dobrze znana czytelnikom z "Niewidzialnego strażnika" i "Świadectwa kości" ponownie będzie walczyć ze zbrodnią i wiarą doliny Baztan. W zasadzie walczyć nigdy nie przestała – nowa powieść Dolores Redondo to nie tyle kolejna pozycja z serii, raczej po prostu kontynuacja już zaczętego wątku, który po dwóch poprzednich powieściach pozostawał otwarty. Początkowo trudno więc podjąć tropy czytelnikowi, który swoją literacką przygodę z Amaia dopiero rozpoczyna. Nie ma tutaj wstępów, podsumowań czy szybkich streszczeń – po prostu wskakujemy w nurt wydarzeń i płyniemy z nim – starając się mieć oczy szeroko otwarte na wszelkie poszlaki, które wskażą nam początek tego strumienia. Ale płyniemy, a ta przeprawa okazuje się zaiste fascynująca... Dlaczego warto podjąć to wyzwanie?

Dolores Redondo stworzyła historię dla ludzi, którzy wierzą i pragną wierzyć. Bynajmniej nie bezkrytycznie – lecz wciąż otwarcie, nie odrzucając niczego co z pozoru wydaje się niemożliwe. To zamiłowanie dla legend, podań z rejonu Doliny Baztan jest pierwszym z urokliwych punktów tej powieści. Miejscami można odnieść wrażenie, ze ze światem jak najbardziej rzeczywistym Dolores splata baśń, ludową historię, której daje drugie, literackie życie. Ujmujące, że wśród popularyzacji zupełnie nowoczesnych śledczych metod wciąż pozostaje miejsce na powieść, w której czasami trzeba po prostu zawierzyć. Gdzie człowiek zaraz po "ale to przecież niemożliwe", ma ochotę dodać... "a może jednak" ? I tym bardziej ujmujące, ze nie są potrzebne wampiry, czarodzieje czy podróże w czasie, że autorka czerpie z tego, co jej sercu bliskie, a nie z tego, co modne. Sympatycy mitologicznych wierzeń i ich wpływu na losy świata będą niewątpliwie zadowoleni.

"Ofiara dla burzy" to powieść niewątpliwie złożona – aż kipi od wątków. Stare śledztwo Amai, nowa zbrodnia, rodzinne kłótnie sióstr, tajemnice współpracowników i całkiem osobiste decyzje, przed którymi staje bohaterka – można by tym obdzielić kilka powieści. A jednak splata się to nie tyle dobrze, co po prostu naprawdę nieźle. Powieść wciąga, zastanawia, nie mniej jak jej główna bohaterka.

I tutaj robi się ciekawie, bo nie mogę powiedzieć, żebym naprawdę lubiła Amaię – mam jej wiele do zarzucenia. Lecz to nie zniechęca, raczej w pewien sposób intryguje, nawet jeśli nie każdą jej decyzję można pochwalić. Ta sprzeczność budzi zainteresowanie, zainteresowanie przeradza się w ciekawość, ciekawość jest czynnikiem napędowym do pochłonięcia tej historii. Tak, czytelnik tę książkę nie tyle smakuje, co pochłania.

Lubię w Dolores Redondo tak wiele. Lubię styl,w jaki tworzy rozdziały, to przemyślane poczucie gdzie skończyć jedną myśl, i od czego zacząć następną. I świetnie zachowuje proporcje między akcją a opisami, między miejscem na wiarę i na dowody. To sprawia, że mimo sporej objętości „Ofiarę dla burzy” pochłonąć można rekordowo szybko. I ze smakiem.

Dobrze by było zapoznać się najpierw z poprzednimi pozycjami cyklu, bo po tym odcinku nie będzie do nich łatwego powrotu. Ja niestety nie miałam tej możliwości, i teraz nad tym brakiem ubolewam. Ale patrząc na ostatnią kartkę, ostatnie słowa, ostatnia przewodnią myśl... wiem, ze Amaia powróci. Ta odsłona historii to jednocześnie jedna z moich najciekawszych czytelniczych podróży tego roku. Świetnie zbudowane napięcie zakończone mocną końcówką. Ponad pięćset stron, o których ciągle myślę.

Marzena Kieres