#

„Chłopiec ze złego domu” czyli „Cela” Jonasa Winnera

A lato miało być takie piękne…Wakacje, marzenia, odpoczynek…

Jedenastoletni Sammy, chłopiec z dobrego domu, syn śpiewaczki operowej i kompozytora muzyki filmowej, wraz z bratem i opiekunką, przeprowadzają się z Londynu do Berlina. Zamieszkują w starej, secesyjnej willi z ogrodem, która skrywa wiele tajemnic. Sammy, trochę z nudów, a trochę z ciekawości, zwiedza zakamarki posiadłości, odkrywając podziemny tunel i schron przeciwlotniczy. Ale najbardziej przerażające odkrycie ma dopiero nadejść. W samotnej celi, ukrytej przed światem i ludźmi, odkrywa on obecność małej, uwięzionej dziewczynki, której jedynym towarzyszem jest pluszowy miś. Co więcej, cela wyłożona jest gumową folią i wyposażona w narzędzia tortur. Przerażenie chłopca nie ma granic, gdy orientuje się, że ze sprawą powiązany jest jego własny ojciec. Na domiar złego dziewczynka powtarza jak mantrę słowa, od których cierpnie skóra "Noooo, daddy, noooo". Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy nazajutrz Sammy odkrywa, że cela jest pusta, a dziewczynka zniknęła.
„Istnieją rzeczy, które mogą się przydarzyć, przerażające rzeczy, które są tak straszne, że kiedy się dzieją, sprawiają, że z piersi nieustannie wyrywa się krzyk”.

Thriller psychologiczny „Cela”, pióra niemieckiego filozofa, autora scenariuszy i powieści grozy, Jonasa Winnera, to jego debiut na polskim rynku wydawniczym. Narratorem powieści jest Sammy, którego spotkały koszmarne doświadczenia i który opowiada historię ze swojego dzieciństwa już jako jako człowiek dorosły. Wydarzenia poznajemy jedynie z jego osobistej perspektywy. Ten zabieg, użyty w połączeniu z umiejscowieniem całej akcji wyłącznie w obrębie domu, potęguje jeszcze wszechogarniającą klaustrofobiczność.
„Spisuję to, bo się tym duszę, bo wspomnienie tamtych paru dni sprzed prawie dwudziestu lat, wspomnienie mroku, grozy i śmierci, żarzy się we mnie i zatruwa”.


Chłopiec za wszelką cenę pragnie rozwiązać mrożącą krew w żyłach zagadkę. Samodzielnie, bo nie wie komu może ufać, a kto stanowi śmiertelne zagrożenie. Zresztą nikt nie bierze na serio jego opowieści. W trakcie trwania tej historii zacierają się granice pomiędzy tym, co rzeczywiste, a dziecięcą wyobraźnią. Nie wiemy już czy są to urojenia czy fakty. Autor manipuluje nami, działając przy tym na wszystkie nasze zmysły. Razem z Sammy’m odczuwamy namacalny strach, czujemy zapachy, widzimy surrealistyczne obrazy i słyszymy psychodeliczną muzykę, komponowaną przez jego ojca do filmów grozy. Muzyka ta wypełnia wszystko, dusi i przeraża. Nieustannie towarzyszy na każdym kroku. Jak zły cień. Powieść jest dzięki temu jeszcze bardziej przekonująca i przerażająca. Przypomina film. Autor gra na emocjach z wprawą profesjonalnego wirtuoza, dzięki idealnej synchronizacji z najczulszą siatką naszych nerwów. Atmosfera obłędu, strachu i nieznanego pociąga nas jednocześnie i odpycha, nie pozwalając jednak ani na chwilę porzucić lektury. Jest jak zło w czystej postaci, które przyciąga i od którego nie sposób się uwolnić. Granice pomiędzy rzeczywistością, a fikcją ulegają zatarciu. Czytając w nieustannym napięciu pragniemy wyjaśnień, lecz nadal błądzimy jak dziecko we mgle. Wraz z chłopcem, otoczeni tajemnicami i atmosferą wszechobecnego, nienamierzalnego zła.

Sammy próbuje poszukać pomocy, lecz nikt mu nie wierzy. Co więcej, on sam nie jest już niczego pewien. Szczególnie, gdy zostaje poddany terapii z użyciem leków. Strach i samotność przełamuje na jakiś czas pojawienie się koleżanki, Mariny, która mieszka z rodzicami po sąsiedzku. Na jaw wychodzą także tajemnice rodzinne, chore powiązania pomiędzy członkami rodziny Sammy’ego i opiekunki do dzieci Hannah. Zagadki zamiast się rozwiązywać stają się coraz bardziej zawiłe. Wraz z Sammy’m przeżywamy tę historię, balansując na krawędzi, gdyż stanowi ona zmaterializowane odbicie naszych własnych dziecięcych, egzystencjalnych lęków.

Winner zastosował trzy najbardziej oklepane w tego typu literaturze chwyty: dom – zły dom, pies – zabójczy i krwiożerczy oraz dzieci – krzywdzone dzieci. Ten zabieg mógł przekształcić powieść w banał, lecz tak się jednak nie stało. Autor wykorzystał powyższe archetypy do własnych, szatańskich celów, by jeszcze bardziej zagęścić atmosferę. I udało mu się to.

DOM
„Dom cię chwyta, wsiąka w ciebie, wdusza swoją zgniłą emanację pod skórę, do krwioobiegu. Dom nie był domem, po którym krążyły duchy, to był dom, który miał we władaniu mojego tatę, który go zmienił, który wsiąknął w niego jak wyziew zaraz”.
Sammy zadaje sobie pytanie: czy to ten dom jest zły? Czy on zmienia ludzi i każe im robić straszliwe rzeczy? Nawiedzony dom. Dom zły.

PIES
„Ten pies, Nemo, zawsze był dobry i grzeczny, aż sprowadzili się tutaj. I parę miesięcy później zaatakował chłopca. Po prostu zagryzł go na śmierć”
Co robi pies w ogrodzie? I jaki związek ma z pochowanym przed laty psem, pod betonową pokrywą? Krwiożerczy pies żywiący się świeżym mięsem…

DZIECKO
„Miś. Tak, wiem, skąd się wziął! Ona przyciskała go do siebie, kiedy ją obejmowałeś, nagą i młodą. Płakała w jego futerko, ale ty zasłaniałeś jej usta, żeby nie było słychać!”
Piękno przeciwstawione brutalności. Przemoc świata dorosłych skonfrontowana ze sferą dziecięcej niewinności.


"Czułem się jakby ktoś porąbał moją duszę toporem" – opowiada po latach główny bohater. Tak samo czuje się czytelnik po lekturze „Celi”. Polecam. Powieść dobra, mocna i świetnie napisana.


Na koniec jednak mała rada. Nie czytajcie tej książki przy jedzeniu. Szczególnie, gdy na obiad macie kotlety mielone…

Margota Kott